Wpisy archiwalne w kategorii

500 i więcej

Dystans całkowity:1024.85 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:03
Średnia prędkość:23.81 km/h
Maksymalna prędkość:66.60 km/h
Suma podjazdów:11463 m
Suma kalorii:27655 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:512.43 km i 21h 31m
Więcej statystyk
Dystans515.12 km Czas22:15 Vśrednia23.15 km/h VMAX66.60 km/h Podjazdy7163 m
Kalorie18255 kcal Temp.25.0 °C SprzętAccent Draft
Odcinek 113."Tour de Silesia".
Kategoria 500 i więcej, Zawody
Nie wiem, co mi padło na mózg, że się zapisałem. Ilość przewyższeń wyglądała źle, przynajmniej pogoda zapowiadała się dobra, chociaż dzień wcześniej wieczorem jeszcze lało :D Cel był jeden- przejechać to. Trasa to pół na pół- Polska i Czechy i może z kilometr Słowacji, nawet nie przeoczyłem tego odcinka :D Start 8:10 i już ładnie przygrzewało. Grupę zostawiłem, bo jechali, jakby zaraz miała być meta, a i tak doganiałem wcześniej startujących zawodników. Po kilku kilometrach wjeżdżamy do Czech. Będę pisał tylko najważniejsze co zapamiętałem. Pierwsza setka zleciała szybko- popalić dała Lysa Hora, sporo osób butowało. Na szczycie zimno, więc nawrotka. Zjazd po dziurach nie był zbyt piękny. Chwilkę później zjawiłem się na pierwszym bufecie. Późnym popołudniem pojawiły się burzowe chmury i trochę polało, ale udało się uciec. Druga i 3 setka zleciały szybko, nastała noc, do tego nie znalazłem, przeoczyłem punkt żywieniowy w Rybniku. Była już 23, a ja makabrycznie głodny. Znalazłem Orlen i tam pojadłem, było już po północy. Po deszczu pojawiła się gęsta mgła, która potęgowała zimno. Jechałem sam, przez 90 % trasy- jakoś nie mogłem się do nikogo dostosować. Nad ranem spotykam trzech zawodników i kilka godzin jedziemy razem. Ostatnie 60 km było najgorsze. Sztywne podjazdy w pełnym słońcu, zaczęło się przed Wisłą. Później jeszcze trochę Czech i wreszcie meta. Całą trasę przejechałem w siodle, a łatwo nie było. Organizacja bardzo dobra, tylko koniec trasy ciut za ciężki, ale wiedziałem na co się porywam. Na 495 km na zjeździe, kamyczek rozwala dętkę- ostatkiem sił walczę z wymianą tego diabelstwa :D


Na horyzoncie Lysa Hora.
Na horyzoncie Lysa Hora. © miciu222145

Na Lysej Horze.
Na Lysej Horze. © miciu222145

Lysa Hora.
Lysa Hora. © miciu222145
Dystans509.73 km Czas20:48 Vśrednia24.51 km/h VMAX66.00 km/h Podjazdy4300 m
Kalorie 9400 kcal Temp.12.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Pętelka.

Jakiś czas temu znajomy, któremu Andrzej na imię, wpadł na dość karkołomny pomysł. Wyznaczył trasę 500 kilometrową i wyznaczył 24 godzinny limit na jej przejechanie. Większość trasy była nam znana, zapoznaliśmy się z nią podczas dwudniowego rekonesansu. Ostatnio się oszczędzałem, bo nie wiedziałem jak sobie poradzę z tą trasą- z życiówką 241 km nie było najlepiej.
Wróciłem z pracy i próbowałem się przespać, marne 2 godziny lekkiej drzemki- budzę się z bólem głowy. Ile dam radę, tyle przejadę. Spakowałem się i ruszyłem na Rynek- akurat załapałem się na tyły ekipy jadącej na zbiórkę. 8 osób na rowerach, reszta w dwóch samochodach, był m.in. mechanik, masażysta, reporter i kierowcy :D Wybija północ- wyruszamy w stronę Świlczy i dalej aż do Ropczyc, gdzie odbijamy na południe w stronę Wielopola Skrzyńskiego i Wiśniowej, Noc wymaga skupienia podczas jazdy, ale jedzie się dobrze. Przez Frysztak do Lubli i dalej do Jasła. Odbijamy na Nowy Żmigród, by dalej jechać do Dukli. Pojawia się mżawka, do tego jakieś 12, może 13 stopni i zaczyna wiać. Teraz przeprawa drogą na Barwinek, a później wybitnymi dziurami na Jaśliska- robi się jasno, ale i tak niewiele widać. W Komańczy opuszczamy Beskid Niski i zagłębiamy się w Bieszczady. Tutaj łatwo nie będzie, mimo tego jedzie się dobrze. Podjazdy są konkretne, ale zjazdy są równie dobre. Docieramy do Cisnej i po krótkim postoju jedziemy dalej, czeka na nas Wetlina i Połoniny- gdzieś skryły się między chmurami, szkoda. Deszcz nie daje o sobie zapomnieć, do tego marzniemy, szczególnie na zjazdach. Po pokonaniu ostatnich serpentyn docieramy do Ustrzyk Górnych. W Kremenarosie jemy zupę, która bardzo skutecznie nas rozgrzewa i daje siłę do dalszych zmagań. Tutaj podejmujemy strategiczną decyzję i rozdzielamy się- z Andrzejem atakujemy 500 km, więc jedziemy dalej swoim tempem, a reszta jedzie ile może.
Do Lutowisk jedzie się fenomenalnie, do tego pojawia się słońce. W Ustrzykach Dolnych skręcamy na Przemyśl, jednak najpierw docieramy do Kuźminy- droga niby bez wielkich podjazdów, ale męczy niemiłosiernie. Docieramy do Birczy, gdzie jeszcze nie wiedziałem, że czeka nas najgorszy odcinek wyjazdu. Na początek ostre serpentyny, a zamiast karkołomnego zjazdu wleczemy się 30 km/ h za ciężarówką, ten zjazd się nam należał! Dalej było nie lepiej, bo ciągle pod górę. Jakieś 350 km i chyba dopadł mnie kryzys, miałem dość, chociaż głowa już nie bolała. W Przemyślu postój- Grzesiek robi mi masaż karku, barków, bo już boli niemiłosiernie. Jak ręką odjął, a po rozluźnieniu nóg poczułem się lepiej. Pora jechać dalej i wcale płasko nie jest, dopiero za Radymnem jest trochę lepiej. W drodze do Jarosławia Andrzej przebija tylne koło. Jest ciemno, my zmęczeni, wzywamy wóz techniczny, a co. W Jarosławiu omijamy obwodnicę niedostępną dla rowerzystów i przez to troszkę zwiedzamy miasto. Kierujemy się na Leżajsk, który omijamy obwodnicą i lecimy na Sokołów Młp.Jest świeżo po deszczu, więc pora na mgłę. W Raniżowie robimy postój z krótką drzemką, zasypiamy podczas jazdy, a to bezpieczne nie jest. Widoczność na kilka metrów, a my po 400 km wykazujemy totalny brak koncentracji. Docieramy jednak do Kolbuszowej, gdzie wjeżdżamy na główną drogę prosto na Rzeszów. Głogów Młp., Rudna Mała, Miłocin i batonik na wjeździe do miasta- tu mnie Andrzej rozwalił. Nareszcie, jedziemy na Rynek. W czasie nie zmieściliśmy się, ale co z tego, może jakbyśmy się wcześniej urwali i jechali po swojemu, to by się udało. Na Rynku powitanie, kilka łyków czegoś mocniejszego dla uczczenia tego wydarzenia i można wracać do domu. Super ekipa i mimo, że pogoda była fatalna, to jakoś to było i się udało przejechać taki kawał drogi. Cztery osoby z ekipy ukończyły etap o długości 400 km- szacun.
Nogi, ręce, barki bolą jak diabli, ale warto było.

W stronę Cisnej
W stronę Cisnej © miciu222145
Na podjeździe
Na podjeździe © miciu222145
Przed zjazdem do Cisnej
Przed zjazdem do Cisnej © miciu222145
© 2017 Exsom Group, LLC. All Rights Reserved. Terms of Service · Privacy Policy · DMCA · System Status