Wpisy archiwalne w kategorii
Mołdawia
Dystans całkowity: | 542.24 km (w terenie 22.00 km; 4.06%) |
Czas w ruchu: | 33:46 |
Średnia prędkość: | 16.06 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4600 m |
Suma kalorii: | 14400 kcal |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 108.45 km i 6h 45m |
Więcej statystyk |
Dystans127.46 km Teren10.00 km Czas07:18 Vśrednia17.46 km/h VMAX34.00 km/h Podjazdy560 m
Odcinek 190. "Morze Czarne. 8) Dobry Sasha".
Startujemy jak zwykle koło 7:30, na niebie trochę chmur, ale dalej gorąco. Dzisiaj gdyby nie było szutrowych przerywników, to można by paść z nudów. Przed upałem ratujemy się to stacją, to barem, czy innym sklepem. Kierujemy się do miasta Basarabeasca, gdzie znajduje się przejście graniczne. Miasto trochę zamotane, a na niebie pojawiły się złowrogie chmury. Z oddali dało się słyszeć stłumione pomruki burzy- jechaliśmy w jej kierunku. Na przejściu karzą nam jechać, ale chętnych do wbicia pieczątki- brak. Staruszka tam siedząca ostrzega nas przed burzą i mówi, że lepiej autobusem jechać. My tłumaczymy, że taka opcja w grę nie wchodzi. Teraz wjazd na Ukrainę- parę pytań i jedziemy. Ukraina przywitała nas drogą typu "świeże kartoflisko", do tego pod górę. Burza dodawała tylko dramatyzmu. Decydujemy się jechać dalej, chociaż jest cholernie ciężko. Burza już blisko, więc zatrzymujemy się w napotkanej wiosce. Nic się nie dzieje, więc jedziemy. Kawałek ledwie, bo zaczyna kapać. Plac zabaw jest naszą kryjówką, a bezdomny pies, po krótkim mizianiu zostaje naszym przyjacielem. Dobrze, że bar jest blisko- można skoczyć po browara. Nie kapie, więc jedziemy, ale znowu kapie- więc hyc pod daszek studni. Chyba tyle deszczu, pora jechać. Oczywiście walnęło deszczem, kiedy byliśmy na odludziu, nic tylko jechać. Burza jak burza, ale połamanych drzew, to się nie spodziewaliśmy. Do Tarutyne wjeżdżamy w deszczu i robimy postój na dworcu. Przez Krasne :D jedziemy już w słoneczku, ale dalej droga jest tak koszmarna, że ręce opadają. Na naszej drodze znajduje się wioska Veselyi Kut. Podczas postoju pod baro- sklepem pytamy, czy nie można gdzieś rozbić namiotów. Jeden z tutejszych oznajmia, że nie musimy namiotów rozkładać, bo ma duży dom, a mieszka sam. Zawsze to coś nowego. Dom jest zaraz koło sklepu, więc idziemy. Gospodarzem jest właśnie tytułowy Sasha. Były marynarz, którego rozpad ZSRR zastał tu gdzie jest teraz. Dzieci się porozjeżdżały, o żonie nie chciał rozmawiać- dom jest strasznie zapuszczony i biedny. My jednak nie narzekamy i przyjmujemy gościnę. To tutaj odbyłem swój pierwszy lot w kosmos i to nie w byle jakiej rakiecie, a właściwie prysznicu :D Na kolację była krakowska sucha, dobry chleb, solona słonina, papryka, pomidory i cebula. Najedliśmy się, słonina była super. Ogarnęliśmy trochę pokoje i poszliśmy spać.
Ku granicy.
Zmiana kraju.
Poczekalnia.
Znowu czekamy.
Wracamy :D
Miciołke leci na Marsa. Prysznic legitny.
Ku granicy.
Zmiana kraju.
Poczekalnia.
Znowu czekamy.
Wracamy :D
Miciołke leci na Marsa. Prysznic legitny.
Dystans126.92 km Teren7.00 km Czas07:45 Vśrednia16.38 km/h VMAX52.00 km/h Podjazdy1200 m
Odcinek 189. "Morze Czarne. 7) Zabójcze drogi".
Trochę odpoczęliśmy, chociaż nocna impreza w przyhotelowej restauracji troszkę zakłócała mój sen. Opona zmieniona, więc można jechać, tylko cholernie się nie chce. Upał potworny, więc ratujemy się to piwem, to kwasem. Niestety studnie zniknęły całkowicie. W Lozovej mamy dość, a przed nami podjazdy, o których nie wiedzieliśmy oczywiście. Trochę się wypłaszczyło, by zaatakować podwójnie i to szutrem. Auta wzbijały tony kurzu, a my niekoniecznie jadąc brnęliśmy pod górę. Nareszcie szczyt, wjechaliśmy w krainę winnic. Jedzie się już lepiej, ale wodę musimy brać od mieszkańców, bo studnie zdemolowane, albo z małą ilością wody. Rozbijamy się tradycyjnie, czyli na łące. Na niebie pojawiały się co chwilę samoloty, w końcu Kiszyniów i lotnisko jest całkiem nie daleko.
Sielskie życie w Lozovej.
Jeszcze z asfaltem.
Koszmar.
Winnice i sady.
Sielskie życie w Lozovej.
Jeszcze z asfaltem.
Koszmar.
Winnice i sady.
Dystans33.84 km Czas02:17 Vśrednia14.82 km/h VMAX46.00 km/h Podjazdy390 m
Odcinek 188. "Morze Czarne. 6) Czas odpocząć".
Mimo bliskości drogi, to nawet się wyspałem. Górka za górką, w porannej spiekocie docieramy do Falesti. Tradycyjna przerwa pod sklepem i zaglądamy na targ, gdzie udaje się kupić oponę. Dla jaj pytamy o cenę noclegu w napotkanym hotelu. Okazuje się bardzo przyzwoita, pewnie przez brak klientów. Postanawiamy zrobić dzień przerwy. Idziemy na zakupy, a później już tylko tv w klimatyzowanym pokoju. Rowery tymczasem odpoczywały na tyłach budynku, w firmie gdzie produkuje się różne cuda z betonu.
Poranne widoki.
Sielskie klimaty.
Rumuńskie pagórki.
W hotelu Laguna.
Chłodek i późniejsze TdP w tv.
Pyszne wino.
Poranne widoki.
Sielskie klimaty.
Rumuńskie pagórki.
W hotelu Laguna.
Chłodek i późniejsze TdP w tv.
Pyszne wino.
Dystans135.01 km Teren5.00 km Czas08:35 Vśrednia15.73 km/h VMAX54.00 km/h Podjazdy1270 m
Odcinek 187. "Morze Czarne 5) Gdzie ten most?".
Dzisiaj wyrobiliśmy się dość szybko, bo o 7:30 już jechaliśmy na stację. Tam wiadomo- kawka, wi-fi. Teren dosyć pofałdowany, ale drogi lepsze i kierowcy jacyś bardziej ogarnięci. Kierujemy się w stronę jeziora na granicy z Rumunią. W wiosce Zaicani robimy dłuższy postój. W większości małych sklepów w Mołdawii i na Ukrainie można kupić lane piwo, nawet w szklanych kuflach. Takie też zamawiamy, z arbuzem wyśmienite :D Przy jeziorze ma być most, więc lecimy w ten żar po górkach. Według mojej mapy zamiast mostu, ma być prom- też dobrze. Skręcamy na szuter i dojeżdżamy do wody. Zagotowałem się. Prom był, ale chyba z 10 lat temu. Trzeba wracać w tym upale, po tych górkach- Grzechu jeszcze laczka zalicza :/ W wiosce kolejne piwo. Jesteśmy już na dobrej drodze, gdy nagle asfalt zamienia się w szuter. Po kilku kilometrach jest git i lecimy wzdłuż granicy z Rumunią. Pustkowia, na granicy widać wieże obserwacyjne, rozbić się raczej ciężko, bo za blisko. Skręcamy w pola, gdy nagle z chaszczy ktoś nas woła. Skąd się wziął na takim zadupiu i co tam robił? Nic, jedziemy dalej. W Movileni wpadamy na łąkę i tam kończymy ten zryty dzień.
Jesteśmy w dupie.
Sklepowe piwo.
Na asfalt brakło hajsu.
Jesteśmy w dupie.
Sklepowe piwo.
Na asfalt brakło hajsu.
Dystans119.01 km Czas07:51 Vśrednia15.16 km/h VMAX50.00 km/h Podjazdy1180 m
Odcinek 186. "Morze Czarne. 4) Na granicy".
Wyjeżdżamy jak zwykle, czyli przed 8. Tak grzeje, że strach co będzie dalej. Górki, dziury, taka codzienność. Na stacjach zatrzymujemy się co by z wi-fi skorzystać, a przy okazji kawka, czy piwko. Docieramy do Kamieńca Podolskiego. Miasto piękne, ale brukowane, strome uliczki nie nadają się do jazdy. Teraz kierujemy się na Chocim. Jedziemy sobie w tym upale, a tu nagle jak nie jebn@e. Ruscy atakujo!!!!!!!! Pewnie Grzechu na minę wjechał :D Dętka z tyłu wybuchła, przy okazji uszkadzając już nie najnowszą oponę. Idzie ona na przód i wspinamy się do Chocimia. Tam dłuższy postój, w sumie to chybia obiadowa przerwa była. Lecimy dalej wzdłuż mołdawskiej granicy. Dobrze, że co kawałek są studnie- napić się można i ochłodzić również. Docieramy do granicy. Ukraiński pogranicznik bierze paszporty i tyle go było. Jednak wrócił :D Jeszcze tylko mołdawska pieczątka i jedziemy, nie wiedząc czego się spodziewać. Kilka kilometrów i jesteśmy w Briceni. Jest późno, więc oficjalne kantory zamknięte. Jakiś gówniarz na rowerze naprowadza nas pod sklep. Wiedział co robi, bo tam dopadli nas cyganie. Cała banda: "Arabisz? Dżermany?" Cwaniaczki :D Pora się wycofać. Znajdujemy mały sklepik, gdzie wymieniamy kasę i z zakupami lecimy na nocleg. Pod górę, wiadomo :D Sady dookoła, ale skręcamy za stacją benzynową i na jakiejś kijowej łące się rozbijamy.
Opuszczamy szkołę.
Poranna mgła? Nie. 3 Kamazy :D
Kamieniec Podolski.
Dniestr.
Chłodzenie.
Studnie były różne.
Opuszczamy szkołę.
Poranna mgła? Nie. 3 Kamazy :D
Kamieniec Podolski.
Dniestr.
Chłodzenie.
Studnie były różne.