Wpisy archiwalne w kategorii

Z sakwami

Dystans całkowity:22868.95 km (w terenie 393.00 km; 1.72%)
Czas w ruchu:1314:15
Średnia prędkość:17.40 km/h
Maksymalna prędkość:69.84 km/h
Suma podjazdów:158091 m
Maks. tętno maksymalne:180 (90 %)
Maks. tętno średnie:140 (70 %)
Suma kalorii:460889 kcal
Liczba aktywności:212
Średnio na aktywność:107.87 km i 6h 11m
Więcej statystyk
Dystans91.39 km Czas04:49 Vśrednia18.97 km/h VMAX45.00 km/h Podjazdy160 m
Kalorie 2200 kcal Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Teraz Polska: 6) Armagedon.
Po sytym śniadaniu żegnamy się z Panią Elą i jedziemy w stronę Horodła. Wizyta w sklepie i ruszamy na kopiec.
Na Uninym kopcu
Na Uninym kopcu © miciu222145
Tam spotykamy bajkera, który przyjechał w te strony z Bytowa. Na kamienistym zjeździe mój kompan łapie snejka :/
Jedyny kapeć wyjazdu
Jedyny kapeć wyjazdu © miciu222145
Pod Dubienką spotykamy ponownie Bytowianina, a ten mnie podpuszcza do ścigania. Cóż, przy 46 km/h stwierdził, że nie ma to sensu :D W miejscowości Husynne jemy śniadanie nad tamtejszym zalewem.
Husynne i tamtejszy zalew
Husynne i tamtejszy zalew © miciu222145
Upał co raz większy, jedynie na poprawę humoru mamy lepsze drogi.
Na swej płaskiej do bólu trasie mijamy kolejne przejście- Dorohusk tym razem.
W Dorohusku kolejka
W Dorohusku kolejka © miciu222145
Wciąż na szlaku
Wciąż na szlaku © miciu222145
Był w plasterkach :D
Był w plasterkach :D © miciu222145
W Sobiborze robimy zakupy i szukamy noclegu. Pijaczki pod sklepem szukają u nas zaczepki. Kawałek dalej jest agroturystyka z dość specyficznym otoczeniem. O ile staw jest spoko, to tuż obok jest....chlewik :D Świnki trochę hałasują, a upał potęguje wrażenia zapachowe. Podczas ponownej wizyty w sklepie, widzę jak strażnik graniczny robi porządek pod sklepem, a pijaczki tułają się z rowerami po rowach. Namioty rozbite, prysznic wzięty, pora na kolację i spanko. W necie widzę jakiś apokaliptyczne zdjęcia, do tego ostrzeżenia. Sprawdzam burze, no i nie mam dobrych wiadomości- będziemy w centrum wydarzeń.
Robi się ciemno, niebo rozjaśniają błyskawice, wzmaga się wiatr- namiot ustawiłem dobrą stroną do wiatru.
Niebo białe od błyskawic, wiatr próbuje nas zmieść, do tego deszcz. Nie było nam do śmiechu, miałem czarne myśli w głowie. Jednak udało się i wszystko się uspokoiło, namioty całe, można iść spać. Co zastaniemy rano?

Dystans71.59 km Teren10.00 km Czas03:27 Vśrednia20.75 km/h VMAX33.00 km/h Podjazdy216 m
Kalorie 1700 kcal Temp.26.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Teraz Polska: 5) Odpoczynek?
Budzi nas piękna pogoda. Szymon stwierdza jednak, że przeforsował trochę kolano i da mu odpocząć. Z rana ruszamy nad Bug pieszo- trzeba jednak taką wycieczkę zgłosić Straży Granicznej.
Nad Bugiem
Nad Bugiem © miciu222145
Później wskakuję na rower :) Upał i wiatr, to kiepskie połączenie, ale siedzieć bezczynnie nie zamierzam.
Kopiec Unii
Kopiec Unii © miciu222145
Wejście na kopiec
Wejście na kopiec © miciu222145
Kopiec z daleka
Kopiec z daleka © miciu222145
Najpierw jadę na kopiec Unii Horodelskiej, a później dziurawymi asfaltami jadę aż do Dubienki.
T-34 na Rynku
T-34 na Rynku © miciu222145
Cerkiew w Dubience
Cerkiew w Dubience © miciu222145
Wracam kawałek i wjeżdżam na szlak czerwony przez Strzelecki Park Krajobrazowy. Sporo piachu, a na koniec świeżutki asfalt.
Troszkę terenu
Troszkę terenu © miciu222145
Dalej już mega dziury i pod wiatr do samego Horodła.
Po powrocie pochłaniamy wypasiony obiad, obijamy się i znowu jemy- naleśniki już ledwo zmieściłem, za dużo tego było.
Oglądamy też skarby, które właścicielka agro przypadkowo znalazła w polu.
Polne skarby
Polne skarby © miciu222145
Znalezione w polu
Znalezione w polu © miciu222145

Dystans74.94 km Teren5.00 km Czas03:49 Vśrednia19.63 km/h VMAX49.00 km/h Podjazdy300 m
Kalorie 1960 kcal Temp.20.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Teraz Polska: 3) Będzie dobrze.
Już tradycyjnie w nocy lało. Teraz trzeba pomyśleć, co zrobić z felernym kołem. Szymon zabiera się stopem do Lubaczowa, może tam coś znajdzie. Pech chciał, że są koła, ale pod wolnobieg tylko. Rusza więc do Jarosławia i w tamtejszym Rojaxie kupuje koło i przekłada kasetę. Ja w tym czasie opalam się i suszę namiot. Wyruszamy przed 14, wcześniej jedząc coś na mieście.
Asfalty obsychają
Asfalty obsychają © miciu222145
Znowu zaczyna kropić, ale da się jechać. W miejscowości Werchrata odbijamy na drogę, która na mapie nie istnieje, jednak w rzeczywistości jest to nowa i szeroka droga.
Droga, której nie było
Droga, której nie było © miciu222145
Koniec świata
Koniec świata © miciu222145
Droga z Hrebennego nie wróżyła nic dobrego i tak też było. Resztki asfaltu, piach, szuter i woda, a dookoła barszcz sosnowskiego.
Tu jeszcze jest spoko
Tu jeszcze jest spoko © miciu222145
Nadciągnęły ciemne chmury, więc ciśniemy ostro. Po zakupach w Machniowie  musimy zrobić przerwę na deszcz.
Znowu pada
Znowu pada © miciu222145
Pogoda się powoli uspokajała, więc zaczynamy szukanie noclegu na dziko. Skręcamy w polną drogę i dojeżdżamy do....cmentarza :D
Cerkiew w Chłopiatynie
Cerkiew w Chłopiatynie © miciu222145
W miejscowości Hulcze znajdujemy sporą łąkę przy Kościele.
Z widokiem na...Kościół
Z widokiem na...Kościół © miciu222145
Trochę mokro, ale da się wytrzymać. Dzieciaki z jakiegoś obozu co chwilę łażą, ale nikt nam nie przeszkadzał. Niebo było już bezchmurne, ale czy taka pogoda się utrzyma, czy znowu trzeba robić uniki przed deszczem?

Dystans108.52 km Teren1.00 km Czas05:04 Vśrednia21.42 km/h VMAX54.00 km/h Podjazdy540 m
Kalorie 3100 kcal Temp.20.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Teraz Polska: 2) Pora na awarię.
W nocy burzy nie było, ale lało solidnie. Wyjeżdżamy przed 10 i zamiast na Przemyśl, skręcamy na Birczę :D
Docieramy do Przemyśla i przy rynku pijemy kawkę- znowu leje.
Na przemyskim Rynku
Na przemyskim Rynku © miciu222145
Czekamy aż przestanie i jedziemy w stronę Medyki. Ruch mega duży, ale jakoś może przeżyjemy. W Torkach robimy przerwę pod sklepem- znowu leje. Tym razem musimy dość długo czekać aż przestanie.
Przejście w Korczowej
Przejście w Korczowej © miciu222145
Dojeżdżamy do Wielkich Oczu- tym razem leje, tak dla odmiany :D Przez kolejne wioski docieramy do Lubaczowa.
Na Rynku w Lubaczowie
Na Rynku w Lubaczowie © miciu222145
Wreszcie się rozpogodziło, ale próżno szukać tutaj miejsca na nocleg. Horyniec Zdrój- tam na pewno coś się znajdzie, więc tam jedziemy. Kilka kilometrów przed Horyńcem z tylnego koła Szymonowego roweru dochodzi trzask. Cztery szprychy zostały wyrwane z kołnierza piasty. Chyba nie muszę mówić, że dalsza jazda jest wykluczona. Znajdujemy fajny kemping i kombinujemy co dalej.
Kolejny nocleg
Kolejny nocleg © miciu222145
Kolacyjka :D
Kolacyjka :D © miciu222145
Czy to koniec wyprawy?
Rozsypało się
Rozsypało się © miciu222145

Dystans94.42 km Czas04:27 Vśrednia21.22 km/h VMAX58.00 km/h Podjazdy950 m
Kalorie 3000 kcal Temp.21.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Teraz Polska: 1) Ciężkie początki.
Od pewnego czasu szukałem jakiegoś celu na tegoroczną wyprawę. Jak zwykle z pomocą przyszło forum http://www.podrozerowerowe.info/index.php Znalazłem tam post Szymona, chciał objechać wschodnią granicę, trzymając się niej jak najbliżej i tak do litewskiej granicy. Przyszła pora na poznanie własnego kraju. Urlop zaplanowany, nadszedł dzień wyjazdu. Dodam tylko, że nie jeździliśmy do tej pory razem. Rama zespawana, pedały wymienione, powinno być dobrze, ale co to? Od rana pada, więc przekładamy wyjazd o godzinę. Muszę dojechać do Niebylca, ale i tak co chwilę pada, nie jest dobrze.
Pogoda szału nie robi
Pogoda szału nie robi © miciu222145
Przez Budziwój i Siedliska do Wyżnego i od tej pory już główną. W Niebylcu czekam prawie godzinę i po zakupach możemy jechać. Tereny znane, więc górki nie zaskakują. Przez Gwoźnicę jedziemy w stronę Dynowa. Czasem coś pokropi, ale to nie przeszkoda. Pod Semaforem robimy przerwę na kawę.
Przerwa na kawę
Przerwa na kawę © miciu222145
Górki znikają, ale pojawia się San, który co chwilę nam się pokazuje.
Dolina Sanu w Krzywczy
Dolina Sanu w Krzywczy © miciu222145
Czapla biała na Sanie
Czapla biała na Sanie © miciu222145
W Krzywczy robimy zakupy i pojawia się spory opad.
Opuszczona cerkiew w Krzywczy
Opuszczona cerkiew w Krzywczy © miciu222145
Nie trwa to długo i możemy jechać. Znowu pojawiają się górki, ale mamy już nie daleko na kemping w Krasiczynie.
Pogórze Przemyskie
Pogórze Przemyskie © miciu222145
Położony nad Sanem, nieopodal mostu.
San w Krasiczynie
San w Krasiczynie © miciu222145
Ogarniamy się, jemy pierogi, ja piję browara i łazimy nad Sanem. Zaczyna grzmieć, tylko czy coś z tego będzie?
Domek stoi
Domek stoi © miciu222145

Dystans98.86 km Czas04:56 Vśrednia20.04 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy300 m
Kalorie 2000 kcal Temp.15.0 °C
Dzień 14. Bukareszt i Lwów i do Polski.
Ten dzień rozpoczęliśmy bardzo wcześnie, bo o 4. O 5:30 byliśmy już na dworcu i szukaliśmy naszego pociągu. Gdy się znalazł, okazało się, że jedzie z Moskwy, nie wróżyło to niczego dobrego. Na wstępie, "opiekunka" naszego wagonu stwierdza, że z rowerami absolutnie nie pojedziemy i są zaskoczeni, że Polacy nie rozumieją po rosyjsku- nadal żyją w swoim świecie. Gdy zaproponowaliśmy łapówkę za przewóz rowerów, nagle zdanie zmieniła, ale rowery muszą być rozkręcone. Poszło sprawnie, a dla Radzia znalazłem schowek pod sufitem. Gościu, który w sumie nie wiadomo kim był, pomógł chłopakom z rowerami i przywiązali je w przedsionku do zamkniętych drzwi.
Udało się, jeszcze tylko schować bagaże i można słać łóżka. W przedziale mieliśmy spoko Białorusina, z którym trochę pogadaliśmy. Podróż wyglądała jakbym był chory: jeść, spać, jeść, spać, jeść, spać. Na granicy z Ukrainą kontrola miłych i ładnych Pań z ukraińskiej straży granicznej. Ponad 3 godziny postoju- zmiana kół w wagonach, coś niesamowitego :D Z szerokich torów trzeba wjechać na tory europejskie. Jedziemy dalej- przed północą meldujemy się w Lwowie. Jazda nocą po Ukrainie- pora na sport ekstremalny. Na jednych ze świateł zagapiliśmy się i wjechaliśmy wszyscy w pierwszego. Obok stał radiowóz- padło pytanie" Jak wy jeździcie?" Zwaliliśmy winę na zmęczenie- faktycznie, po wyprawie i 18 h w pociągu, wypoczęci nie byliśmy. Nagle pojawia się zgraja rowerzystów- o północy zaczęli obchody Ich święta. Wbijamy między nich i wygląda to co najmniej dziwnie. Rozmawiamy ze spotkaną Polką i jest w szoku, że tyle przejechaliśmy. Rozdzielamy się i jedziemy dalej- kierowcy bardzo fajnie się zachowują i jest dobrze. Jedynie Polak miał jakiś problem. Na zjeździe wpadamy w taką dziurę, że prawie spadłem z roweru. Jakieś 30 km przed granicą zaczyna padać, dramat. Jadę strasznie wkurzony. Dojeżdżamy do wypadku- dwa samochody na polskich blachach i jeden miejscowy zatrzymały się na gigantycznym jeleniu- słabo to wyglądało. Ciekawostka- wszystkie radiowozy jakie widzieliśmy, to nowe Priusy. Nareszcie granica- przemoczeni, zziębnięci, a polskie służby przeszukują nas jakbyśmy wwozili cholera wie co. Wkurw jeszcze większy. Jest i Przemyśl- na dworcu myślałem, że zamarznę. Jeden pociąg o 5:32- Grzechu jedzie do Lublina. 4 minuty później pociąg do Rzeszowa. Czekamy dość długo, więc podczepia się do Nas koleś z Rzeszowa. Gada i gada, ledwo mogę go słuchać. Pociąg- szaleństwo. Nowiusieńki skład na wypasie- rowerki podróżują na wieszakach. Po ponad 2 godzinach wita nas mój Rzeszów. Dalej pada i jest zimno. Od końca wyprawy dzieli nas ok. 3 km. Jest i domek, nadszedł więc czas na pożegnanie i powrót do codzienności. Wyjazd mocno udany, Towarzystwo wyborne, ale Rumunię już chyba przedawkowałem. Miałem już dość kierowców, psów, rozkładających się zwłok tychże i tych dramatycznych dróg. Cieszę się, że zaliczyłem Transfogarską, być może już nigdy tam nie wrócę, a wspomnienia pozostaną. Od ostatniej wizyty 2 lata temu, ceny mocno poszły do góry i jest drożej jak w Polsce. Tym razem nie miałem żadnej obcej waluty, no może 20 ojro na Słowację. Wypłaty w bankomatach i płatności kartą kosztowały mnie 20 zł, czyli tyle co nic. Sporo wyniósł nas pociąg, ale tutaj nie mieliśmy za dużego wyboru- trudno, raz w życiu mogę się przejechać ruskim pociągiem, jak na swoje lata, to był w nienagannym stanie. Dzięki Chłopaki za wspólne kręcenie, bez Was wyjazd byłby, no właśnie, nie byłby taki zajebisty.

Garmin zmienił sobie czas i podzielił ślad. Przed granicą padły baterie, ale już nie miałem ochoty na ich zmianę, bo nie miałem pojęcia, gdzie mam zapas.

Schował się.
IMG_2824
Będziemy wysiadać.
IMG_2827
Polskie luksusy.

Dystans170.50 km Czas08:08 Vśrednia20.96 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy260 m
Kalorie 4400 kcal Temp.32.0 °C
Dzień 13. Bułgaria.
Dalej się nie wyspałem. Zapowiada się kolejny upalny dzień. Jeden z Grześków będzie zwiedzał Bukareszt, a reszta jedzie do Bułgarii. Jazda po tym mieście, to jakiś cholerny dramat. Do tego jakiś baran w Golfie 3 prawie zepchnął mojego kompana z drogi. Troszkę dookoła, ale udaje się wyjechać. Główna droga ma pobocze, więc jedzie się przyzwoicie, ale z nudów, to przysypiałem. W Giurgiu kierujemy się na most nad Dunajem. Ruch spory, a most wydaje mnóstwo dźwięków, gdy tylko jakiś samochód przejedzie. Za mostem przejście graniczne i jesteśmy w Bułgarii. Przed nami miasto Ruse, ale dojazd, to jeden wielki remont. Dalej blokowiska z czasów komunistycznych i zajebiste trolejbusy :D Docieramy do jakiegoś deptaka i poczyniamy lans. Na ogródkach ktoś pił piwo, a przyjechał karbonowym rowerem czasowym ze zwykłymi pedałami- widok zaiste dziwny :D  Wracamy do Rumunii. Droga dłuży się strasznie, do tego wiatr prosto w twarz. Wszędzie te śmierdzące i rozjechane psy, już mam dość ich i rumuńskich kierowców. Puszcza łatka i muszę zmienić dętkę. Rozmijam się gdzieś z Grześkiem i w sumie nie wiem, kto gdzie jest. Na jednym postoju gadam z polskim kierowcą tira i stwierdził, że jak spotka Grześka, to mu powie, że czekam na niego. Wynikła z tego śmieszna sytuacja, bo Grzesiek wkurzył się na trąbiącego tira i opieprzył kierowcę, a okazało się, że kierowca miał dla niego wiadomość. Dojeżdżam do Bukaresztu i mieszam się w ruchu z idiotami za kierownicą. lecę po 40 km/h po drogach z miliardem pasów w różnych kierunkach. Tym sposobem gubię się i do hostelu docieram mega wkurzony. Prysznic, zakupy, kolacja i krótkie spanie, bo o 4 trzeba wstać na pociąg.





Dystans27.55 km Czas01:54 Vśrednia14.50 km/h VMAX35.00 km/h Podjazdy100 m
Kalorie 1000 kcal Temp.34.0 °C
Dzień 12. Giurgiu i Bukareszt.
Kolejny gorący dzień, a komary jak gryzły, tak gryzą dalej. Wyjeżdżamy dość wcześnie i koło 9 jesteśmy w Giurgiu. Do Bukaresztu mamy koło 70 km główną drogą. Grzesiek wymyśla, żeby bujnąć się do miasta autobusem, bo i sam Bukareszt jest kiepski do jazdy rowerem. Odwiedzamy Kaufland i po godzinie 10 jesteśmy w drodze do stolicy. Obawy co do drogi się nie potwierdziły, bo praktycznie cały czas jest dosyć szerokie pobocze- cóż, zaoszczędziliśmy kilka godzin, które się przydały. Końcowy przystanek znajdował się na środku głównej ulicy. Rozpakowywaliśmy się między jadącymi samochodami, coś niesamowitego. Jedziemy do centrum, koło budynku parlamentu. Po długim błądzeniu po mieście dramatycznym do jazdy rowerem, znajdujemy wreszcie dworzec. Teraz pytanie jak wrócić do kraju? Bilety na pociąg do Lwowa trzeba wykupić dwa dni wcześniej, albo podjechać do granicy z Węgrami, ale tu cena jest nieadekwatna do odległości. Pomaga nam jeden facet i w necie szuka dworców autobusowych- są, ale same krajowe. Po długich namysłach kupujemy bilety na sobotę na godz. 6- pociąg z Bukaresztu do Lwowa, za jedyne 280 lei. Teraz szukamy naszego hostelu Oblik. Trochę to trwało, ale znajdujemy- prosta droga z dworca, niewiele ponad 1 km. Tam wnosimy rowery na piętro i rozkładamy się w pokoju, gdzie mieszkają już trzej Francuzi. Zbawienny prysznic i idziemy na zakupy. Troszkę nadkładamy drogi, ale mamy wszystko co trzeba. Na kolację spaghetti. Mimo, że w łóżeczku, to nie wyspaliśmy się, dodatkowo do szału doprowadziła mnie klimatyzacja skierowana prosto na mnie- kazaliśmy wyłączyć to w cholerę.

Zmieniamy środek lokomocji.

Bukareszt.


Parlament


Różne oblicza Bukaresztu.

Mebelki- pieseł śpi w ...monitorze :D


Dystans134.35 km Teren2.00 km Czas07:14 Vśrednia18.57 km/h VMAX40.00 km/h Podjazdy230 m
Kalorie 3200 kcal Temp.34.0 °C
Dzien 11. Bułgaria? Nie dzisiaj.
Odprawiamy codzienny rytuał, czyli zwijanie bazy, mycie i jazda do sklepu. Tam świeże pieczywo i śniadanko z kawką. Od rana przypieka, ale będzie płasko, więc może nas mocno nie sponiewiera. W Turnu Magurele odbijamy w stronę Dunaju i promu do Bułagarii. Tereny mało ciekawe, do tego śmierdząca fabryka jakiejś chemii i tiry. Spóźniamy się o 4 minuty, a następny prom za 3 godziny, chyba sobie jaja robią. Postanawiamy jechać dalej wzdłuż Dunaju do następnej przeprawy, czyli mostu w Giurgiu. Okolica raczej przyjemna, ludzie nastawieni pokojowo. Spotykamy chyba małżeństwo z Francji- jadą obładowani ze Stambułu do Francji. Później mamy okazję podziwiać domowe wypalanie cegieł. W miejscowości Slobozia, tuż przed Giurgiu, robimy zakupy i szukamy miejscówki. Szukamy dość długo, ale udało się i tym razem. Bardzo szybko chowamy się do namiotów, bo plaga komarów nie daje żyć.

Prom uciekł.

Budowanie pieca.

Chyba mają dużo słońca.

Dwa miasta, dwa różne kraje na horyzoncie.

Dystans120.40 km Teren2.00 km Czas06:11 Vśrednia19.47 km/h VMAX49.00 km/h Podjazdy320 m
Kalorie 3000 kcal Temp.30.0 °C
Dzień 10. Znowu płasko.
Wita nas słoneczny poranek, oraz majestatycznie przelatująca czapla. Pora się zbierać. Cały czas towarzyszy nam dopływ Dunaju, rzeka Olt. Po kilkunastu kilometrach docieramy do potężnego zalewu. Mniej więcej do 50 km mamy jakieś podjazdy, później przewaga płaskiego z tendencją spadkową. Im bardziej na południe jedziemy, tym ludzie są dla nas życzliwsi. W barach, czy sklepach bez problemu ładujemy telefony, nabieramy wody, czy dostajemy oferty matrymonialne :D Dogadujemy się różnie, czasem po hiszpańsku, włosku, ale bardzo często zagadują do nas po niemiecku. Czy my wyglądamy na niemców ? Jedzie się fajnie, ale trzeba gdzieś spać. Skręcamy w polną drogę i znajdujemy miejscówkę, tradycja nakazuje, by była przy kukurydzy. Jako, że nieopodal Olt wpada do Dunaju, to w jakiejś knajpie do późna głośno grają, a później pieseły wyją do księżyca. Czasem ktoś obok przejeżdża, ale raczej się nami nie interesują.


Masa wody.

Cmentarz.

Śpiący troll.

Złomiarze.

W sklepie.

© 2017 Exsom Group, LLC. All Rights Reserved. Terms of Service · Privacy Policy · DMCA · System Status