Wpisy archiwalne w kategorii
Z sakwami
Dystans całkowity: | 22277.20 km (w terenie 391.00 km; 1.76%) |
Czas w ruchu: | 1272:29 |
Średnia prędkość: | 17.51 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.84 km/h |
Suma podjazdów: | 151381 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 140 (70 %) |
Suma kalorii: | 449724 kcal |
Liczba aktywności: | 204 |
Średnio na aktywność: | 109.20 km i 6h 14m |
Więcej statystyk |
Dystans102.95 km Czas05:30 Vśrednia18.72 km/h VMAX51.00 km/h Podjazdy1110 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rumunia dzień 4.
Budzimy się rano mocno nie wyspani. Seba tak chrapał, że chyba tylko jemu to nie przeszkadzało. Lekkie śniadanko i rozpoczynamy kolejny dzień kręcenia. Początek, to ciągła jazda wzdłuż jeziora, co pod koniec było już trochę nudne- jechaliśmy tak przez 35 km. Jest trochę podjazdów, ale bez jakiejś masakry: Potoci-Ruginesti-Buhalnita-Hangu-Poiana Largului. W tej miejscowości znajduke mega wywalony w kosmos wiadukt, na którym łączą się cztery ważne drogi. Tuż obok niego znajduje się "Diabelski kamień"- Piatra Dracului. Noramlnie wystaje ponad lustro wody, jednak stan wody był tak niski, że gdzieś w oddali płynęła jedynie rzeka. Tak to powinno wyglądać. Zjechaliśmy pod wiadukt i tam zrobiliśmy sobie piknik z zakupionym wcześniej żarciem. Czas płynie nieubłaganie, więc trzeba się zbierać- zaczynamy podjazd, którego część przejedziemy dzisiaj, dokładnie 65 kilometrowy odcinek :D Topoliceni-Ruseni-Galu-Savinesti-Frumosu-Farcasa-Borca-Madei, pogoda tak nas rozleniwia, kilometry przybywają opornie, że kupujemy browary, żarcie i rozkładamy się nad rzeką i przez 2 h oddajemy się błogiemu lenistwu-Lunca-Pietroasa-Brosteni- jemy obiad i spotykamy Polaków z Krakowa, Satu Mare-Cojoci-Chiril. Ładnych kilkadziesiąt kilometrów szukaliśmy miejsca na nocleg, jednak każdy kawałek płaskiego terenu był odgrodzony, albo znajdował się w centrum wioski. Droga, to była inna historia- dziury, betonowa nawierzchnia i resztki wiekowego asfaltu- auta gubiły tam rejestracje :D Postanowiliśmy rozbić się tuż poniżej drogi nad rzeką Bistrita. Kilka metrów od namiotu mieliśmy czyściutki strumyk.
Jezioro.© miciu222145
Z widokiem na jezioro.© miciu222145
Lecim pod górkę.© miciu222145
Jazda idzie opornie- robimy piknik.© miciu222145
Izotoniki.© miciu222145
Może by zadzwonić ?© miciu222145
Fajowski wiadukt.© miciu222145
Miciu i wiadukt, a moze wiadukt i Miciu ?© miciu222145
Ta mróweczka, to ja.© miciu222145
Diabelski kamień- powinien być w wodzie do połowy.© miciu222145
Rozwidlenie.© miciu222145
Lecimy dalej.© miciu222145
Odwiedziny w monastyrze.© miciu222145
Wreszcie coś konkretnego.© miciu222145
Kolejna miejscówka.© miciu222145
Lodówka.© miciu222145
Dystans116.40 km Czas06:18 Vśrednia18.48 km/h VMAX46.00 km/h Podjazdy1524 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rumunia dzień 3.
To była chyba najchłodniejsza noc, do tego mnóstwo wilgoci i ślimaki oraz mrówki, które oblazły rowery. Słonko znowu ładnie grzeje, a Seba zamienia sakwy i po 400 m musi wszystko mocować od nowa :D Wczoraj rozpoczęliśmy podjeżdżać, więc dzisiaj mieliśmy ciekawy początek- 19 km pod górę. Podjazd prowadzi nas prosto na przeł. Bucin na wysokości 1287 metrów. Tam odpoczywamy przed dalszą drogą. Dalszy zjazd zalesionymi serpentynami jest mocno chłodny, ale jakoś to przeżyliśmy i docieramy do płaskiej i trochę nudnej drogi. Przez Borzont i Joseni docieramy do miasta Gheorgheni. Tam nieco błądzimy przez marne oznakowanie, a szukaliśmy Kauflanda oczywiście :D
Znowu poważniejszy posiłek i przerwa- upał staje się nie do zniesienia. Czeka nas kolejny podjazd na prawie identyczną wysokość jak poprzednio. Tym razem na zjeździe czeka nas największa atrakcja dnia dzisiejszego- wąwóz Bicaz. Robi niesamowite wrażenie, które psują nieco tłumy i wszechobecne kramy. Tam okazuje się, że tarcza 160 mm i spiekane klocki to za mało, żeby zatrzymać 100 kg pędzące w dół. W ten magiczny sposób palę przednie klocki i zaczynają wyć przy hamowaniu. Dalej jest jeszcze stromiej, do tego dochodzą serpentyny, coś pięknego :)
Docieramy kolejno do Bicaz Chei i Bicazu Ardelean. Dalej jest Lunca i miejscowość Bicaz. Pora na zakupy i szukanie noclegu. Szału nie ma, nawet pewien camping oferuje niesamowite warunki do rozbicia namiotu- spadek prosto do jeziora. Tuż obok na szczęście są domki i po krótkiej walce na języki dostajemy 3 osobowy pokój w domku. Całość mieści się na d jeziorem Bicaz (Izvorul Muntelui). Jak zwykle pichcimy, ogarniamy się i idziemy spać- tym razem Seba był "gwiazdą" tej nocy :D
Kawałek zjazdu wąwozem Bicaz
Znowu poważniejszy posiłek i przerwa- upał staje się nie do zniesienia. Czeka nas kolejny podjazd na prawie identyczną wysokość jak poprzednio. Tym razem na zjeździe czeka nas największa atrakcja dnia dzisiejszego- wąwóz Bicaz. Robi niesamowite wrażenie, które psują nieco tłumy i wszechobecne kramy. Tam okazuje się, że tarcza 160 mm i spiekane klocki to za mało, żeby zatrzymać 100 kg pędzące w dół. W ten magiczny sposób palę przednie klocki i zaczynają wyć przy hamowaniu. Dalej jest jeszcze stromiej, do tego dochodzą serpentyny, coś pięknego :)
Docieramy kolejno do Bicaz Chei i Bicazu Ardelean. Dalej jest Lunca i miejscowość Bicaz. Pora na zakupy i szukanie noclegu. Szału nie ma, nawet pewien camping oferuje niesamowite warunki do rozbicia namiotu- spadek prosto do jeziora. Tuż obok na szczęście są domki i po krótkiej walce na języki dostajemy 3 osobowy pokój w domku. Całość mieści się na d jeziorem Bicaz (Izvorul Muntelui). Jak zwykle pichcimy, ogarniamy się i idziemy spać- tym razem Seba był "gwiazdą" tej nocy :D
Kawałek zjazdu wąwozem Bicaz
Wszędobylskie ślimaki.© miciu222145
Chciał zechlać Sida.© miciu222145
Profesjonalne podpórki.© miciu222145
Z dołu przyjechaliśmy, a końca podjazdu nie widać.© miciu222145
Po polskiemu proszę.© miciu222145
Widoczki zacne.© miciu222145
Trzech śmiałków z Rzeszowa.© miciu222145
Czas na obiad.© miciu222145
Na Sebę można liczyć :D© miciu222145
Atrakcja dnia- wąwóz Bicaz.© miciu222145
Jest cudnie.© miciu222145
Strome serpentynki.© miciu222145
Rumuński klasyk na postoju.© miciu222145
Tama na jeziorze Bicaz.© miciu222145
Nocleg znaleziony.© miciu222145
Dystans107.19 km Czas05:25 Vśrednia19.79 km/h VMAX55.00 km/h Podjazdy934 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rumunia dzień 2.
W nocy raczej się nie wyspaliśmy. Zaraz na początku tuż przy naszym namiocie pojawiła się jakaś bestia (zwierzozwierz), groźnie powarczała tuż za naszymi głowami, ale w końcu sobie poszła. Jednak byliśmy tak wydygani, że raczej czuwaliśmy niż spali. Później też było wesoło, bo jakiś duży konar spadł tuż obok nas, do tego co chwilę coś łaziło koło namiotów- w lesie mogliśmy się tego spodziewać. Poranek był rześki, a że czekał nas od razu zjazd, to trzeba było się lepiej ubrać. W miejscowości Teaca robimy postój na śniadanie. Słonko ładnie przygrzewa, a lokalni mieszkańcy próbują do nas zagadywać, co przynosi różne skutki- ogólnie ludzie spokojni. Po śniadanku ruszamy dalej i od razu atakujemy podjazd serpentynami. Tuż przed zjazdem pijemy kawę i przez miejscowości Lunca i Santo docieramy do większego miasta- Reghin. Dopadamy Kauflanda i robimy zakupy, jednocześnie jemy też obfitszy posiłek, zapijając wszystko złocistym napojem. Tutaj również jesteśmy atrakcją i co chwilę ktoś nas zagaduje- upał doskwiera co raz bardziej. W opuszczeniu miasta pomaga nam mój mały satelitarny pomocnik. Czeka nas kolejny podjazd, również urozmaicony w serpentyny: Beica de Jos-Nadasa-Chiheru de Jos-Chiheru de Sus. Na zjeździe przy prędkości ok. 50 km/h przybijam "piątkę" jakiemuś dzieciakowi- rękę myślałem, że mi urwie :D Eremitu-Sacadat i Sovata. Robimy zakupy i musimy szukać miejscówki na nocleg. Tuż za miejscowością Praid znajdujemy zjazd nad rzekę i tam postanawiamy spędzić kolejną noc, tym razem w towarzystwie mrówek. Dużym plusem była czyściutka rzeka płynąca tuż obok- można się umyć i schłodzić browary :D
Senny poranek.© miciu222145
Śniadanko.© miciu222145
A któż to tak pędzi ?© miciu222145
Kawka stawia na nogi.© miciu222145
Takich zaprzęgów mijaliśmy setki.© miciu222145
Przerwa :D© miciu222145
Rumuńskie krajobrazy.© miciu222145
Charakterystyczne bramy.© miciu222145
Krowy biegały sobie luzem.© miciu222145
Całkiem niezła miejscówka.© miciu222145
Kąpiel w lodowatej rzece.© miciu222145
Coś się jarać nie chciało.© miciu222145
Dystans12.56 km Czas00:40 Vśrednia18.84 km/h VMAX40.00 km/h Podjazdy148 m
Temp.28.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Z Miciem przez świat, czyli Rumunia dzień 1.
Nadszedł dzień, kiedy nasze rowerowe plany na długi weekend doczekały się realizacji. Razem z Włochatym i Sebolem udaliśmy się do Rumunii. Podczas ponad 11 godzinnej podróży poznaliśmy kilka krajów, m.in. Słowację, Węgry i Rumunię oczywiście. Nie obeszło się bez nerwów, gdy zauważyłem brak moich kluczy do mieszkania- okazało się, że zostawiłem je w drzwiach od domofonu. Klucze znalazł sąsiad i wszystko dobrze się skończyło.Pod wieczór dotarliśmy do miasta Bistrita i pod Kauflandem założyliśmy bazę. Trzeba było poszukać miejscówki na spanie, a że zaczęło się ściemniać, to kilometrów przejechaliśmy niewiele, ale za to pod górkę: Bistrita-Visoara-Saratel. Na wzgórzu, na skraju lasu rozbiliśmy namioty- o nocnych przygodach napiszę w kolejnym odcinku :D
Pakowanie w toku.© miciu222145
Balony koło Dukli.© miciu222145
Góra Tokaj, czyli w krainie wina.© miciu222145
Rumunia wita.© miciu222145
Uff, już nie daleko.© miciu222145
Obładowane rumaki.© miciu222145
Obok miejscówki na spanie.© miciu222145
Dystans88.87 km Czas04:37 Vśrednia19.25 km/h VMAX63.00 km/h Podjazdy1087 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Czas powrotu.
Czas wyruszyć w drogę powrotną do Bochni. Upał dawał w kość, każdy podjazd męczył podwójnie, ale jakoś dotoczyłem się na pociąg. Trasę zaledwie lekko zmodyfikowałem, skracając ją o jakieś 9 km. Poszczególne miejscowości: Krościenko n/Dunajcem-Tylmanowa-Zabrzeż- Kamienica-Zbludza-Zalesie-Słopnice-Zamieście-Tymbark-Podłopień-Kisielówka-Nowe-Rybie-Kamionna-Ujazd-Trzciana-Leszczyna-Królówka-Zawada-Pogwizdów-Bochnia.
Everytrail
Everytrail
Ostatnie spojrzenie gdzieś na trasie.© miciu222145
Tymbark pod zakładem produkcyjnym w Tymbarku :D© miciu222145
Dystans114.17 km Teren1.00 km Czas05:58 Vśrednia19.13 km/h VMAX61.00 km/h Podjazdy1775 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Bochnia- Krościenko n/Dunajcem, czyli podjazd za podjazdem.
Dzień zapowiadał się bardzo słoneczny i jak się później okazało, taki właśnie był. Już o poranku miałem niemiłą niespodziankę- brak powietrza w tylnym kole. Wstałem na tyle wcześnie, że nie był to jakiś spory problem. Trasa na dworzec PKP i już przed 7 pędziłem pociągiem w stronę Bochni. Pociąg miał mieć w swoim składzie wagon do przewozu rowerów, jednak rzeczywistość okazała się inna. Ok. 8:40 byłem już w Bochni. Dzięki nawigacji, sprawnie wydostałem się z miasta. Już na początku zaczęły się podjazdy i co ciekawe, jedynie z okolic Bochni widziałem Tatry. Później nie miałem już takiej możliwości. Na swojej trasie mijałem dziesiątki szklarni, w których czerwieniły się dorodne pomidory. Odwiedziłem również zakład produkcyjny w Tymbarku- chyba każdy wie, co tam się produkuje :) Wykres wysokości pokazywał, że nieuchronnie zbliżam się od największego podjazdu na trasie- była to wspinaczka na niespełna 800 m n.p.m. Wylałem litry potu, ale wiele kilometrów zjazdu w pełni to wynagrodziły. Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów i dojechałem do Krościenka n/Dunajcem. Rozpakowałem się, zrobiłem zakupy, zjadłem coś i postanowiłem przejechać się jeszcze kawałek. Pojechałem wzdłuż Dunajca do Szczawnicy i do naszych południowych sąsiadów.Zawróciłem i pojechałem do centrum Szczawnicy- jeden wielki remont drogowy. Pod wieczór wróciłem na nocleg, by zaplanować kolejny dzień i zregenerować siły.
Trasa: Bochnia-Pogwizdów-Zawada-Królówka-Trzciana-Ujazd-Kamionna-Nowe Rybie-Kisielówka-Tymbark-Zamieście-Zalesie-Zbludza-Kamienica-Zabrzeż-Tylmanowa-Krościenko n/Dunajcem.
Everytrail
Everytrail
Trasa: Bochnia-Pogwizdów-Zawada-Królówka-Trzciana-Ujazd-Kamionna-Nowe Rybie-Kisielówka-Tymbark-Zamieście-Zalesie-Zbludza-Kamienica-Zabrzeż-Tylmanowa-Krościenko n/Dunajcem.
Everytrail
Everytrail
Widok z pociągu- droga ucieka.© miciu222145
Tuż za Bochnią- widać już góry :)© miciu222145
Most widmo tuż za Kamionną.© miciu222145
Widoki coraz ciekawsze.© miciu222145
Cel dzisiejszej jazdy.© miciu222145
Radzio nad Dunajcem w Szczawnicy.© miciu222145
Tuż za granicą polsko- słowacką.© miciu222145
Dystans63.88 km Czas03:55 Vśrednia16.31 km/h
Temp.24.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rzeszów-Gdańsk- dzień 6.
KLIK
Koniec naszej wyprawy był bliski- pozostało jakieś 35 km do Gdańska. Poranne pakowanie i gdy już mieliśmy wyjeżdżać, zawołał nas właściciel, by coś nam pokazać. Był, to rower Jego synka, który zginął jadąc na nim. Najechał na niego samochód. Widok zmiażdżonego roweru zapamiętam na długo, tylko nie wiem, czy był to dobry pomysł, żeby nam ten rower pokazywać. Odechciało nam się jazdy, ale wyboru nie było. Przez Trąbki Wielkie i Straszyn dotarliśmy do Gdańska- ruch był spory. Troszkę pobłądziliśmy w samym mieście, ale udało się dotrzeć nad morze. Nowe ścieżki są świetne- szerokie, równe i mają niskie krawężniki, całkowite przeciwieństwo tych rzeszowskich. Na molo i plaży sesja fotograficzna i ruszyliśmy do centrum miasta. Foty tu, foty tam i po posiłku ruszyliśmy na dworzec. Czekało nas prawie 9 h w pociągi IC do Krakowa- tam mieliśmy nocować u Krzaka, naszego pomocnika noclegowego. I to koniec długiej i czasami ciężkiej podróży przez Polskę. Teraz tylko trochę przy rowerach trzeba popracować, a Włochaty musi wyleczyć kontuzję. Mimo, że pogoda nas poniewierała, to nie daliśmy się i dążyliśmy do celu. Było warto- kto wie, gdzie wylądujemy w przyszłym roku.
fot. Włochaty.
fot. Włochaty
fot. Włochaty
fot.Włochaty
KLIK
Koniec naszej wyprawy był bliski- pozostało jakieś 35 km do Gdańska. Poranne pakowanie i gdy już mieliśmy wyjeżdżać, zawołał nas właściciel, by coś nam pokazać. Był, to rower Jego synka, który zginął jadąc na nim. Najechał na niego samochód. Widok zmiażdżonego roweru zapamiętam na długo, tylko nie wiem, czy był to dobry pomysł, żeby nam ten rower pokazywać. Odechciało nam się jazdy, ale wyboru nie było. Przez Trąbki Wielkie i Straszyn dotarliśmy do Gdańska- ruch był spory. Troszkę pobłądziliśmy w samym mieście, ale udało się dotrzeć nad morze. Nowe ścieżki są świetne- szerokie, równe i mają niskie krawężniki, całkowite przeciwieństwo tych rzeszowskich. Na molo i plaży sesja fotograficzna i ruszyliśmy do centrum miasta. Foty tu, foty tam i po posiłku ruszyliśmy na dworzec. Czekało nas prawie 9 h w pociągi IC do Krakowa- tam mieliśmy nocować u Krzaka, naszego pomocnika noclegowego. I to koniec długiej i czasami ciężkiej podróży przez Polskę. Teraz tylko trochę przy rowerach trzeba popracować, a Włochaty musi wyleczyć kontuzję. Mimo, że pogoda nas poniewierała, to nie daliśmy się i dążyliśmy do celu. Było warto- kto wie, gdzie wylądujemy w przyszłym roku.
W Gdańsku.© miciu222145
Nareszcie.© miciu222145
Moja pierwsza wizyta nad morzem :)© miciu222145
Pamiątkowa fota.© miciu222145
Radzio też chciał fote.© miciu222145
I na plaży.© miciu222145
Zostawiłem ślad- ale tylko na chwilę.© miciu222145
Byłem tu :D© miciu222145
odwiedziłem też Neptuna.© miciu222145
Zabytkowy Żuraw.© miciu222145
Rowerki w pociągu.© miciu222145
Pociąg jechał dość szybko.© miciu222145
Dystans122.18 km Teren1.00 km Czas06:10 Vśrednia19.81 km/h
Temp.14.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rzeszów-Gdańsk-dzień 5
Kolejny już 5 dzień przywitał nas pochmurną pogodą z silnym wiatrem. Po oglądnięciu Gumisiów, ogarnięciu się i spakowaniu ruszamy dalej. Gnaliśmy pod wiatr po dziurawych drogach przez Mgowo i Wiewiórki do Grudziądza. Postój na jedzonko i ruszamy dalej, bo jest zimno. Wjeżdżamy na kiepską drogę wzdłuż Wisły. Przez Mątawy, Tryl, Nowe i Kamionkę docieramy do autostrady A1. Nadciągają ciemne deszczowe chmury- jedziemy w sam środek. Przebijamy się nad A1 i w Leśnej Jani postój- czekamy, aż przestanie padać. Po chwili ruszamy dalej do Skórczu, co chwilę zatrzymując się to pod drzewem, to na przystanku, by przeczekać deszcz. W Skórczu odwiedzamy bar, by coś przekąsić. Gdy właścicielka dowiaduje się o naszej wyprawie, częstuje nas sokiem za free. Co ciekawe, im dalej jesteśmy od domu, ludzie życzliwiej nas przyjmują. Ruszamy w stronę Starogardu Gdańskiego. Wcześniej robimy postój w Bobowie. Zmoknięci czekamy na przystanku. Ja mam już dość deszczu i ciągłych postojów- w tym tempie nie dojedziemy na nocleg. Podczas gdy siedzimy na przystanku, niektóre samochody ładują się w największą kałużę i oczywiście ochlapują nas całych, jakbyśmy jeszcze za mało byli mokrzy, wkurzyłem się wtedy niesamowicie. Znowu Krzaku wkracza do akcji i załatwia nam nocleg, a my jedziemy dalej, bo przestał o padać- tylko na jak długo? Nawet na długo, bo pojawiło się słońce, więc po kałużach pokręciliśmy dalej do Starogardu. Postój na zakupy i ruszamy dalej na załatwiony nocleg: Kokoszkowy, Trzcińsk, Siwiałka, Godziszewo. Tutaj mieliśmy załatwione spanko w domu nad jeziorem Godziszewskim. Znowu kolacja i spanko- jutro ważny dzień.
Foto by Włochaty^^^^
fot. Włochaty
fot.Włochaty
fot. Włochaty^^^^^^^^^^^
fot. Włochaty
fot. Włochaty.
fot. Włochaty.
Kolejny już 5 dzień przywitał nas pochmurną pogodą z silnym wiatrem. Po oglądnięciu Gumisiów, ogarnięciu się i spakowaniu ruszamy dalej. Gnaliśmy pod wiatr po dziurawych drogach przez Mgowo i Wiewiórki do Grudziądza. Postój na jedzonko i ruszamy dalej, bo jest zimno. Wjeżdżamy na kiepską drogę wzdłuż Wisły. Przez Mątawy, Tryl, Nowe i Kamionkę docieramy do autostrady A1. Nadciągają ciemne deszczowe chmury- jedziemy w sam środek. Przebijamy się nad A1 i w Leśnej Jani postój- czekamy, aż przestanie padać. Po chwili ruszamy dalej do Skórczu, co chwilę zatrzymując się to pod drzewem, to na przystanku, by przeczekać deszcz. W Skórczu odwiedzamy bar, by coś przekąsić. Gdy właścicielka dowiaduje się o naszej wyprawie, częstuje nas sokiem za free. Co ciekawe, im dalej jesteśmy od domu, ludzie życzliwiej nas przyjmują. Ruszamy w stronę Starogardu Gdańskiego. Wcześniej robimy postój w Bobowie. Zmoknięci czekamy na przystanku. Ja mam już dość deszczu i ciągłych postojów- w tym tempie nie dojedziemy na nocleg. Podczas gdy siedzimy na przystanku, niektóre samochody ładują się w największą kałużę i oczywiście ochlapują nas całych, jakbyśmy jeszcze za mało byli mokrzy, wkurzyłem się wtedy niesamowicie. Znowu Krzaku wkracza do akcji i załatwia nam nocleg, a my jedziemy dalej, bo przestał o padać- tylko na jak długo? Nawet na długo, bo pojawiło się słońce, więc po kałużach pokręciliśmy dalej do Starogardu. Postój na zakupy i ruszamy dalej na załatwiony nocleg: Kokoszkowy, Trzcińsk, Siwiałka, Godziszewo. Tutaj mieliśmy załatwione spanko w domu nad jeziorem Godziszewskim. Znowu kolacja i spanko- jutro ważny dzień.
Pomysły były rózne.© miciu222145
Czas ruszać.© miciu222145
Foto by Włochaty^^^^
Bez smaru nie pojedzie- fot. Włochaty.© miciu222145
W tle Grudziądz.© miciu222145
Człowiek-krzak. Fot.Włochaty.© miciu222145
Nad autostradą.© miciu222145
Kolejne województwo.© miciu222145
Kolejny postój.© miciu222145
Nieszczesne Bobowo.© miciu222145
Podjazd do Nowego.© miciu222145
Jez. Godziszewskie.© miciu222145
Spróbujesz?© miciu222145
Nocleg w Godziszewie.© miciu222145
Dystans103.20 km Teren1.00 km Czas05:13 Vśrednia19.78 km/h
SprzętRadon ZR Litening Custom
Rzeszów-Gdańsk- dzień 4.
Dzień 4 rozpoczął się mega kiepsko. W nocy zaczęło padać i przestało dopiero koło 9. Zjedliśmy śniadanie i pograliśmy w państwa- miasta przy muzie z telefonu. Odwiedził nas jeszcze gospodarz, życzył udanej jazdy i udał się do swoich obowiązków. Zebraliśmy się i pomiędzy krówkami dotarliśmy do pobliskiej drogi. Wiatr nie zachęcał do jazdy i strasznie nas zamuliło- ciężko było jechać nawet 20 km/h. Przez Wielgie i Czarne docieramy do Lipna- średnia ledwo ponad 16 km/h. Przez Kikół i Węgiersk docieramy do Golubia-Dobrzynia. Czekamy, aż przestanie padać. Dalej drogą o bardzo dobrej nawierzchni docieramy do Wąbrzeźna przez Niedźwiedź i Wałycz. Pogoda się posypała całkowicie- pada i wieje, do tego Włochatemu rozkręciła się kaseta, ale dało się jechać. Krzaku- znajomy Włochatego załatwia nam nocleg, ale żeby się z Nim skontaktować muszę wyjąć baterię z gps’a bo padła. Zakupy w Lidlu i jest dobra wiadomość- jest nocleg niby 4 km od nas. No to jedziemy w straszliwym deszczu pod wiatr do Jarantowic i skręcamy na Stanisławki. Tam spotykamy miła Panią, która doprowadza nas na domek. W sumie zamiast 4 km wyszło 14 km, ale liczy się, to, że mamy gdzie spać. Domek okazuje się nieźle wyposażony- radio, TV, łazienka. Kolacyja przed TV i ładowanie wszystkiego co się da- tak wyglądał koniec dnia.
Foto by Włochaty^^^^^
Foto by Włochaty^^^^
Foto by Włochaty^^^^
Dzień 4 rozpoczął się mega kiepsko. W nocy zaczęło padać i przestało dopiero koło 9. Zjedliśmy śniadanie i pograliśmy w państwa- miasta przy muzie z telefonu. Odwiedził nas jeszcze gospodarz, życzył udanej jazdy i udał się do swoich obowiązków. Zebraliśmy się i pomiędzy krówkami dotarliśmy do pobliskiej drogi. Wiatr nie zachęcał do jazdy i strasznie nas zamuliło- ciężko było jechać nawet 20 km/h. Przez Wielgie i Czarne docieramy do Lipna- średnia ledwo ponad 16 km/h. Przez Kikół i Węgiersk docieramy do Golubia-Dobrzynia. Czekamy, aż przestanie padać. Dalej drogą o bardzo dobrej nawierzchni docieramy do Wąbrzeźna przez Niedźwiedź i Wałycz. Pogoda się posypała całkowicie- pada i wieje, do tego Włochatemu rozkręciła się kaseta, ale dało się jechać. Krzaku- znajomy Włochatego załatwia nam nocleg, ale żeby się z Nim skontaktować muszę wyjąć baterię z gps’a bo padła. Zakupy w Lidlu i jest dobra wiadomość- jest nocleg niby 4 km od nas. No to jedziemy w straszliwym deszczu pod wiatr do Jarantowic i skręcamy na Stanisławki. Tam spotykamy miła Panią, która doprowadza nas na domek. W sumie zamiast 4 km wyszło 14 km, ale liczy się, to, że mamy gdzie spać. Domek okazuje się nieźle wyposażony- radio, TV, łazienka. Kolacyja przed TV i ładowanie wszystkiego co się da- tak wyglądał koniec dnia.
Tylko wtedy radio działało, ten keczup przejechał całą Polskę :D© miciu222145
Włochaty rozgromiony.© miciu222145
To tak z nudów.© miciu222145
Foto by Włochaty^^^^^
Pogoda kiepska, ale jedziemy dalej.© miciu222145
Foto by Włochaty^^^^
Docieramy na nocleg.© miciu222145
Domek wypasiony.© miciu222145
Więc się rozsiadamy.© miciu222145
Kawałek już przejechaliśmy.© miciu222145
Foto by Włochaty^^^^
Jemy kolację :D© miciu222145
Trzeba też dokręcić kasetę.© miciu222145
Dystans151.24 km Teren2.00 km Czas07:02 Vśrednia21.50 km/h
Temp.17.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rzeszów-Gdańsk-dzień 3.
W nocy padało, ba, nawet burza przeszła. Jednak rano już się uspokoiło i można było śmiało wyruszać w dalszą drogę. Wyjechaliśmy ok. 8 kierując się w stronę Mszczonowa- pożegnała nas piękna biała czapla. Za Mszczonowem jedziemy w stronę Żyrardowa- jednak po 10 km wbijamy się na stację BP. Tam myjemy się, ładuję telefon gps’a, no i jemy sobie. Przez Wiskitki i Aleksandrów docieramy do Sochaczewa. Miasto zrobiło na mnie bardzo smutne wrażenie. W parku robimy przerwę na śniadanie i ruszamy dalej. Bocznymi drogami docieramy do Wyszogrodu. Jednak wcześniej jedziemy mostem na rozlewiskami Wisły- spokojnie miał ponad 2 km. Jadąc dalej chcemy ominąć Płock, jednak najkrótsza droga prowadzi przez to miasto, więc postanawiamy zawitać do niego. Jedziemy przez Rębowo, Bodzanów i Słupno do Płocka. Na głównej drodze dojazdowej musimy się zmierzyć ze strasznym ruchem, do tego droga jest dziurawa i bez poboczy. Zmordowani docieramy do Płocka. Tu tradycyjny postój i planowanie dalszej trasy. Dalej był Sikórz i Brudzeń. Późna pora zmusza nas do zwiększenia tempa- gnamy pod wiatr ok. 25-30 km/h, jest ciężko. Przez Sobowo i Michałkowo docieramy do Chalina. W międzyczasie Włochaty rozwala telefon o asfalt, ale na szczęście nadal działa. W Chalinie znajduje się jezioro nad którym przewidziany jest kolejny nocleg. Jezioro owszem było, ale zjazd nie znaleźliśmy. Dopiero po objechaniu go dookoła zjeżdżamy w miejscowości Mokowo. Teren okazuje się kiepski na rozbicie namiotu, jednak decydujemy się an pastwisko kilkadziesiąt metrów od brzegu. Trochę nas niepokoiło, to, że byliśmy widoczni z pobliskiej drogi. Po rozbiciu namiotu pojawił się pierwszy gość- syna właściciela terenu na którym byliśmy. Był tylko sprawdzić kto to zawitał w te strony. Później pojawia się drugi syn jak i ich ojciec. Trochę pogadaliśmy- przyjęto nas bardzo życzliwie i z podziwem, że chce nam się tyle jechać. Z miejscówki było widać jezioro, a w tle wiatraki. Włochaty mimo bolącej nogi dawał dzisiaj rade. Aktualnie jesteśmy już w woj. Warmińsko- Mazurskim.
W nocy padało, ba, nawet burza przeszła. Jednak rano już się uspokoiło i można było śmiało wyruszać w dalszą drogę. Wyjechaliśmy ok. 8 kierując się w stronę Mszczonowa- pożegnała nas piękna biała czapla. Za Mszczonowem jedziemy w stronę Żyrardowa- jednak po 10 km wbijamy się na stację BP. Tam myjemy się, ładuję telefon gps’a, no i jemy sobie. Przez Wiskitki i Aleksandrów docieramy do Sochaczewa. Miasto zrobiło na mnie bardzo smutne wrażenie. W parku robimy przerwę na śniadanie i ruszamy dalej. Bocznymi drogami docieramy do Wyszogrodu. Jednak wcześniej jedziemy mostem na rozlewiskami Wisły- spokojnie miał ponad 2 km. Jadąc dalej chcemy ominąć Płock, jednak najkrótsza droga prowadzi przez to miasto, więc postanawiamy zawitać do niego. Jedziemy przez Rębowo, Bodzanów i Słupno do Płocka. Na głównej drodze dojazdowej musimy się zmierzyć ze strasznym ruchem, do tego droga jest dziurawa i bez poboczy. Zmordowani docieramy do Płocka. Tu tradycyjny postój i planowanie dalszej trasy. Dalej był Sikórz i Brudzeń. Późna pora zmusza nas do zwiększenia tempa- gnamy pod wiatr ok. 25-30 km/h, jest ciężko. Przez Sobowo i Michałkowo docieramy do Chalina. W międzyczasie Włochaty rozwala telefon o asfalt, ale na szczęście nadal działa. W Chalinie znajduje się jezioro nad którym przewidziany jest kolejny nocleg. Jezioro owszem było, ale zjazd nie znaleźliśmy. Dopiero po objechaniu go dookoła zjeżdżamy w miejscowości Mokowo. Teren okazuje się kiepski na rozbicie namiotu, jednak decydujemy się an pastwisko kilkadziesiąt metrów od brzegu. Trochę nas niepokoiło, to, że byliśmy widoczni z pobliskiej drogi. Po rozbiciu namiotu pojawił się pierwszy gość- syna właściciela terenu na którym byliśmy. Był tylko sprawdzić kto to zawitał w te strony. Później pojawia się drugi syn jak i ich ojciec. Trochę pogadaliśmy- przyjęto nas bardzo życzliwie i z podziwem, że chce nam się tyle jechać. Z miejscówki było widać jezioro, a w tle wiatraki. Włochaty mimo bolącej nogi dawał dzisiaj rade. Aktualnie jesteśmy już w woj. Warmińsko- Mazurskim.
W Sochaczewie.© miciu222145
Wiatraki- widoczne były z daleka.© miciu222145
Zachód był ładny.© miciu222145
Im później tym ładniej :)© miciu222145
Jak co wieczór :) Fot. Włochaty.© miciu222145