Wpisy archiwalne w kategorii

100 i więcej

Dystans całkowity:45534.84 km (w terenie 2269.00 km; 4.98%)
Czas w ruchu:2204:26
Średnia prędkość:20.66 km/h
Maksymalna prędkość:84.00 km/h
Suma podjazdów:339664 m
Maks. tętno maksymalne:207 (103 %)
Maks. tętno średnie:167 (83 %)
Suma kalorii:793962 kcal
Liczba aktywności:367
Średnio na aktywność:124.07 km i 6h 00m
Więcej statystyk
Dystans126.92 km Teren7.00 km Czas07:45 Vśrednia16.38 km/h VMAX52.00 km/h Podjazdy1200 m
Kalorie 3600 kcal Temp.36.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 189. "Morze Czarne. 7) Zabójcze drogi".
Trochę odpoczęliśmy, chociaż nocna impreza w przyhotelowej restauracji troszkę zakłócała mój sen. Opona zmieniona, więc można jechać, tylko cholernie się nie chce. Upał potworny, więc ratujemy się to piwem, to kwasem. Niestety studnie zniknęły całkowicie. W Lozovej mamy dość, a przed nami podjazdy, o których nie wiedzieliśmy oczywiście. Trochę się wypłaszczyło, by zaatakować podwójnie i to szutrem. Auta wzbijały tony kurzu, a my niekoniecznie jadąc brnęliśmy pod górę. Nareszcie szczyt, wjechaliśmy w krainę winnic. Jedzie się już lepiej, ale wodę musimy brać od mieszkańców, bo studnie zdemolowane, albo z małą ilością wody. Rozbijamy się tradycyjnie, czyli na łące. Na niebie pojawiały się co chwilę samoloty, w końcu Kiszyniów i lotnisko jest całkiem nie daleko.


Sielskie życie w Lozovej.

Jeszcze z asfaltem.


Koszmar.


Winnice i sady.


Dystans135.01 km Teren5.00 km Czas08:35 Vśrednia15.73 km/h VMAX54.00 km/h Podjazdy1270 m
Kalorie 3500 kcal Temp.35.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 187. "Morze Czarne 5) Gdzie ten most?".
Dzisiaj wyrobiliśmy się dość szybko, bo o 7:30 już jechaliśmy na stację. Tam wiadomo- kawka, wi-fi. Teren dosyć pofałdowany, ale drogi lepsze i kierowcy jacyś bardziej ogarnięci. Kierujemy się w stronę jeziora na granicy z Rumunią. W wiosce Zaicani robimy dłuższy postój. W większości małych sklepów w Mołdawii i na Ukrainie można kupić lane piwo, nawet w szklanych kuflach. Takie też zamawiamy, z arbuzem wyśmienite :D Przy jeziorze ma być most, więc lecimy w ten żar po górkach. Według mojej mapy zamiast mostu, ma być prom- też dobrze. Skręcamy na szuter i dojeżdżamy do wody. Zagotowałem się. Prom był, ale chyba z 10 lat temu. Trzeba wracać w tym upale, po tych górkach- Grzechu jeszcze laczka zalicza :/ W wiosce kolejne piwo. Jesteśmy już na dobrej drodze, gdy nagle asfalt zamienia się w szuter. Po kilku kilometrach jest git i lecimy wzdłuż granicy z Rumunią. Pustkowia, na granicy widać wieże obserwacyjne, rozbić się raczej ciężko, bo za blisko. Skręcamy w pola, gdy nagle z chaszczy ktoś nas woła. Skąd się wziął na takim zadupiu i co tam robił? Nic, jedziemy dalej. W Movileni wpadamy na łąkę i tam kończymy ten zryty dzień.



Jesteśmy w dupie.

Sklepowe piwo.

Na asfalt brakło hajsu.
Dystans119.01 km Czas07:51 Vśrednia15.16 km/h VMAX50.00 km/h Podjazdy1180 m
Kalorie 3200 kcal Temp.35.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 186. "Morze Czarne. 4) Na granicy".
Wyjeżdżamy jak zwykle, czyli przed 8. Tak grzeje, że strach co będzie dalej. Górki, dziury, taka codzienność. Na stacjach zatrzymujemy się co by z wi-fi skorzystać, a przy okazji kawka, czy piwko. Docieramy do Kamieńca Podolskiego. Miasto piękne, ale brukowane, strome uliczki nie nadają się do jazdy. Teraz kierujemy się na Chocim. Jedziemy sobie w tym upale, a tu nagle jak nie jebn@e. Ruscy atakujo!!!!!!!! Pewnie Grzechu na minę wjechał :D Dętka z tyłu wybuchła, przy okazji uszkadzając już nie najnowszą oponę. Idzie ona na przód i wspinamy się do Chocimia. Tam dłuższy postój, w sumie to chybia obiadowa przerwa była. Lecimy dalej wzdłuż mołdawskiej granicy. Dobrze, że co kawałek są studnie- napić się można i ochłodzić również. Docieramy do granicy. Ukraiński pogranicznik bierze paszporty i tyle go było. Jednak wrócił :D Jeszcze tylko mołdawska pieczątka i jedziemy, nie wiedząc czego się spodziewać. Kilka kilometrów i jesteśmy w Briceni. Jest późno, więc oficjalne kantory zamknięte. Jakiś gówniarz na rowerze naprowadza nas pod sklep. Wiedział co robi, bo tam dopadli nas cyganie. Cała banda: "Arabisz? Dżermany?" Cwaniaczki :D Pora się wycofać. Znajdujemy mały sklepik, gdzie wymieniamy kasę i z zakupami lecimy na nocleg. Pod górę, wiadomo :D Sady dookoła, ale skręcamy za stacją benzynową i na jakiejś kijowej łące się rozbijamy.


Opuszczamy szkołę.

Poranna mgła? Nie. 3 Kamazy :D

Kamieniec Podolski.



Dniestr.

Chłodzenie.

Studnie były różne.


Dystans124.82 km Czas07:22 Vśrednia16.94 km/h VMAX56.00 km/h Podjazdy1100 m
Kalorie 3300 kcal Temp.35.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 185. "Morze Czarne. 3) Niczym zombi".
W nocy okazało się, że miejscówka taka fajna nie do końca była. Pod górę ciężarówki męczyły się na pełnych obrotach, a w dół tłukły się niemiłosiernie na potwornych dziurach. Jakby tego było mało, to obok były tory i kilka razy przejeżdżały pociągi. Spałem ok. 2 godzin. Jechało mi się tragicznie- upał, górki, drogowe gruzowisko i strzelająca sztyca. Docieramy do Borszczowa (Borshchiv). Robimy zakupy i rozkładamy się w parku. Godzinna drzemka trochę pomogła, ale smaży jak smażyło. Około 18 w miejscowości Orynyn zatrzymujemy się na zimne piwko. Już tam zostajemy, bo jest tam szkoła i trochę trawników, gdzie możemy rozbić obóz. Rozbijamy się na tyłach, a że jest wcześnie, to nie musimy się spieszyć. Wodę bierzemy z miejscowej studni, ale wiadro jest tak dziurawe, że muszę dwa razy się namachać, żeby napełnić butelkę :D Dzieciaki  z boiska poszły do domów, więc zrobiło się spokojnie. Aż do 22. Pojawił się konserwator i obudził nas świecąc latarką po oczach. Chciał chłop pogadać, ale wzięliśmy tylko wodę i hyc do namiotów.


Tovste.

Borshchiv.

Typowa rzeka na wioskach.

Kolejne źródełko.

Straszliwe pustkowia.

Nie ma jak szkoła podczas wakacji.

Pora na kolację.
Dystans152.35 km Czas08:46 Vśrednia17.38 km/h VMAX46.00 km/h Podjazdy1400 m
Kalorie 4200 kcal Temp.34.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 184. "Morze Czarne. 2) Upał doskwiera".
Już rano było ciepło, co nie wróżyło niczego dobrego. Jeszcze stosunkowo dobre drogi zamieniają się w place budowy, a kierowcom odwala coraz bardziej. Nawadniamy się to piwem, to kwasem i brniemy w tą dzicz. W Płuchowie (Pluhiv) odwiedzamy tamtejsze cudowne źródełko. Zborów (Zboriv), kolejne brukowane miasto. Tam postanawiamy odpocząć nad wodą. Trochę to trwało, ale było potrzebne, bo grzeje niemiłosiernie. Tarnopol mijamy i jedziemy do Trembowli (Terbovlia). Tam czas oczekiwania pod sklepem wykorzystałem na poszukiwanie noclegu. Lokalny cwaniaczek postanowił wykorzystać sytuację. Zaczął wypytywać o ceny noclegów, bo on ma gdzieś tam chałupę i mógłby nam kawałek trawnika użyczyć za jakąś chorą cenę. Za flaszkę może nam pokazać fajne miejsce koło muzeum. Totalne chaszcze, ale nie bardzo chciał nas opuścić, no przecież flaszka by była. Na jednym ze zjazdów jakiś debil wychodzi nam prosto pod koła i próbuje zatrzymać- przy prawie 50 km/h, to był czysty debilizm. Teren mocno się pofałdował, a dzień się kończy. Na nocleg się nie zanosi, ale staje się cud. Świeżo wybudowany Kościół na podjeździe kusi nas swoim zapleczem. Nie jest idealnie, ale ku naszemu zdziwieniu, w pobliskim beczkowozie jest cieplutka woda, więc można się umyć jak człowiek.






Święta woda siły doda.

Ulubiona nawierzchnia.

W Zborovie.
Wytchnienie od upału.

Wydaje się być ok.
Dystans197.54 km Czas10:39 Vśrednia18.55 km/h VMAX50.00 km/h Podjazdy1650 m
Kalorie 5700 kcal Temp.32.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 183. "Morze Czarne. 1) Mocny początek".
Kolejny rok, kolejna wyprawa. Po zimnej Finlandii pora na coś cieplejszego, czyli Morze Czarne. Towarzyszył mi Grzesiek, z którym już od kilku lat jeżdżę. Start był zaplanowany na 12 z Przemyśla. Nie byłbym sobą, gdybym nie dowalił do pieca i nie wpadł na pomysł dojazdu tam rowerem. Na początku ciężko się przyzwyczaić, ale jakoś jechałem, a już z rana było ciepło. Markowa, Kańczuga, Pruchnik, górek sporo, ale jedzie mega fatalnie. Podniosłem siodełko o kilka mm i odżyłem. W Żurawicy byłem na tyle wcześnie, że jeszcze nadłożyłem drogi. Później śniadanko nad Sanem i ruszam na Rynek. Przyjeżdża Grzesiek i jedziemy na zakupy do Biedry. Spotykamy po drodze rodzinę sakwiarzy. Pora opuścić kraj, na przejściu bez kolejki, strażnik wypytuje tylko jak się sprawują takie rowery i tyle. Droga do Lwowa to nudny przymus, ale jest to nieliczny odcinek bez dziur. Spotykamy sakwairzy z Niemiec- kończą we Lwowie, więc jadą jak opętani. Zatrzymujemy się na piwko, lody i takie tam. Ceny? Bardzo przystępne. Przed nami Lwów, czyli męka na brukowanych uliczkach. Najlepiej jechać tuż przy torowisku, ale wtedy cały ruch jest zablokowany. Z tej jazdy tylko rozbolała mnie głowa. Nareszcie udaje się opuścić miasto i po jakichś 10 km w miejscowości Pidhirne znajdujemy miejscówkę tuż przy stawie. Obok namiotów mamy drogę wśród łąk, którą miejscowi docierają do domów, ale nikt nam głowy nie zawraca. To był mega męczący dzień, trzeba złapać trochę sił na następne.


Odpoczynek w Kańczudze.

San w Przemyślu.

Już na Ukrainie.

Horodok- pod sklepem.

Koniec dnia.

Pojawiają się mgły.


Dystans126.06 km Czas04:54 Vśrednia25.73 km/h VMAX69.00 km/h Podjazdy1550 m
Tętnośr.148 TętnoMAX188 Temp.20.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Odcinek 167. "Dobrý deň".
Gorlice, pogoda całkiem fajna, chociaż rześko dosyć było. Ruszam przez remontowane drogi w stronę Małastowa i podjeżdżam na Przełęcz Małastowską. Od tej strony jakoś lepiej mi się podjeżdża. Po zjeździe zaczynają się dziury, remonty i przekopy, jechać trzeba. Nim się obejrzałem, a już byłem na granicy- wiatr w plecy dawał radę. Zjeżdżam w stronę Zborova- podjazdu nie wspominam zbyt miło :D Ze Zborova uderzam na Bardejov. Bardzo sympatyczne miasteczko z pięknym rynkiem. Na bruku wytelepało mnie ostro. Kieruję się na główną drogę- czasem fajna, czasem dziurawa, ale wciąż pod wiatr. W Tarnovie jakaś pusta blondi wymusza pierwszeństwo na oczach policjantów- zero reakcji, chociaż prawie mnie potrąciła. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby skręcić na Kurov- dziury sakramenckie i pod górę. Teraz dalej pod górę, ale po ładnym asfalcie. Mijam mnóstwo szosowców, aż wreszcie mogę zjechać do Tylicza- po 40 km na Słowacji. Tam spotykam grupę sakwiarzy jadących południową granicą do Żywca. Znowu zła decyzja i wspinam się w stronę Krynicy Zdroju. Zjazd dziurawymi serpentynami i ląduję w ......korku. Ładne mi uzdrowisko :D Uciekam czym prędzej, chociaż podjazd mi tego nie ułatwia. Przecinam główną drogę i w Krzyżówce zjeżdżam zacnymi zawijasami. W Wawrzce robię postój na przystanku i zaczyna lać- cóż, chmury czaiły się dookoła. Jak tylko przestało, atakuję podjazd. Do Ropy dojeżdżam w deszczu. Zapieprzanie na zjazdach nie było zbyt mądre, ale nie było gleby :D Teraz już tylko 10 km z przygłupami w blaszankach- miejscami w ogóle nie padało. Dzisiaj testowałem też sakwę/ torbę Topeak Backloader 10l. Trochę żarcia, dętki, picie i waga około 1,3 kg. Po ściśnięciu paskami, a trzeba to zrobić dosyć mocno, paski były  całkowicie skrócone. Ładunek umieszczony jest wysoko, więc przy jeździe na stojąco, czy nagłych manewrach trochę bujnie, ale takie już uroki tego rozwiązania. W zestawie jest wewnętrzny wodoodporny worek, ale ja go nie wziąłem. Mimo tego, po jeździe w deszczu, w środku było sucho- całkiem dobry błotnik z tej sakwy :D Co do jakości- nie ma się do czego przyczepic.


Już na Słowacji.


Ratusz i bazylika na rynku w Bardejovie.


Trudny powrót do Polski.

Widoki z Krzyżówki.


No i się zesrało.

Deszcz poszedł sobie dalej.

Dystans193.84 km Czas07:27 Vśrednia26.02 km/h VMAX67.00 km/h Podjazdy1900 m
Tętnośr.150 TętnoMAX191 Kalorie 3700 kcal Temp.27.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Odcinek 159. "Góry Słonne".
Kategoria 100 i więcej
Poranek bardzo rześki, ale wiedziałem, że później będzie ładnie, więc można wyskoczyć gdzieś dalej. Jadę na Tyczyn i przez Borek do Błażowej. Dalej przez Piątkową i Hartę do Dynowa. Słońce wylazło i już nie było tak fajnie. Dalej przez Dąbrówkę Starzeńską i wspinam się na Bondarów. Zjazd do Ulucza i mizernymi asfaltami kieruję się przez Dobrą do Mrzygłodu. Obieram kurs na Tyrawę Wołoską i podjazd dnia na pasmo Gór Słonnych. Nawet zgrabnie poszło- na punkcie widokowym tłumy, mimo, że Bieszczady ledwo widać. Zjeżdżam do Załuża i jadę na Sanok. W Skansenie jakaś impreza, więc korki spore, ale San H 01 wyglądał zajebiście. Teraz jazda doliną Sanu ponownie do Mrzygłodu, gdzie rozkłada się spora impreza. Skręcam na podjazd na Końskie. Podjazd masakruje, ale widoki zacne. Później przez Dydnię do Dynowa ponownie, ale po drodze wywaliło mi korki. Ależ chujowo się jechało, a właściwie wlekło. Pod Semaforem kolejki, więc jadę na Szklary. Tam coś miękko się robi z przodu. Dopompowuję i nawet dojeżdżam do domu przez Dylągówkę, Kielnarową i Chmielnik. Tam cuci mnie Radler, ale pod Rocha prawie umarłem.

W stronę Ulucza.

Awaria mostu.

Dolina Sanu.

Z podjazdu na Końskie.

Dystans109.71 km Czas04:09 Vśrednia26.44 km/h VMAX62.00 km/h Podjazdy1040 m
Tętnośr.148 TętnoMAX197 Kalorie 2100 kcal Temp.24.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Odcinek 135. "Górki".
Kategoria 100 i więcej
Wczoraj lało, w nocy także, więc w terenie pewnie mnóstwo błota. Biorę szosę, chociaż nie jedzie się dobrze, to może jakoś dam radę. Uderzam na Racławówkę i przez Zgłobień docieram do Nockowej. Zaliczam podjazd w Bystrzycy- tempo już całkiem dobre. Zjeżdżam do Wielopola Skrzyńskiego i po krótkiej przerwie jadę w stronę Wiśniowej. Stąd przez Gibska do Strzyżowa i boczną drogą do Żarnowej. Przez Glinik do Zaborowa i dalej do Czudca. Teraz na Wyżne, Babicę i przez Siedliska do Rzeszowa.

Dystans124.30 km Teren1.00 km Czas04:31 Vśrednia27.52 km/h VMAX65.00 km/h Podjazdy1000 m
Kalorie 2600 kcal Temp.25.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Odcinek 133. "Trasa usłana różami".
Kategoria 100 i więcej
Zapowiadał się ładny dzień, więc trzeba by gdzieś dalej wyskoczyć. Frekwencja dobra, bo oprócz mnie pojechał Wilczek, Kona, Zuki, Włochaty i Tompi.
Jedziemy na Słocinę i dalej przez Malawę do Kraczkowej. Dobre 10 min. czekamy aż przejdzie procesja- mamy za to ładnie posypaną drogę. Później zawitaliśmy do Markowej, gdzie robimy przerwę. W Kańczudze kolejna procesja i wizyta zaopatrzeniowa na Orlenie. Jedziemy do Łopuszki Małej nad tamtejszy zalew. Wracamy do Kańczugi i jedziemy główną drogą przez Hadle do Jawornika Polskiego. Tam Wilczek zmienia dętkę z tyłu, więc przerwa się przedłuża. Teraz pora na Szklary i tamtejszy tunel wąskotorówki. Uderzamy na Dylągówkę- na serpentynach Tompi pocisnął i zaliczył szlifa przed maską samochodu. Poobdzierał się, ale tak, to wszystko gra, więc jedziemy do Hyżnego, dalej do Tyczyna- Wilczek klei dętkę, tym razem z przodu. Po chwili znowu to samo, ale uwija się i jedziemy dalej przez Budziwój do domu.

W Markowej.


Laczek nr 1.

Szklary.

I powtórka :D
© 2017 Exsom Group, LLC. All Rights Reserved. Terms of Service · Privacy Policy · DMCA · System Status