Wpisy archiwalne w kategorii
Słowacja
Dystans całkowity: | 2914.91 km (w terenie 329.00 km; 11.29%) |
Czas w ruchu: | 146:29 |
Średnia prędkość: | 19.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.00 km/h |
Suma podjazdów: | 27312 m |
Maks. tętno maksymalne: | 189 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (74 %) |
Suma kalorii: | 51590 kcal |
Liczba aktywności: | 25 |
Średnio na aktywność: | 116.60 km i 5h 51m |
Więcej statystyk |
Dystans79.37 km Teren59.00 km Czas05:37 Vśrednia14.13 km/h VMAX51.89 km/h Podjazdy2220 m
Odcinek 112/5373. "Vihorlat, Slovensko".
Wyhorlat, pasmo górskie pochodzenia wulkanicznego we wschodniej Słowacji. Z Rzeszowa mamy podobny dystans, jak chociaż by w Bieszczady, więc czemu nie odwiedzić tych terenów? Umówiliśmy się z tamtejszym użytkownikiem Stravy- Janem. W czterech wyruszamy w ten słoneczny poranek na podbój szczytów, które widzimy na horyzoncie. Łatwo nie będzie, bo startując ze 150 metrów będziemy się wspinać na prawie 1100 m. Pierwsze szczyty jak Kijów mają nieco ponad 800 m, ale już taki Wyhorlat to już 1076 m.n.p.m. Teren mocno kamienisty, przez to bez grama błota. Turystów napotykamy całkiem sporo, ale Słowacy również świętują. Na zjeździe do Morskiego Oka spory badyl blokuje mi przednie koło i po efektownym locie, zjeżdżam na tyłku po liściach. Straty: bolący bark oraz kolano, w rowerze ugiąłem hak przerzutki. Troszkę go naprostowałem i można jechać dalej. Przed nami Sniński Kamień, czyli całe 1006 m wysokości. Na niespełna 3 km zdobywamy 300 m w pionie- na samą skałę oczywiście wchodzimy, chociaż na górze pizga jak złe. Wracamy do raozjazdu i rozkminiamy dalszą trasę- już mamy jechać, gdy okazuje się, że Katrap zgubił powietrze z tyłu. Ostatnie 28 km, to głównie szalona jazda w dół, to po szutrze, to po resztach asfaltu. Nasz słowacki kolega opuścił nas gdzieś w połowie trasy, bo tylko tyle czasu miał.
Przed nami Wyhorlat. © miciu222145
Nie za szeroko. © miciu222145
Trzeba zdobyć Wyhorlat, czyli 1075 m. © miciu222145
Na Wyhorlacie by Ketrap. © miciu222145
Wyhorlat i Zbiornik Zempliński. © miciu222145
To nie kamienie były problemem. © miciu222145
Nad słowackim Morskim Okiem. © miciu222145
Sniński Kamień. © miciu222145
Widok ze Snińskiego Kamienia. © miciu222145
Może nie zlecę, Sniński Kamień by Ktrap. © miciu222145
Przed nami Wyhorlat. © miciu222145
Nie za szeroko. © miciu222145
Trzeba zdobyć Wyhorlat, czyli 1075 m. © miciu222145
Na Wyhorlacie by Ketrap. © miciu222145
Wyhorlat i Zbiornik Zempliński. © miciu222145
To nie kamienie były problemem. © miciu222145
Nad słowackim Morskim Okiem. © miciu222145
Sniński Kamień. © miciu222145
Widok ze Snińskiego Kamienia. © miciu222145
Może nie zlecę, Sniński Kamień by Ktrap. © miciu222145
Dystans140.72 km Czas08:34 Vśrednia16.43 km/h VMAX58.40 km/h Podjazdy1110 m
Odcinek 202/5137. "Ostatnia granica".
Zapowiadało się strasznie, a to co najwyżej pokropiło. Rano telefon do właściciela, co by nasze rowery z knajpy uwolnił i można jechać. Lekko kropiło, temperatura koło 20 stopni, tylko jechać- kierujemy się na Michalovce. Później jedziemy na Humenne- ostatnie 9 km to była główna droga, więc walczyliśmy o przeżycie. Za to później odbijamy na północ. Ahh, co to była za droga- cały czas lekko pod górę, przez małe wioseczki ze znikomym ruchem. Coś wspaniałego, przez 60 km. Na godzinę zatrzymała nas burza, ale później ładnie się wypogodziło. Finalny podjazd, to już granica polsko-słowacka. Udało się dojechać po 12 dniach. Zjeżdżamy do Tylawy i odbijamy na Daliową. Pole namiotowe odpada, bo niby ma być 10 stopni. W sumie to już jest, jest już nawet i ciemno. Nocleg w agroturystyce w Daliowej. 3 dni i prawie 450 km, to dopiero dystans :D
Ponura Słowacja. © miciu222145
Na Słowacji dużo padało, ale Węgry i Słowenia toną. © miciu222145
Jeszcze 22. i będzie mecz. © miciu222145
Bliżej Polski pogoda ładniejsza. © miciu222145
Ponura Słowacja. © miciu222145
Na Słowacji dużo padało, ale Węgry i Słowenia toną. © miciu222145
Jeszcze 22. i będzie mecz. © miciu222145
Bliżej Polski pogoda ładniejsza. © miciu222145
Dystans151.47 km Czas08:39 Vśrednia17.51 km/h VMAX37.58 km/h Podjazdy202 m
Odcinek 201/5136. "110 km niepewności".
Zgodnie z prognozami, poranek przywitał nas deszczem. Jednak radary Windy poprawiały nastrój, bo chmury miały przejść dosyć szybko. Poszliśmy na śniadanko, później pakowanie i koło 9 można było jechać. Było ciepło, ale już bez takiego gorąca. Mieliśmy zaplanowaną trasę do granicy drogą rowerową wzdłuż rzeki. Co wybraliśmy? Najbardziej ruchliwą drogę w okolicy, koszmar, nigdy więcej. Na granicy kolejki niewielkie, więc po kilku minutach jesteśmy już na Węgrzech. Trochę głównej drogi i zjeżdżamy na te mniej uczęszczane, z drogą rowerową i to asfaltową. Nie może być za pięknie, bo w miasteczkach ten asfalt zamienia się koślawe płyty i kostkę brukową z krawężnikami. Nigdy tylu zakazów w ciągu dnia nie złamałem :D Kilometry mijały sprawnie, ale cały dzień myśleliśmy tylko o jednym, o 110 km. Miał być tam prom, na bocznej drodze. Czy jest, tego nie wiemy. Lepiej, żeby był, bo inaczej czeka nas objazd, taki na pół dnia. Prom był na całe szczęście i już po kilku kilometrach mamy 3 kraj tego dnia. Słowacja wita nas miasteczkiem pełnym cyganów. Jedziemy wzdłuż ukraińskiej granicy i mój telefon przełączył się na tamtejszą się- a to drań, tak nie można. Docieramy do miasteczka Leles, gdzie miejscowy rowerzysta wskazuje nam jedyny otwarty sklep. Miejscówek brak, do tego wzbudzamy takie zainteresowanie, że pora stąd uciekać. Mamy też inny problem- zbliża się burzowy front. Jedziemy przez pustkowia- to kolejny problem. Wielkie Kapuśany wcale wielkie nie były, więc za sprawą reklamy jedziemy szukać noclegu. Wszystko zajęte, w większości przez robotników. Dzwonią i kierują nas na drugi koniec miasta, w miejsce o tragicznych opiniach. Po drodze znajdujemy inną miejscówkę, jeszcze nieczynną, przy pijalni piwa. Dla nas zrobiło się czynne i byliśmy pierwszymi gośćmi. Zajebista pizza i darmowe piwko od właściciela- tak się kończy ten długi dzień. Co przyniesie front?
Na Węgrzech komfortowo. © miciu222145
Czasem też terepało. © miciu222145
Prom jednak był- rzeka Tisza. © miciu222145
Słowacka kładka- skrót. © miciu222145
Kładka była w kiepskim stanie. © miciu222145
Idzie front, będą burze. © miciu222145
Słowacka pizza i czeskie piwo. © miciu222145
Na Węgrzech komfortowo. © miciu222145
Czasem też terepało. © miciu222145
Prom jednak był- rzeka Tisza. © miciu222145
Słowacka kładka- skrót. © miciu222145
Kładka była w kiepskim stanie. © miciu222145
Idzie front, będą burze. © miciu222145
Słowacka pizza i czeskie piwo. © miciu222145
Dystans94.46 km Czas05:45 Vśrednia16.43 km/h VMAX65.06 km/h Podjazdy1094 m
Odcinek 196. Bałkany '22. D9. "Znalezione, nie kradzione".
Chyba przesadziłem z alkoholem wczorajszego wieczoru, bo łeb nawalał jak głupi. Dzisiaj z rana mamy krótką trasę do Bratysławy, całe 15 km. Jazda po dużym mieście, to jak zwykle koszmar- wczoraj Wiedeń, dzisiaj Bratysława. I cyk na dworzec. Pociąg za chwilę odjeżdża, wpadamy w ostatniej chwili i kupuję bilety u konduktora. Zawaliłem, bo kupiłem do Żyliny, a jechaliśmy do Rużomberoka. 5 minut przed wysiadką musieliśmy dokupić bilety :D Wysiadanie było troszkę karkołomne- peron miał metr szerokości, ludzi masa, a my z rowerami po schodkach. Wesolutko było. Znowu na rowerach. Z głównej drogi za wcześnie zjeżdżamy i pakujemy się w góry większe niż zamierzaliśmy. Jedziemy przez Dolny Kubin i Nemestovo- sporo cienia, więc mimo podjazdów jedzie się fajnie. Przed wioską Bobrov, Grzesiek pokazuje, że leży coś na skraju drogi. Postanawiam zawrócić i zobaczyć co to jest. Schylam się i wtedy to "coś" zaczęło dzwonić. Jak dzwonią, to trzeba odebrać. Z rozmówek polsko- słowackich wyszło tyle, że jechał ktoś na motocyklu i zgubił telefon. My jedziemy na rowerach w stronę Polski i po drodze się spotkamy. No zobaczymy. No i czeka na nas ekipa. Krótka rozmowa i zdziwienie, że my z tak daleka jedziemy i akurat znaleźliśmy ten telefon. Dwa piwka jako znaleźne i jedziemy dalej. Po ok. 5 km przekraczamy granicę z Polską. Gdyby nie pociągi bylibyśmy tutaj 3 dni później, a to byłoby słabe. Jeszcze kilak kilometrów i jesteśmy w Lipnicy Wielkiej. Rozbijamy się przy szkole, zapowiada się zimna noc.
Bratysława na horyzoncie. © miciu222145
Dwu poziomowy most w Bratysławie. © miciu222145
Góry Choczańskie, Słowacja. © miciu222145
Wodospad Luczański, z ciepłą wodą :) © miciu222145
Na Horyzoncie Beskidy. © miciu222145
Pochmurna Babia Góra. © miciu222145
Bratysława na horyzoncie. © miciu222145
Dwu poziomowy most w Bratysławie. © miciu222145
Góry Choczańskie, Słowacja. © miciu222145
Wodospad Luczański, z ciepłą wodą :) © miciu222145
Na Horyzoncie Beskidy. © miciu222145
Pochmurna Babia Góra. © miciu222145
Dystans105.08 km Czas04:09 Vśrednia25.32 km/h VMAX59.76 km/h Podjazdy1549 m
Odcinek 157. "Przekraczanie granic".
Szosa i Beskid Niski, nic więcej nie trzeba. Start z upalnego Nowego Żmigrodu. Po kilku kilometrach wspinam się z Kątów na Przełęcz Hałbowską. Po zjechaniu do Krempnej zaglądam nad zalew. Teraz jadę do przejścia granicznego w Ożennej, ale drogą, która raczej nadawała się na rower mtb. Teraz mamy gładki asfalt z progami zwalniającymi i zakazem wjazdu od 01.04 do 31.08. z wyłączeniem rowerzystów. Co tam zakaz, co tam park narodowy, samochodów nie brakuje i jeszcze mają problem, bo im zawadzam. Tylko kogo tutaj nie powinno być? Mijam Żydowskie, dolinę Ciechanii i słowacką granicę- zjeżdżam do Niżnej Poljanki. Góra- dół, przez 8 km do Zborova. Stąd tylko 10 km do granicy, ale cały czas pod górę. Z granicy jadę przez Konieczną i Zdynię na Przeł. Małastowską. Główną drogą do Sękowej i skręcam na Wapienne i Rozdziele. Miałem ominąć główną drogę, ale w takim upale nie chciałem już nadkładać drogi- niestety spory ruch i dziury przed Nowym Żmigrodem skutecznie mnie zmęczyły. Za duży upał na takie górki.
Zalew w Krempnej. © miciu222145
Witamy w Parku. © miciu222145
Żydowskie. © miciu222145
Dolina Ciechani. © miciu222145
Można bez przeszkód. © miciu222145
Pierwsze widoki na Słowacji. © miciu222145
Zalew w Krempnej. © miciu222145
Witamy w Parku. © miciu222145
Żydowskie. © miciu222145
Dolina Ciechani. © miciu222145
Można bez przeszkód. © miciu222145
Pierwsze widoki na Słowacji. © miciu222145
Dystans209.18 km Czas07:39 Vśrednia27.34 km/h VMAX67.68 km/h Podjazdy2742 m
Odcinek 218. "Miś nam przebiegł drogę dziś".
Ostatni raz dookoła Tatr jechałem dokładnie 3 lata temu. Nadarzyła się okazja, więc pojechałem kolejny raz. Nocleg z soboty na niedzielę i wyjazd z rana. Niestety przesadziłem z alko, miałem kaca i ból głowy przez większość czasu. Startujemy koło 7:30 z Bukowiny. Podjeżdżamy na Łysą Polanę, jest rześko, na razie. Jesteśmy na Słowacji. Tutaj jak zwykle odwiedzamy Podspady, Zdiar, Vysokie Tatry i zaliczamy nawet Strbskie Pleso. Później mamy sporo w dół, więc lecimy jak dziki koło 45 km/h. Aż tu nagle na 90 km niespodzianka, trzeba hamować. Z lewej strony po łące biegnie...niedźwiedź. Piękne bydle o długiej sierści, przebiega przez drogę jakieś 50 m przed nami i ucieka do lasu. Szok, co tu się w ogóle odwaliło? W Liptovskim Mikulaszu robimy przerwę na żarcie- powoli odzyskuję siły, w połowie trasy :D Podjazd na Zuberec daje popalić, w pełnym słońcu jest okropnie. Dookoła pojawiają się burze, ale jakoś je mijamy, jednak po mokrym trzeba jechać. Docieramy do Chochołowa i przez Zakopane lecimy na Poronin i do Bukowiny. Fajne towarzystwo, tras też spoko, a misiek najlepszy :D
Już na Słowacji. © miciu222145
W obiektywie Evy, dookoła Tatr. © miciu222145
Eva
Po Słowackiej stronie- w obiektywie Rekina. © miciu222145
Słowacja- w obiektywie Rekina. © miciu222145
Szczyrbskie Pleso. © miciu222145
Takie widoczki. © miciu222145
No zjeść trzeba. © miciu222145
Już na Słowacji. © miciu222145
W obiektywie Evy, dookoła Tatr. © miciu222145
Eva
Po Słowackiej stronie- w obiektywie Rekina. © miciu222145
Słowacja- w obiektywie Rekina. © miciu222145
Szczyrbskie Pleso. © miciu222145
Takie widoczki. © miciu222145
No zjeść trzeba. © miciu222145
Dystans154.15 km Czas08:34 Vśrednia17.99 km/h VMAX58.32 km/h Podjazdy1230 m
Odcinek 204. Bałkany 2019. D/13. "Byle do domu".
Poranek przywitał nas dosyć chłodno, ale była szansa na słońce. To pojawiło się dosyć szybko i zrobiło się cieplutko. Do granicy zostało nam jakieś 60 km, ale głównie pod górkę. Wreszcie jesteśmy- witam w moim królestwie, to Podkarpacie. Znany język, znane górki, ale lecimy prosto do Rzeszowa, bo po 17 jest pociąg do Lublina. Docieramy z dość dużym zapasem i w ten oto sposób wyprawa dobiegła końca. Jeszcze tylko piwko nad Zalewem i do domu.
Pokonaliśmy 1478 km, z sumą przewyższeń 13161- sporo. Środki transportu: samochód>taxi>pociąg>taxi x2 >samolot>rower>prom>rower>pociąg>rower.
Słowacki poranek. © miciu222145
Słowacka modliszka. © miciu222145
Poranek nad Wielką Domasą. © miciu222145
Koniec wyprawy. © miciu222145
Pokonaliśmy 1478 km, z sumą przewyższeń 13161- sporo. Środki transportu: samochód>taxi>pociąg>taxi x2 >samolot>rower>prom>rower>pociąg>rower.
Słowacki poranek. © miciu222145
Słowacka modliszka. © miciu222145
Poranek nad Wielką Domasą. © miciu222145
Koniec wyprawy. © miciu222145
Dystans43.59 km Czas03:03 Vśrednia14.29 km/h VMAX38.88 km/h Podjazdy258 m
Odcinek 203. Bałkany 2019. D/12. "Krajobraz po burzy".
Ciężko opisać słowami, to co się działo tej nocy. 5, a może 6 burz, jedna za drugą. Do tego potężny deszcz i okazało się, że prawie całe pole przed namiotami zalane, jak stanąłem, to zapadłem się prawie do kostek. Deszcz jednak znowu zaczął padać i tak padał do .....15. Wtedy Grzesiek poszedł do sklepu. Gdy wrócił, stwierdził, że trzeba jechać. Ubabrani w błocie zaczynamy jazdę, jest prawie 16. Okrutnie wieje, leci mżawka i jest zimno- straszliwa odmiana. Pod koniec dnia wiatr trochę słabnie, a my musimy szukać noclegu. Padło na polanę tuż pod lasem między Małą, a Wielką Domasą.
Pod wieczór już się uspokoiło. © miciu222145
Pod wieczór już się uspokoiło. © miciu222145
Dystans121.28 km Czas07:28 Vśrednia16.24 km/h VMAX43.20 km/h Podjazdy391 m
Odcinek 202. Bałkany 2019. D/11. "Zmiany w pogodzie".
Pora opuścić naszą miejscówkę i jechać dalej. Najpierw jednak śniadanie na Shellu i zakupy w Praktikerze- gaz. Docieramy do Tokaju, gdzie kupujemy winko w jednej z winnic. Po niespełna 90 km docieramy na Słowację. Pogoda się mocno popsuła, dookoła pojawiły się chmury z deszczem, do tego wieje. Za Trebisovem postanawiamy się rozbić, bo słychać już nadchodzącą burzę. Namioty rozkładamy za krzakami na ściernisku. Zaczęło padać, burza nadciąga.
Droga przez Tokaj. © miciu222145
Słoneczny Tokaj. © miciu222145
Pogoda się zmienia. © miciu222145
Wieczorna niespodzianka. © miciu222145
Dopadnie nas, to pewne. © miciu222145
Droga przez Tokaj. © miciu222145
Słoneczny Tokaj. © miciu222145
Pogoda się zmienia. © miciu222145
Wieczorna niespodzianka. © miciu222145
Dopadnie nas, to pewne. © miciu222145
Dystans111.19 km Czas04:16 Vśrednia26.06 km/h VMAX63.00 km/h Podjazdy1200 m
Odcinek 120. "Sąsiedzka wizyta".
Start zaplanowałem sobie z Nowego Żmigrodu. Kieruję się na Kąty i podjazdem na Przełęcz Hałbowską docieram do Krempnej. Dzięki procesji jadę w stronę przejścia w Ożennej, a miałem uderzać na Barwinek. Droga lekko zamulająca, ale dosyć sprawnie docieram do przejścia- cały czas lekko pod górę. Zjeżdżam do Niżnej Polianki i jadę do Śvidnika. Tam dłuższy postój przy muzeum wojennym. Pora na powrót do Polski, więc jadę do Barwinka. Teraz przez Tylawę do Dukli, nie był to najlepszy odcinek, bo miejscami droga była tragiczna. Z Dukli na Iwlę i dalej na Nowy Żmigród, w Głojscach napotykam otwarty sklep. Lech free to najgorsze gunwo jakie piłem, tragedia. Do Nowego Żmigrodu bez przygód.
Przejście graniczne w Ożennej. © miciu222145
Widoczki na Słowacji. © miciu222145
Pomnik w Śvidniku. © miciu222145
Muzeum w Śvidniku. © miciu222145
Śvidnickie muzeum pod chmurką. © miciu222145
Pomnik tuż przed Barwinkiem. © miciu222145
Pora się zwijać. © miciu222145
Przejście graniczne w Ożennej. © miciu222145
Widoczki na Słowacji. © miciu222145
Pomnik w Śvidniku. © miciu222145
Muzeum w Śvidniku. © miciu222145
Śvidnickie muzeum pod chmurką. © miciu222145
Pomnik tuż przed Barwinkiem. © miciu222145
Pora się zwijać. © miciu222145