Dystans197.54 km Czas10:39 Vśrednia18.55 km/h VMAX50.00 km/h Podjazdy1650 m
Odcinek 183. "Morze Czarne. 1) Mocny początek".
Kolejny rok, kolejna wyprawa. Po zimnej Finlandii pora na coś cieplejszego, czyli Morze Czarne. Towarzyszył mi Grzesiek, z którym już od kilku lat jeżdżę. Start był zaplanowany na 12 z Przemyśla. Nie byłbym sobą, gdybym nie dowalił do pieca i nie wpadł na pomysł dojazdu tam rowerem. Na początku ciężko się przyzwyczaić, ale jakoś jechałem, a już z rana było ciepło. Markowa, Kańczuga, Pruchnik, górek sporo, ale jedzie mega fatalnie. Podniosłem siodełko o kilka mm i odżyłem. W Żurawicy byłem na tyle wcześnie, że jeszcze nadłożyłem drogi. Później śniadanko nad Sanem i ruszam na Rynek. Przyjeżdża Grzesiek i jedziemy na zakupy do Biedry. Spotykamy po drodze rodzinę sakwiarzy. Pora opuścić kraj, na przejściu bez kolejki, strażnik wypytuje tylko jak się sprawują takie rowery i tyle. Droga do Lwowa to nudny przymus, ale jest to nieliczny odcinek bez dziur. Spotykamy sakwairzy z Niemiec- kończą we Lwowie, więc jadą jak opętani. Zatrzymujemy się na piwko, lody i takie tam. Ceny? Bardzo przystępne. Przed nami Lwów, czyli męka na brukowanych uliczkach. Najlepiej jechać tuż przy torowisku, ale wtedy cały ruch jest zablokowany. Z tej jazdy tylko rozbolała mnie głowa. Nareszcie udaje się opuścić miasto i po jakichś 10 km w miejscowości Pidhirne znajdujemy miejscówkę tuż przy stawie. Obok namiotów mamy drogę wśród łąk, którą miejscowi docierają do domów, ale nikt nam głowy nie zawraca. To był mega męczący dzień, trzeba złapać trochę sił na następne.
Odpoczynek w Kańczudze.
San w Przemyślu.
Już na Ukrainie.
Horodok- pod sklepem.
Koniec dnia.
Pojawiają się mgły.
Odpoczynek w Kańczudze.
San w Przemyślu.
Już na Ukrainie.
Horodok- pod sklepem.
Koniec dnia.
Pojawiają się mgły.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze