Wpisy archiwalne w kategorii
Z sakwami
Dystans całkowity: | 22277.20 km (w terenie 391.00 km; 1.76%) |
Czas w ruchu: | 1272:29 |
Średnia prędkość: | 17.51 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.84 km/h |
Suma podjazdów: | 151381 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 140 (70 %) |
Suma kalorii: | 449724 kcal |
Liczba aktywności: | 204 |
Średnio na aktywność: | 109.20 km i 6h 14m |
Więcej statystyk |
Dystans103.29 km Teren2.00 km Czas05:54 Vśrednia17.51 km/h VMAX41.00 km/h Podjazdy390 m
Teraz Polska: 8) Pożegnanie z Bugiem.
Dzień był pochmurny i wyjątkowo rześki, jednak najgorszy był mocny wiatr. Wyjeżdżamy o 9 i nie powiem, jechało się beznadziejnie.
Już przy słonecznej pogodzie docieramy do Janowa Podlaskiego. Nastąpiło wielkie rozczarowanie, cóż dziwna była też stacja Orlenu na rynku :D
Kawka z lodziarni i ruszamy dalej. Zanim docieramy do Bugu, spotykamy jeszcze małżeństwo sakwiarzy. Jedziemy na prom Gnojno- Niemirów. Jednak zbyt niski poziom wody uniemożliwia jego funkcjonowanie.
Nici z pływania © miciu222145
Nie pozostaje nic innego jak jechać na kolejny.
Dolina Bugu © miciu222145
Dobry kierunek © miciu222145
Docieramy do Zabuża- ten prom działa.
Oczekując na prom © miciu222145
Na Bugu © miciu222145
Jeszcze tylko chwilka i jesteśmy w Mielniku. Ostatni raz widzieliśmy Bug, zaczynają się podjazdy. Odwiedzamy punkt widokowy przy kopalni kredy i jedziemy dalej.
Kopalnia kredy w Mielniku © miciu222145
Spotykamy pięciu sakwiarzy, głównie ze Śląska.
Tankowałby- ponad 20 zbiorników :D © miciu222145
Nadchodzi nieubłaganie chwila, kiedy trzeba szukać noclegu. Czeremcha- tutaj nas przywiało. Pytamy tu i tam i lądujemy na Ogrodowej 6. Pole namiotowe, bardzo klimatyczne.
Pole namiotowe © miciu222145
Zabudowania na polu © miciu222145
Łazienka © miciu222145
Kuchnia © miciu222145
Trochę szpeju © miciu222145
Miłośnik kolei? © miciu222145
Bierzemy prysznic i pojawia się Mariola z Jackiem ( przepraszam jeśli pomyliłem).
Para młodych ludzi, oczywiście przemierzają kraj w podobny sposób jak my. Bardzo fajnie się rozmawia, ale pora iść spać. Gdzie wylądujemy jutro? Tego sami nie wiemy :D
Już przy słonecznej pogodzie docieramy do Janowa Podlaskiego. Nastąpiło wielkie rozczarowanie, cóż dziwna była też stacja Orlenu na rynku :D
Kawka z lodziarni i ruszamy dalej. Zanim docieramy do Bugu, spotykamy jeszcze małżeństwo sakwiarzy. Jedziemy na prom Gnojno- Niemirów. Jednak zbyt niski poziom wody uniemożliwia jego funkcjonowanie.
Nici z pływania © miciu222145
Nie pozostaje nic innego jak jechać na kolejny.
Dolina Bugu © miciu222145
Dobry kierunek © miciu222145
Docieramy do Zabuża- ten prom działa.
Oczekując na prom © miciu222145
Na Bugu © miciu222145
Jeszcze tylko chwilka i jesteśmy w Mielniku. Ostatni raz widzieliśmy Bug, zaczynają się podjazdy. Odwiedzamy punkt widokowy przy kopalni kredy i jedziemy dalej.
Kopalnia kredy w Mielniku © miciu222145
Spotykamy pięciu sakwiarzy, głównie ze Śląska.
Tankowałby- ponad 20 zbiorników :D © miciu222145
Nadchodzi nieubłaganie chwila, kiedy trzeba szukać noclegu. Czeremcha- tutaj nas przywiało. Pytamy tu i tam i lądujemy na Ogrodowej 6. Pole namiotowe, bardzo klimatyczne.
Pole namiotowe © miciu222145
Zabudowania na polu © miciu222145
Łazienka © miciu222145
Kuchnia © miciu222145
Trochę szpeju © miciu222145
Miłośnik kolei? © miciu222145
Bierzemy prysznic i pojawia się Mariola z Jackiem ( przepraszam jeśli pomyliłem).
Para młodych ludzi, oczywiście przemierzają kraj w podobny sposób jak my. Bardzo fajnie się rozmawia, ale pora iść spać. Gdzie wylądujemy jutro? Tego sami nie wiemy :D
Dystans106.97 km Teren4.00 km Czas05:58 Vśrednia17.93 km/h VMAX30.00 km/h Podjazdy140 m
Teraz Polska: 7) Dzień spotkań.
Wyglądamy z namiotów i nie jest źle, bo tylko trochę drzewa połamane. Za to strażacy kursują co chwilę. Podczas pakowania się mija nas dwóch sakwiarzy, z czego jeden jedzie na poziomce.
Znowu robi się duszno, a my znowu jedziemy szlakiem Green Velo.
Mokry poranek © miciu222145
Jadąc w stronę Włodawy napotykamy małżeństwo jadące na Fatbajkach. Razem nimi jedziemy piaszczystym lasem w stronę Jeziora Białego.
W stronę J. Białego © miciu222145
Tam jakieś dzikie tłumy, takiego szaleństwa dawno nie widziałem, uciekamy czym prędzej.
Jezioro Białe © miciu222145
We Włodawie odwiedzamy Kościół, Cerkiew i Synagogę.
Włodawska cerkiew © miciu222145
Synagoga we Włodawie © miciu222145
Kościół we Włodawie © miciu222145
Kolejne ciekawe miejsce na naszej trasie, to Różanka. Znajduje się tam ogromny pałac, jednak obie wojny go zrujnowały.
Pałac w Różance © miciu222145
Trzeba przejechać © miciu222145
Wracamy na główną drogę i dojeżdżamy do miejscowości Hanna. Jest tam jakaś gruba impreza, okazuje się, że świętują imieniny Hanny :D Jakieś występy, stare motocykle i....tort :D
Jest i torcik © miciu222145
Kolejka malutka, więc i my się załapujemy. Fajnie jest, ale lecimy dalej. Docieramy do miejsca pielgrzymek, czyli do Kodnia.
Bazylika w Kodniu © miciu222145
Wnętrze Bazyliki © miciu222145
Zwiedzamy Bazylikę i spotykamy sakwiarzy widzianych rano. Są to Słowacy i chcą przejechać cały szlak Green Velo. W Terespolu stwierdzamy, że pora na odpoczynek i szukamy noclegu. Ktoś nas źle pokierował i bijemy kilometry bez celu. Spotykamy też małżeństwo z Lublina- jadą w tym samym kierunku co my. Robimy zakupy i jedziemy na Lechuty Małe. U Sołtysa pytamy o nocleg na łące- nie ma problemu, byle syfu nie zostawić. Nocleg przy jedynej stodole w zasięgu kilkuset metrów podczas burzy, to średni pomysł, może nie będzie tak źle.
Spoko miejscówka © miciu222145
Dziwne zwierzę © miciu222145
O ile główny front ledwie nas drasnął, to dołączyła się mniejsza burza i też ostro było. Zanim jednak burze się pojawiły, to słuchaliśmy koncertu z Terespola. Disco polo, Akcent chyba, z playbacku, to jakaś żenada, ale Enej na żywo dawał radę. Imprezę zakończyła burza.
Znowu robi się duszno, a my znowu jedziemy szlakiem Green Velo.
Mokry poranek © miciu222145
Jadąc w stronę Włodawy napotykamy małżeństwo jadące na Fatbajkach. Razem nimi jedziemy piaszczystym lasem w stronę Jeziora Białego.
W stronę J. Białego © miciu222145
Tam jakieś dzikie tłumy, takiego szaleństwa dawno nie widziałem, uciekamy czym prędzej.
Jezioro Białe © miciu222145
We Włodawie odwiedzamy Kościół, Cerkiew i Synagogę.
Włodawska cerkiew © miciu222145
Synagoga we Włodawie © miciu222145
Kościół we Włodawie © miciu222145
Kolejne ciekawe miejsce na naszej trasie, to Różanka. Znajduje się tam ogromny pałac, jednak obie wojny go zrujnowały.
Pałac w Różance © miciu222145
Trzeba przejechać © miciu222145
Wracamy na główną drogę i dojeżdżamy do miejscowości Hanna. Jest tam jakaś gruba impreza, okazuje się, że świętują imieniny Hanny :D Jakieś występy, stare motocykle i....tort :D
Jest i torcik © miciu222145
Kolejka malutka, więc i my się załapujemy. Fajnie jest, ale lecimy dalej. Docieramy do miejsca pielgrzymek, czyli do Kodnia.
Bazylika w Kodniu © miciu222145
Wnętrze Bazyliki © miciu222145
Zwiedzamy Bazylikę i spotykamy sakwiarzy widzianych rano. Są to Słowacy i chcą przejechać cały szlak Green Velo. W Terespolu stwierdzamy, że pora na odpoczynek i szukamy noclegu. Ktoś nas źle pokierował i bijemy kilometry bez celu. Spotykamy też małżeństwo z Lublina- jadą w tym samym kierunku co my. Robimy zakupy i jedziemy na Lechuty Małe. U Sołtysa pytamy o nocleg na łące- nie ma problemu, byle syfu nie zostawić. Nocleg przy jedynej stodole w zasięgu kilkuset metrów podczas burzy, to średni pomysł, może nie będzie tak źle.
Spoko miejscówka © miciu222145
Dziwne zwierzę © miciu222145
O ile główny front ledwie nas drasnął, to dołączyła się mniejsza burza i też ostro było. Zanim jednak burze się pojawiły, to słuchaliśmy koncertu z Terespola. Disco polo, Akcent chyba, z playbacku, to jakaś żenada, ale Enej na żywo dawał radę. Imprezę zakończyła burza.
Dystans91.39 km Czas04:49 Vśrednia18.97 km/h VMAX45.00 km/h Podjazdy160 m
Teraz Polska: 6) Armagedon.
Po sytym śniadaniu żegnamy się z Panią Elą i jedziemy w stronę Horodła. Wizyta w sklepie i ruszamy na kopiec.
Na Uninym kopcu © miciu222145
Tam spotykamy bajkera, który przyjechał w te strony z Bytowa. Na kamienistym zjeździe mój kompan łapie snejka :/
Jedyny kapeć wyjazdu © miciu222145
Pod Dubienką spotykamy ponownie Bytowianina, a ten mnie podpuszcza do ścigania. Cóż, przy 46 km/h stwierdził, że nie ma to sensu :D W miejscowości Husynne jemy śniadanie nad tamtejszym zalewem.
Husynne i tamtejszy zalew © miciu222145
Upał co raz większy, jedynie na poprawę humoru mamy lepsze drogi.
Na swej płaskiej do bólu trasie mijamy kolejne przejście- Dorohusk tym razem.
W Dorohusku kolejka © miciu222145
Wciąż na szlaku © miciu222145
Był w plasterkach :D © miciu222145
W Sobiborze robimy zakupy i szukamy noclegu. Pijaczki pod sklepem szukają u nas zaczepki. Kawałek dalej jest agroturystyka z dość specyficznym otoczeniem. O ile staw jest spoko, to tuż obok jest....chlewik :D Świnki trochę hałasują, a upał potęguje wrażenia zapachowe. Podczas ponownej wizyty w sklepie, widzę jak strażnik graniczny robi porządek pod sklepem, a pijaczki tułają się z rowerami po rowach. Namioty rozbite, prysznic wzięty, pora na kolację i spanko. W necie widzę jakiś apokaliptyczne zdjęcia, do tego ostrzeżenia. Sprawdzam burze, no i nie mam dobrych wiadomości- będziemy w centrum wydarzeń.
Robi się ciemno, niebo rozjaśniają błyskawice, wzmaga się wiatr- namiot ustawiłem dobrą stroną do wiatru.
Niebo białe od błyskawic, wiatr próbuje nas zmieść, do tego deszcz. Nie było nam do śmiechu, miałem czarne myśli w głowie. Jednak udało się i wszystko się uspokoiło, namioty całe, można iść spać. Co zastaniemy rano?
Na Uninym kopcu © miciu222145
Tam spotykamy bajkera, który przyjechał w te strony z Bytowa. Na kamienistym zjeździe mój kompan łapie snejka :/
Jedyny kapeć wyjazdu © miciu222145
Pod Dubienką spotykamy ponownie Bytowianina, a ten mnie podpuszcza do ścigania. Cóż, przy 46 km/h stwierdził, że nie ma to sensu :D W miejscowości Husynne jemy śniadanie nad tamtejszym zalewem.
Husynne i tamtejszy zalew © miciu222145
Upał co raz większy, jedynie na poprawę humoru mamy lepsze drogi.
Na swej płaskiej do bólu trasie mijamy kolejne przejście- Dorohusk tym razem.
W Dorohusku kolejka © miciu222145
Wciąż na szlaku © miciu222145
Był w plasterkach :D © miciu222145
W Sobiborze robimy zakupy i szukamy noclegu. Pijaczki pod sklepem szukają u nas zaczepki. Kawałek dalej jest agroturystyka z dość specyficznym otoczeniem. O ile staw jest spoko, to tuż obok jest....chlewik :D Świnki trochę hałasują, a upał potęguje wrażenia zapachowe. Podczas ponownej wizyty w sklepie, widzę jak strażnik graniczny robi porządek pod sklepem, a pijaczki tułają się z rowerami po rowach. Namioty rozbite, prysznic wzięty, pora na kolację i spanko. W necie widzę jakiś apokaliptyczne zdjęcia, do tego ostrzeżenia. Sprawdzam burze, no i nie mam dobrych wiadomości- będziemy w centrum wydarzeń.
Robi się ciemno, niebo rozjaśniają błyskawice, wzmaga się wiatr- namiot ustawiłem dobrą stroną do wiatru.
Niebo białe od błyskawic, wiatr próbuje nas zmieść, do tego deszcz. Nie było nam do śmiechu, miałem czarne myśli w głowie. Jednak udało się i wszystko się uspokoiło, namioty całe, można iść spać. Co zastaniemy rano?
Dystans71.59 km Teren10.00 km Czas03:27 Vśrednia20.75 km/h VMAX33.00 km/h Podjazdy216 m
Teraz Polska: 5) Odpoczynek?
Budzi nas piękna pogoda. Szymon stwierdza jednak, że przeforsował trochę kolano i da mu odpocząć. Z rana ruszamy nad Bug pieszo- trzeba jednak taką wycieczkę zgłosić Straży Granicznej.
Nad Bugiem © miciu222145
Później wskakuję na rower :) Upał i wiatr, to kiepskie połączenie, ale siedzieć bezczynnie nie zamierzam.
Kopiec Unii © miciu222145
Wejście na kopiec © miciu222145
Kopiec z daleka © miciu222145
Najpierw jadę na kopiec Unii Horodelskiej, a później dziurawymi asfaltami jadę aż do Dubienki.
T-34 na Rynku © miciu222145
Cerkiew w Dubience © miciu222145
Wracam kawałek i wjeżdżam na szlak czerwony przez Strzelecki Park Krajobrazowy. Sporo piachu, a na koniec świeżutki asfalt.
Troszkę terenu © miciu222145
Dalej już mega dziury i pod wiatr do samego Horodła.
Po powrocie pochłaniamy wypasiony obiad, obijamy się i znowu jemy- naleśniki już ledwo zmieściłem, za dużo tego było.
Oglądamy też skarby, które właścicielka agro przypadkowo znalazła w polu.
Polne skarby © miciu222145
Znalezione w polu © miciu222145
Nad Bugiem © miciu222145
Później wskakuję na rower :) Upał i wiatr, to kiepskie połączenie, ale siedzieć bezczynnie nie zamierzam.
Kopiec Unii © miciu222145
Wejście na kopiec © miciu222145
Kopiec z daleka © miciu222145
Najpierw jadę na kopiec Unii Horodelskiej, a później dziurawymi asfaltami jadę aż do Dubienki.
T-34 na Rynku © miciu222145
Cerkiew w Dubience © miciu222145
Wracam kawałek i wjeżdżam na szlak czerwony przez Strzelecki Park Krajobrazowy. Sporo piachu, a na koniec świeżutki asfalt.
Troszkę terenu © miciu222145
Dalej już mega dziury i pod wiatr do samego Horodła.
Po powrocie pochłaniamy wypasiony obiad, obijamy się i znowu jemy- naleśniki już ledwo zmieściłem, za dużo tego było.
Oglądamy też skarby, które właścicielka agro przypadkowo znalazła w polu.
Polne skarby © miciu222145
Znalezione w polu © miciu222145
Dystans74.94 km Teren5.00 km Czas03:49 Vśrednia19.63 km/h VMAX49.00 km/h Podjazdy300 m
Teraz Polska: 3) Będzie dobrze.
Już tradycyjnie w nocy lało. Teraz trzeba pomyśleć, co zrobić z felernym kołem. Szymon zabiera się stopem do Lubaczowa, może tam coś znajdzie. Pech chciał, że są koła, ale pod wolnobieg tylko. Rusza więc do Jarosławia i w tamtejszym Rojaxie kupuje koło i przekłada kasetę. Ja w tym czasie opalam się i suszę namiot. Wyruszamy przed 14, wcześniej jedząc coś na mieście.
Asfalty obsychają © miciu222145
Znowu zaczyna kropić, ale da się jechać. W miejscowości Werchrata odbijamy na drogę, która na mapie nie istnieje, jednak w rzeczywistości jest to nowa i szeroka droga.
Droga, której nie było © miciu222145
Koniec świata © miciu222145
Droga z Hrebennego nie wróżyła nic dobrego i tak też było. Resztki asfaltu, piach, szuter i woda, a dookoła barszcz sosnowskiego.
Tu jeszcze jest spoko © miciu222145
Nadciągnęły ciemne chmury, więc ciśniemy ostro. Po zakupach w Machniowie musimy zrobić przerwę na deszcz.
Znowu pada © miciu222145
Pogoda się powoli uspokajała, więc zaczynamy szukanie noclegu na dziko. Skręcamy w polną drogę i dojeżdżamy do....cmentarza :D
Cerkiew w Chłopiatynie © miciu222145
W miejscowości Hulcze znajdujemy sporą łąkę przy Kościele.
Z widokiem na...Kościół © miciu222145
Trochę mokro, ale da się wytrzymać. Dzieciaki z jakiegoś obozu co chwilę łażą, ale nikt nam nie przeszkadzał. Niebo było już bezchmurne, ale czy taka pogoda się utrzyma, czy znowu trzeba robić uniki przed deszczem?
Asfalty obsychają © miciu222145
Znowu zaczyna kropić, ale da się jechać. W miejscowości Werchrata odbijamy na drogę, która na mapie nie istnieje, jednak w rzeczywistości jest to nowa i szeroka droga.
Droga, której nie było © miciu222145
Koniec świata © miciu222145
Droga z Hrebennego nie wróżyła nic dobrego i tak też było. Resztki asfaltu, piach, szuter i woda, a dookoła barszcz sosnowskiego.
Tu jeszcze jest spoko © miciu222145
Nadciągnęły ciemne chmury, więc ciśniemy ostro. Po zakupach w Machniowie musimy zrobić przerwę na deszcz.
Znowu pada © miciu222145
Pogoda się powoli uspokajała, więc zaczynamy szukanie noclegu na dziko. Skręcamy w polną drogę i dojeżdżamy do....cmentarza :D
Cerkiew w Chłopiatynie © miciu222145
W miejscowości Hulcze znajdujemy sporą łąkę przy Kościele.
Z widokiem na...Kościół © miciu222145
Trochę mokro, ale da się wytrzymać. Dzieciaki z jakiegoś obozu co chwilę łażą, ale nikt nam nie przeszkadzał. Niebo było już bezchmurne, ale czy taka pogoda się utrzyma, czy znowu trzeba robić uniki przed deszczem?
Dystans108.52 km Teren1.00 km Czas05:04 Vśrednia21.42 km/h VMAX54.00 km/h Podjazdy540 m
Teraz Polska: 2) Pora na awarię.
W nocy burzy nie było, ale lało solidnie. Wyjeżdżamy przed 10 i zamiast na Przemyśl, skręcamy na Birczę :D
Docieramy do Przemyśla i przy rynku pijemy kawkę- znowu leje.
Na przemyskim Rynku © miciu222145
Czekamy aż przestanie i jedziemy w stronę Medyki. Ruch mega duży, ale jakoś może przeżyjemy. W Torkach robimy przerwę pod sklepem- znowu leje. Tym razem musimy dość długo czekać aż przestanie.
Przejście w Korczowej © miciu222145
Dojeżdżamy do Wielkich Oczu- tym razem leje, tak dla odmiany :D Przez kolejne wioski docieramy do Lubaczowa.
Na Rynku w Lubaczowie © miciu222145
Wreszcie się rozpogodziło, ale próżno szukać tutaj miejsca na nocleg. Horyniec Zdrój- tam na pewno coś się znajdzie, więc tam jedziemy. Kilka kilometrów przed Horyńcem z tylnego koła Szymonowego roweru dochodzi trzask. Cztery szprychy zostały wyrwane z kołnierza piasty. Chyba nie muszę mówić, że dalsza jazda jest wykluczona. Znajdujemy fajny kemping i kombinujemy co dalej.
Kolejny nocleg © miciu222145
Kolacyjka :D © miciu222145
Czy to koniec wyprawy?
Rozsypało się © miciu222145
Docieramy do Przemyśla i przy rynku pijemy kawkę- znowu leje.
Na przemyskim Rynku © miciu222145
Czekamy aż przestanie i jedziemy w stronę Medyki. Ruch mega duży, ale jakoś może przeżyjemy. W Torkach robimy przerwę pod sklepem- znowu leje. Tym razem musimy dość długo czekać aż przestanie.
Przejście w Korczowej © miciu222145
Dojeżdżamy do Wielkich Oczu- tym razem leje, tak dla odmiany :D Przez kolejne wioski docieramy do Lubaczowa.
Na Rynku w Lubaczowie © miciu222145
Wreszcie się rozpogodziło, ale próżno szukać tutaj miejsca na nocleg. Horyniec Zdrój- tam na pewno coś się znajdzie, więc tam jedziemy. Kilka kilometrów przed Horyńcem z tylnego koła Szymonowego roweru dochodzi trzask. Cztery szprychy zostały wyrwane z kołnierza piasty. Chyba nie muszę mówić, że dalsza jazda jest wykluczona. Znajdujemy fajny kemping i kombinujemy co dalej.
Kolejny nocleg © miciu222145
Kolacyjka :D © miciu222145
Czy to koniec wyprawy?
Rozsypało się © miciu222145
Dystans94.42 km Czas04:27 Vśrednia21.22 km/h VMAX58.00 km/h Podjazdy950 m
Teraz Polska: 1) Ciężkie początki.
Od pewnego czasu szukałem jakiegoś celu na tegoroczną wyprawę. Jak zwykle z pomocą przyszło forum http://www.podrozerowerowe.info/index.php Znalazłem tam post Szymona, chciał objechać wschodnią granicę, trzymając się niej jak najbliżej i tak do litewskiej granicy. Przyszła pora na poznanie własnego kraju. Urlop zaplanowany, nadszedł dzień wyjazdu. Dodam tylko, że nie jeździliśmy do tej pory razem. Rama zespawana, pedały wymienione, powinno być dobrze, ale co to? Od rana pada, więc przekładamy wyjazd o godzinę. Muszę dojechać do Niebylca, ale i tak co chwilę pada, nie jest dobrze.
Pogoda szału nie robi © miciu222145
Przez Budziwój i Siedliska do Wyżnego i od tej pory już główną. W Niebylcu czekam prawie godzinę i po zakupach możemy jechać. Tereny znane, więc górki nie zaskakują. Przez Gwoźnicę jedziemy w stronę Dynowa. Czasem coś pokropi, ale to nie przeszkoda. Pod Semaforem robimy przerwę na kawę.
Przerwa na kawę © miciu222145
Górki znikają, ale pojawia się San, który co chwilę nam się pokazuje.
Dolina Sanu w Krzywczy © miciu222145
Czapla biała na Sanie © miciu222145
W Krzywczy robimy zakupy i pojawia się spory opad.
Opuszczona cerkiew w Krzywczy © miciu222145
Nie trwa to długo i możemy jechać. Znowu pojawiają się górki, ale mamy już nie daleko na kemping w Krasiczynie.
Pogórze Przemyskie © miciu222145
Położony nad Sanem, nieopodal mostu.
San w Krasiczynie © miciu222145
Ogarniamy się, jemy pierogi, ja piję browara i łazimy nad Sanem. Zaczyna grzmieć, tylko czy coś z tego będzie?
Domek stoi © miciu222145
Pogoda szału nie robi © miciu222145
Przez Budziwój i Siedliska do Wyżnego i od tej pory już główną. W Niebylcu czekam prawie godzinę i po zakupach możemy jechać. Tereny znane, więc górki nie zaskakują. Przez Gwoźnicę jedziemy w stronę Dynowa. Czasem coś pokropi, ale to nie przeszkoda. Pod Semaforem robimy przerwę na kawę.
Przerwa na kawę © miciu222145
Górki znikają, ale pojawia się San, który co chwilę nam się pokazuje.
Dolina Sanu w Krzywczy © miciu222145
Czapla biała na Sanie © miciu222145
W Krzywczy robimy zakupy i pojawia się spory opad.
Opuszczona cerkiew w Krzywczy © miciu222145
Nie trwa to długo i możemy jechać. Znowu pojawiają się górki, ale mamy już nie daleko na kemping w Krasiczynie.
Pogórze Przemyskie © miciu222145
Położony nad Sanem, nieopodal mostu.
San w Krasiczynie © miciu222145
Ogarniamy się, jemy pierogi, ja piję browara i łazimy nad Sanem. Zaczyna grzmieć, tylko czy coś z tego będzie?
Domek stoi © miciu222145
Dystans98.86 km Czas04:56 Vśrednia20.04 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy300 m
Kalorie 2000 kcal Temp.15.0 °C
Dzień 14. Bukareszt i Lwów i do Polski.
Ten dzień rozpoczęliśmy bardzo wcześnie, bo o 4. O 5:30 byliśmy już na dworcu i szukaliśmy naszego pociągu. Gdy się znalazł, okazało się, że jedzie z Moskwy, nie wróżyło to niczego dobrego. Na wstępie, "opiekunka" naszego wagonu stwierdza, że z rowerami absolutnie nie pojedziemy i są zaskoczeni, że Polacy nie rozumieją po rosyjsku- nadal żyją w swoim świecie. Gdy zaproponowaliśmy łapówkę za przewóz rowerów, nagle zdanie zmieniła, ale rowery muszą być rozkręcone. Poszło sprawnie, a dla Radzia znalazłem schowek pod sufitem. Gościu, który w sumie nie wiadomo kim był, pomógł chłopakom z rowerami i przywiązali je w przedsionku do zamkniętych drzwi.
Udało się, jeszcze tylko schować bagaże i można słać łóżka. W przedziale mieliśmy spoko Białorusina, z którym trochę pogadaliśmy. Podróż wyglądała jakbym był chory: jeść, spać, jeść, spać, jeść, spać. Na granicy z Ukrainą kontrola miłych i ładnych Pań z ukraińskiej straży granicznej. Ponad 3 godziny postoju- zmiana kół w wagonach, coś niesamowitego :D Z szerokich torów trzeba wjechać na tory europejskie. Jedziemy dalej- przed północą meldujemy się w Lwowie. Jazda nocą po Ukrainie- pora na sport ekstremalny. Na jednych ze świateł zagapiliśmy się i wjechaliśmy wszyscy w pierwszego. Obok stał radiowóz- padło pytanie" Jak wy jeździcie?" Zwaliliśmy winę na zmęczenie- faktycznie, po wyprawie i 18 h w pociągu, wypoczęci nie byliśmy. Nagle pojawia się zgraja rowerzystów- o północy zaczęli obchody Ich święta. Wbijamy między nich i wygląda to co najmniej dziwnie. Rozmawiamy ze spotkaną Polką i jest w szoku, że tyle przejechaliśmy. Rozdzielamy się i jedziemy dalej- kierowcy bardzo fajnie się zachowują i jest dobrze. Jedynie Polak miał jakiś problem. Na zjeździe wpadamy w taką dziurę, że prawie spadłem z roweru. Jakieś 30 km przed granicą zaczyna padać, dramat. Jadę strasznie wkurzony. Dojeżdżamy do wypadku- dwa samochody na polskich blachach i jeden miejscowy zatrzymały się na gigantycznym jeleniu- słabo to wyglądało. Ciekawostka- wszystkie radiowozy jakie widzieliśmy, to nowe Priusy. Nareszcie granica- przemoczeni, zziębnięci, a polskie służby przeszukują nas jakbyśmy wwozili cholera wie co. Wkurw jeszcze większy. Jest i Przemyśl- na dworcu myślałem, że zamarznę. Jeden pociąg o 5:32- Grzechu jedzie do Lublina. 4 minuty później pociąg do Rzeszowa. Czekamy dość długo, więc podczepia się do Nas koleś z Rzeszowa. Gada i gada, ledwo mogę go słuchać. Pociąg- szaleństwo. Nowiusieńki skład na wypasie- rowerki podróżują na wieszakach. Po ponad 2 godzinach wita nas mój Rzeszów. Dalej pada i jest zimno. Od końca wyprawy dzieli nas ok. 3 km. Jest i domek, nadszedł więc czas na pożegnanie i powrót do codzienności. Wyjazd mocno udany, Towarzystwo wyborne, ale Rumunię już chyba przedawkowałem. Miałem już dość kierowców, psów, rozkładających się zwłok tychże i tych dramatycznych dróg. Cieszę się, że zaliczyłem Transfogarską, być może już nigdy tam nie wrócę, a wspomnienia pozostaną. Od ostatniej wizyty 2 lata temu, ceny mocno poszły do góry i jest drożej jak w Polsce. Tym razem nie miałem żadnej obcej waluty, no może 20 ojro na Słowację. Wypłaty w bankomatach i płatności kartą kosztowały mnie 20 zł, czyli tyle co nic. Sporo wyniósł nas pociąg, ale tutaj nie mieliśmy za dużego wyboru- trudno, raz w życiu mogę się przejechać ruskim pociągiem, jak na swoje lata, to był w nienagannym stanie. Dzięki Chłopaki za wspólne kręcenie, bez Was wyjazd byłby, no właśnie, nie byłby taki zajebisty.
Garmin zmienił sobie czas i podzielił ślad. Przed granicą padły baterie, ale już nie miałem ochoty na ich zmianę, bo nie miałem pojęcia, gdzie mam zapas.
Schował się.
Będziemy wysiadać.
Polskie luksusy.
Udało się, jeszcze tylko schować bagaże i można słać łóżka. W przedziale mieliśmy spoko Białorusina, z którym trochę pogadaliśmy. Podróż wyglądała jakbym był chory: jeść, spać, jeść, spać, jeść, spać. Na granicy z Ukrainą kontrola miłych i ładnych Pań z ukraińskiej straży granicznej. Ponad 3 godziny postoju- zmiana kół w wagonach, coś niesamowitego :D Z szerokich torów trzeba wjechać na tory europejskie. Jedziemy dalej- przed północą meldujemy się w Lwowie. Jazda nocą po Ukrainie- pora na sport ekstremalny. Na jednych ze świateł zagapiliśmy się i wjechaliśmy wszyscy w pierwszego. Obok stał radiowóz- padło pytanie" Jak wy jeździcie?" Zwaliliśmy winę na zmęczenie- faktycznie, po wyprawie i 18 h w pociągu, wypoczęci nie byliśmy. Nagle pojawia się zgraja rowerzystów- o północy zaczęli obchody Ich święta. Wbijamy między nich i wygląda to co najmniej dziwnie. Rozmawiamy ze spotkaną Polką i jest w szoku, że tyle przejechaliśmy. Rozdzielamy się i jedziemy dalej- kierowcy bardzo fajnie się zachowują i jest dobrze. Jedynie Polak miał jakiś problem. Na zjeździe wpadamy w taką dziurę, że prawie spadłem z roweru. Jakieś 30 km przed granicą zaczyna padać, dramat. Jadę strasznie wkurzony. Dojeżdżamy do wypadku- dwa samochody na polskich blachach i jeden miejscowy zatrzymały się na gigantycznym jeleniu- słabo to wyglądało. Ciekawostka- wszystkie radiowozy jakie widzieliśmy, to nowe Priusy. Nareszcie granica- przemoczeni, zziębnięci, a polskie służby przeszukują nas jakbyśmy wwozili cholera wie co. Wkurw jeszcze większy. Jest i Przemyśl- na dworcu myślałem, że zamarznę. Jeden pociąg o 5:32- Grzechu jedzie do Lublina. 4 minuty później pociąg do Rzeszowa. Czekamy dość długo, więc podczepia się do Nas koleś z Rzeszowa. Gada i gada, ledwo mogę go słuchać. Pociąg- szaleństwo. Nowiusieńki skład na wypasie- rowerki podróżują na wieszakach. Po ponad 2 godzinach wita nas mój Rzeszów. Dalej pada i jest zimno. Od końca wyprawy dzieli nas ok. 3 km. Jest i domek, nadszedł więc czas na pożegnanie i powrót do codzienności. Wyjazd mocno udany, Towarzystwo wyborne, ale Rumunię już chyba przedawkowałem. Miałem już dość kierowców, psów, rozkładających się zwłok tychże i tych dramatycznych dróg. Cieszę się, że zaliczyłem Transfogarską, być może już nigdy tam nie wrócę, a wspomnienia pozostaną. Od ostatniej wizyty 2 lata temu, ceny mocno poszły do góry i jest drożej jak w Polsce. Tym razem nie miałem żadnej obcej waluty, no może 20 ojro na Słowację. Wypłaty w bankomatach i płatności kartą kosztowały mnie 20 zł, czyli tyle co nic. Sporo wyniósł nas pociąg, ale tutaj nie mieliśmy za dużego wyboru- trudno, raz w życiu mogę się przejechać ruskim pociągiem, jak na swoje lata, to był w nienagannym stanie. Dzięki Chłopaki za wspólne kręcenie, bez Was wyjazd byłby, no właśnie, nie byłby taki zajebisty.
Garmin zmienił sobie czas i podzielił ślad. Przed granicą padły baterie, ale już nie miałem ochoty na ich zmianę, bo nie miałem pojęcia, gdzie mam zapas.
Schował się.
Będziemy wysiadać.
Polskie luksusy.
Dystans170.50 km Czas08:08 Vśrednia20.96 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy260 m
Kalorie 4400 kcal Temp.32.0 °C
Dzień 13. Bułgaria.
Dalej się nie wyspałem. Zapowiada się kolejny upalny dzień. Jeden z Grześków będzie zwiedzał Bukareszt, a reszta jedzie do Bułgarii. Jazda po tym mieście, to jakiś cholerny dramat. Do tego jakiś baran w Golfie 3 prawie zepchnął mojego kompana z drogi. Troszkę dookoła, ale udaje się wyjechać. Główna droga ma pobocze, więc jedzie się przyzwoicie, ale z nudów, to przysypiałem. W Giurgiu kierujemy się na most nad Dunajem. Ruch spory, a most wydaje mnóstwo dźwięków, gdy tylko jakiś samochód przejedzie. Za mostem przejście graniczne i jesteśmy w Bułgarii. Przed nami miasto Ruse, ale dojazd, to jeden wielki remont. Dalej blokowiska z czasów komunistycznych i zajebiste trolejbusy :D Docieramy do jakiegoś deptaka i poczyniamy lans. Na ogródkach ktoś pił piwo, a przyjechał karbonowym rowerem czasowym ze zwykłymi pedałami- widok zaiste dziwny :D Wracamy do Rumunii. Droga dłuży się strasznie, do tego wiatr prosto w twarz. Wszędzie te śmierdzące i rozjechane psy, już mam dość ich i rumuńskich kierowców. Puszcza łatka i muszę zmienić dętkę. Rozmijam się gdzieś z Grześkiem i w sumie nie wiem, kto gdzie jest. Na jednym postoju gadam z polskim kierowcą tira i stwierdził, że jak spotka Grześka, to mu powie, że czekam na niego. Wynikła z tego śmieszna sytuacja, bo Grzesiek wkurzył się na trąbiącego tira i opieprzył kierowcę, a okazało się, że kierowca miał dla niego wiadomość. Dojeżdżam do Bukaresztu i mieszam się w ruchu z idiotami za kierownicą. lecę po 40 km/h po drogach z miliardem pasów w różnych kierunkach. Tym sposobem gubię się i do hostelu docieram mega wkurzony. Prysznic, zakupy, kolacja i krótkie spanie, bo o 4 trzeba wstać na pociąg.
Dystans27.55 km Czas01:54 Vśrednia14.50 km/h VMAX35.00 km/h Podjazdy100 m
Kalorie 1000 kcal Temp.34.0 °C
Dzień 12. Giurgiu i Bukareszt.
Kolejny gorący dzień, a komary jak gryzły, tak gryzą dalej. Wyjeżdżamy dość wcześnie i koło 9 jesteśmy w Giurgiu. Do Bukaresztu mamy koło 70 km główną drogą. Grzesiek wymyśla, żeby bujnąć się do miasta autobusem, bo i sam Bukareszt jest kiepski do jazdy rowerem. Odwiedzamy Kaufland i po godzinie 10 jesteśmy w drodze do stolicy. Obawy co do drogi się nie potwierdziły, bo praktycznie cały czas jest dosyć szerokie pobocze- cóż, zaoszczędziliśmy kilka godzin, które się przydały. Końcowy przystanek znajdował się na środku głównej ulicy. Rozpakowywaliśmy się między jadącymi samochodami, coś niesamowitego. Jedziemy do centrum, koło budynku parlamentu. Po długim błądzeniu po mieście dramatycznym do jazdy rowerem, znajdujemy wreszcie dworzec. Teraz pytanie jak wrócić do kraju? Bilety na pociąg do Lwowa trzeba wykupić dwa dni wcześniej, albo podjechać do granicy z Węgrami, ale tu cena jest nieadekwatna do odległości. Pomaga nam jeden facet i w necie szuka dworców autobusowych- są, ale same krajowe. Po długich namysłach kupujemy bilety na sobotę na godz. 6- pociąg z Bukaresztu do Lwowa, za jedyne 280 lei. Teraz szukamy naszego hostelu Oblik. Trochę to trwało, ale znajdujemy- prosta droga z dworca, niewiele ponad 1 km. Tam wnosimy rowery na piętro i rozkładamy się w pokoju, gdzie mieszkają już trzej Francuzi. Zbawienny prysznic i idziemy na zakupy. Troszkę nadkładamy drogi, ale mamy wszystko co trzeba. Na kolację spaghetti. Mimo, że w łóżeczku, to nie wyspaliśmy się, dodatkowo do szału doprowadziła mnie klimatyzacja skierowana prosto na mnie- kazaliśmy wyłączyć to w cholerę.
Zmieniamy środek lokomocji.
Bukareszt.
Parlament
Różne oblicza Bukaresztu.
Mebelki- pieseł śpi w ...monitorze :D
Zmieniamy środek lokomocji.
Bukareszt.
Parlament
Różne oblicza Bukaresztu.
Mebelki- pieseł śpi w ...monitorze :D