Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:2196.19 km (w terenie 111.00 km; 5.05%)
Czas w ruchu:114:53
Średnia prędkość:19.12 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:14800 m
Suma kalorii:55600 kcal
Liczba aktywności:34
Średnio na aktywność:64.59 km i 3h 22m
Więcej statystyk
Dystans59.21 km Teren40.00 km Czas04:49 Vśrednia12.29 km/h VMAX57.00 km/h Podjazdy2180 m
Kalorie 2600 kcal Temp.25.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Beskid Sądecki na ostro.
Kategoria Beskid Sądecki
Szybka akcja, szybka decyzja.  Po godzinie 7 jedziemy już w Beskid Sądecki w składzie: Włochatke, Kona, Masełkę i ja. Rozkładamy się w Rytrze i koło 11 ruszamy.  Początek szlakiem niebieskim przez Roztokę Ryterską.  Lekko do góry, aż asfalt zamienia się w szuter. Opuszczamy szlak niebieski i robi się mocniej pod górę. Docieramy na Przehybę. Tam robimy dłuższą przerwę. Pora jechać dalej.  szlak czerwony, czyli góra- dół, błoto, kamienie i banan na twarzy. Docieramy do szlaku żółtego- nim zjeżdżamy do Szczawnicy. Znowu postój, tym razem pod sklepem.  Asfaltem przez Szlachtową i Jaworki. W Dolinie Białej Wody odbijamy na szlak czerwony. Czeka nas mozolne zdobywanie wysokości, po nie zawsze przyczepnej nawierzchni. Docieramy do szlaku niebieskiego i kierujemy się na Wielki Rogacz. Widoki ładne, ale Tatry skryły się za chmurami. Podejście po kamieniach i jesteśmy na szczycie. Miało być w dół, ale niekoniecznie tak było. Na Niemcowej skręcamy nie tam gdzie trzeba i po fajnym zjeździe musimy wracać ponad kilometr. Wracamy z żółtego na szlak czerwony i kierujemy się na Rytro. W oddali widać, że pada, a my pędzimy na złamanie karku. Koniec, to cudny zjazd, który troszkę zafarbował nam tarcze. Takich wyjazdów trzeba, żeby porządnie sponiewierać się w terenie, wylać hektolitry potu i poczuć, co to jazda w górach. Moje opony mają już sporo za sobą, przez co jazda była jeszcze bardziej ekscytująca. Ogólnie bagno, kamienie i zjazdy dobrze mi zrobiły.
IMG_2828-
Kona jedzie na koniu, tyłem :D
IMG_0652
Początek z Rytra.
IMG_0660
Ktoś wylał beton.
IMG_0661
IMG_0658
Obczajka na Przehybie.
IMG_0665
Z Przehybą w tle.
IMG_0686
Zassało.
IMG_2843
Dolina Białej Wody, Masło, tak bardzo wy@ebane.
IMG_0673
Czerwony z Białej Wody.
IMG_2848
Grzybobranie na Wielkim Rogaczu.
IMG_2840
IMG_2835
IMG_0663
Szukając szlaku żółtego.
IMG_2852
Przed zjazdem do rytra.

Dystans21.00 km Czas01:49 Vśrednia11.56 km/h VMAX28.00 km/h
Temp.20.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Masa krytyczna.
Dystans10.35 km Czas00:33 Vśrednia18.82 km/h VMAX26.00 km/h
Praca.
Dystans11.00 km Czas00:32 Vśrednia20.62 km/h VMAX31.00 km/h
Praca.
Dystans52.70 km Czas02:01 Vśrednia26.13 km/h VMAX53.00 km/h Podjazdy550 m
Kalorie 1000 kcal Temp.14.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Ponuro na szosie.
Przestało padać, ale czasem oś pokropiło. ogólnie, to zimno było. Najpierw przez Budziwój do Siedlisk. Podjazd w stronę Horodnej, Przylasek, Hermanowa, Tyczyn. Później Kielnarowa, Tyczyn i w stronę Magdalenki. Zjazd i podjazd na Rocha. Matysówka, łany, Biała i przez Żwirownię do domu. Przez pierwsze 10 km męczyłem się z ustawieniem siodła po wymianie sztycy i chyba się udało.

IMG_20140827_184504
Na podjeździe.
Dystans7.60 km Czas00:20 Vśrednia22.80 km/h VMAX29.00 km/h
Temp.12.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Deszczowo.
Dystans27.10 km Czas01:07 Vśrednia24.27 km/h VMAX45.00 km/h
Temp.18.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Miejskie smiganie.
Dystans98.86 km Czas04:56 Vśrednia20.04 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy300 m
Kalorie 2000 kcal Temp.15.0 °C
Dzień 14. Bukareszt i Lwów i do Polski.
Ten dzień rozpoczęliśmy bardzo wcześnie, bo o 4. O 5:30 byliśmy już na dworcu i szukaliśmy naszego pociągu. Gdy się znalazł, okazało się, że jedzie z Moskwy, nie wróżyło to niczego dobrego. Na wstępie, "opiekunka" naszego wagonu stwierdza, że z rowerami absolutnie nie pojedziemy i są zaskoczeni, że Polacy nie rozumieją po rosyjsku- nadal żyją w swoim świecie. Gdy zaproponowaliśmy łapówkę za przewóz rowerów, nagle zdanie zmieniła, ale rowery muszą być rozkręcone. Poszło sprawnie, a dla Radzia znalazłem schowek pod sufitem. Gościu, który w sumie nie wiadomo kim był, pomógł chłopakom z rowerami i przywiązali je w przedsionku do zamkniętych drzwi.
Udało się, jeszcze tylko schować bagaże i można słać łóżka. W przedziale mieliśmy spoko Białorusina, z którym trochę pogadaliśmy. Podróż wyglądała jakbym był chory: jeść, spać, jeść, spać, jeść, spać. Na granicy z Ukrainą kontrola miłych i ładnych Pań z ukraińskiej straży granicznej. Ponad 3 godziny postoju- zmiana kół w wagonach, coś niesamowitego :D Z szerokich torów trzeba wjechać na tory europejskie. Jedziemy dalej- przed północą meldujemy się w Lwowie. Jazda nocą po Ukrainie- pora na sport ekstremalny. Na jednych ze świateł zagapiliśmy się i wjechaliśmy wszyscy w pierwszego. Obok stał radiowóz- padło pytanie" Jak wy jeździcie?" Zwaliliśmy winę na zmęczenie- faktycznie, po wyprawie i 18 h w pociągu, wypoczęci nie byliśmy. Nagle pojawia się zgraja rowerzystów- o północy zaczęli obchody Ich święta. Wbijamy między nich i wygląda to co najmniej dziwnie. Rozmawiamy ze spotkaną Polką i jest w szoku, że tyle przejechaliśmy. Rozdzielamy się i jedziemy dalej- kierowcy bardzo fajnie się zachowują i jest dobrze. Jedynie Polak miał jakiś problem. Na zjeździe wpadamy w taką dziurę, że prawie spadłem z roweru. Jakieś 30 km przed granicą zaczyna padać, dramat. Jadę strasznie wkurzony. Dojeżdżamy do wypadku- dwa samochody na polskich blachach i jeden miejscowy zatrzymały się na gigantycznym jeleniu- słabo to wyglądało. Ciekawostka- wszystkie radiowozy jakie widzieliśmy, to nowe Priusy. Nareszcie granica- przemoczeni, zziębnięci, a polskie służby przeszukują nas jakbyśmy wwozili cholera wie co. Wkurw jeszcze większy. Jest i Przemyśl- na dworcu myślałem, że zamarznę. Jeden pociąg o 5:32- Grzechu jedzie do Lublina. 4 minuty później pociąg do Rzeszowa. Czekamy dość długo, więc podczepia się do Nas koleś z Rzeszowa. Gada i gada, ledwo mogę go słuchać. Pociąg- szaleństwo. Nowiusieńki skład na wypasie- rowerki podróżują na wieszakach. Po ponad 2 godzinach wita nas mój Rzeszów. Dalej pada i jest zimno. Od końca wyprawy dzieli nas ok. 3 km. Jest i domek, nadszedł więc czas na pożegnanie i powrót do codzienności. Wyjazd mocno udany, Towarzystwo wyborne, ale Rumunię już chyba przedawkowałem. Miałem już dość kierowców, psów, rozkładających się zwłok tychże i tych dramatycznych dróg. Cieszę się, że zaliczyłem Transfogarską, być może już nigdy tam nie wrócę, a wspomnienia pozostaną. Od ostatniej wizyty 2 lata temu, ceny mocno poszły do góry i jest drożej jak w Polsce. Tym razem nie miałem żadnej obcej waluty, no może 20 ojro na Słowację. Wypłaty w bankomatach i płatności kartą kosztowały mnie 20 zł, czyli tyle co nic. Sporo wyniósł nas pociąg, ale tutaj nie mieliśmy za dużego wyboru- trudno, raz w życiu mogę się przejechać ruskim pociągiem, jak na swoje lata, to był w nienagannym stanie. Dzięki Chłopaki za wspólne kręcenie, bez Was wyjazd byłby, no właśnie, nie byłby taki zajebisty.

Garmin zmienił sobie czas i podzielił ślad. Przed granicą padły baterie, ale już nie miałem ochoty na ich zmianę, bo nie miałem pojęcia, gdzie mam zapas.

Schował się.
IMG_2824
Będziemy wysiadać.
IMG_2827
Polskie luksusy.

Dystans170.50 km Czas08:08 Vśrednia20.96 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy260 m
Kalorie 4400 kcal Temp.32.0 °C
Dzień 13. Bułgaria.
Dalej się nie wyspałem. Zapowiada się kolejny upalny dzień. Jeden z Grześków będzie zwiedzał Bukareszt, a reszta jedzie do Bułgarii. Jazda po tym mieście, to jakiś cholerny dramat. Do tego jakiś baran w Golfie 3 prawie zepchnął mojego kompana z drogi. Troszkę dookoła, ale udaje się wyjechać. Główna droga ma pobocze, więc jedzie się przyzwoicie, ale z nudów, to przysypiałem. W Giurgiu kierujemy się na most nad Dunajem. Ruch spory, a most wydaje mnóstwo dźwięków, gdy tylko jakiś samochód przejedzie. Za mostem przejście graniczne i jesteśmy w Bułgarii. Przed nami miasto Ruse, ale dojazd, to jeden wielki remont. Dalej blokowiska z czasów komunistycznych i zajebiste trolejbusy :D Docieramy do jakiegoś deptaka i poczyniamy lans. Na ogródkach ktoś pił piwo, a przyjechał karbonowym rowerem czasowym ze zwykłymi pedałami- widok zaiste dziwny :D  Wracamy do Rumunii. Droga dłuży się strasznie, do tego wiatr prosto w twarz. Wszędzie te śmierdzące i rozjechane psy, już mam dość ich i rumuńskich kierowców. Puszcza łatka i muszę zmienić dętkę. Rozmijam się gdzieś z Grześkiem i w sumie nie wiem, kto gdzie jest. Na jednym postoju gadam z polskim kierowcą tira i stwierdził, że jak spotka Grześka, to mu powie, że czekam na niego. Wynikła z tego śmieszna sytuacja, bo Grzesiek wkurzył się na trąbiącego tira i opieprzył kierowcę, a okazało się, że kierowca miał dla niego wiadomość. Dojeżdżam do Bukaresztu i mieszam się w ruchu z idiotami za kierownicą. lecę po 40 km/h po drogach z miliardem pasów w różnych kierunkach. Tym sposobem gubię się i do hostelu docieram mega wkurzony. Prysznic, zakupy, kolacja i krótkie spanie, bo o 4 trzeba wstać na pociąg.





Dystans27.55 km Czas01:54 Vśrednia14.50 km/h VMAX35.00 km/h Podjazdy100 m
Kalorie 1000 kcal Temp.34.0 °C
Dzień 12. Giurgiu i Bukareszt.
Kolejny gorący dzień, a komary jak gryzły, tak gryzą dalej. Wyjeżdżamy dość wcześnie i koło 9 jesteśmy w Giurgiu. Do Bukaresztu mamy koło 70 km główną drogą. Grzesiek wymyśla, żeby bujnąć się do miasta autobusem, bo i sam Bukareszt jest kiepski do jazdy rowerem. Odwiedzamy Kaufland i po godzinie 10 jesteśmy w drodze do stolicy. Obawy co do drogi się nie potwierdziły, bo praktycznie cały czas jest dosyć szerokie pobocze- cóż, zaoszczędziliśmy kilka godzin, które się przydały. Końcowy przystanek znajdował się na środku głównej ulicy. Rozpakowywaliśmy się między jadącymi samochodami, coś niesamowitego. Jedziemy do centrum, koło budynku parlamentu. Po długim błądzeniu po mieście dramatycznym do jazdy rowerem, znajdujemy wreszcie dworzec. Teraz pytanie jak wrócić do kraju? Bilety na pociąg do Lwowa trzeba wykupić dwa dni wcześniej, albo podjechać do granicy z Węgrami, ale tu cena jest nieadekwatna do odległości. Pomaga nam jeden facet i w necie szuka dworców autobusowych- są, ale same krajowe. Po długich namysłach kupujemy bilety na sobotę na godz. 6- pociąg z Bukaresztu do Lwowa, za jedyne 280 lei. Teraz szukamy naszego hostelu Oblik. Trochę to trwało, ale znajdujemy- prosta droga z dworca, niewiele ponad 1 km. Tam wnosimy rowery na piętro i rozkładamy się w pokoju, gdzie mieszkają już trzej Francuzi. Zbawienny prysznic i idziemy na zakupy. Troszkę nadkładamy drogi, ale mamy wszystko co trzeba. Na kolację spaghetti. Mimo, że w łóżeczku, to nie wyspaliśmy się, dodatkowo do szału doprowadziła mnie klimatyzacja skierowana prosto na mnie- kazaliśmy wyłączyć to w cholerę.

Zmieniamy środek lokomocji.

Bukareszt.


Parlament


Różne oblicza Bukaresztu.

Mebelki- pieseł śpi w ...monitorze :D


© 2017 Exsom Group, LLC. All Rights Reserved. Terms of Service · Privacy Policy · DMCA · System Status