Wpisy archiwalne w kategorii

Z sakwami

Dystans całkowity:22868.95 km (w terenie 393.00 km; 1.72%)
Czas w ruchu:1314:15
Średnia prędkość:17.40 km/h
Maksymalna prędkość:69.84 km/h
Suma podjazdów:158091 m
Maks. tętno maksymalne:180 (90 %)
Maks. tętno średnie:140 (70 %)
Suma kalorii:460889 kcal
Liczba aktywności:212
Średnio na aktywność:107.87 km i 6h 11m
Więcej statystyk
Dystans119.01 km Czas07:51 Vśrednia15.16 km/h VMAX50.00 km/h Podjazdy1180 m
Kalorie 3200 kcal Temp.35.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 186. "Morze Czarne. 4) Na granicy".
Wyjeżdżamy jak zwykle, czyli przed 8. Tak grzeje, że strach co będzie dalej. Górki, dziury, taka codzienność. Na stacjach zatrzymujemy się co by z wi-fi skorzystać, a przy okazji kawka, czy piwko. Docieramy do Kamieńca Podolskiego. Miasto piękne, ale brukowane, strome uliczki nie nadają się do jazdy. Teraz kierujemy się na Chocim. Jedziemy sobie w tym upale, a tu nagle jak nie jebn@e. Ruscy atakujo!!!!!!!! Pewnie Grzechu na minę wjechał :D Dętka z tyłu wybuchła, przy okazji uszkadzając już nie najnowszą oponę. Idzie ona na przód i wspinamy się do Chocimia. Tam dłuższy postój, w sumie to chybia obiadowa przerwa była. Lecimy dalej wzdłuż mołdawskiej granicy. Dobrze, że co kawałek są studnie- napić się można i ochłodzić również. Docieramy do granicy. Ukraiński pogranicznik bierze paszporty i tyle go było. Jednak wrócił :D Jeszcze tylko mołdawska pieczątka i jedziemy, nie wiedząc czego się spodziewać. Kilka kilometrów i jesteśmy w Briceni. Jest późno, więc oficjalne kantory zamknięte. Jakiś gówniarz na rowerze naprowadza nas pod sklep. Wiedział co robi, bo tam dopadli nas cyganie. Cała banda: "Arabisz? Dżermany?" Cwaniaczki :D Pora się wycofać. Znajdujemy mały sklepik, gdzie wymieniamy kasę i z zakupami lecimy na nocleg. Pod górę, wiadomo :D Sady dookoła, ale skręcamy za stacją benzynową i na jakiejś kijowej łące się rozbijamy.


Opuszczamy szkołę.

Poranna mgła? Nie. 3 Kamazy :D

Kamieniec Podolski.



Dniestr.

Chłodzenie.

Studnie były różne.


Dystans124.82 km Czas07:22 Vśrednia16.94 km/h VMAX56.00 km/h Podjazdy1100 m
Kalorie 3300 kcal Temp.35.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 185. "Morze Czarne. 3) Niczym zombi".
W nocy okazało się, że miejscówka taka fajna nie do końca była. Pod górę ciężarówki męczyły się na pełnych obrotach, a w dół tłukły się niemiłosiernie na potwornych dziurach. Jakby tego było mało, to obok były tory i kilka razy przejeżdżały pociągi. Spałem ok. 2 godzin. Jechało mi się tragicznie- upał, górki, drogowe gruzowisko i strzelająca sztyca. Docieramy do Borszczowa (Borshchiv). Robimy zakupy i rozkładamy się w parku. Godzinna drzemka trochę pomogła, ale smaży jak smażyło. Około 18 w miejscowości Orynyn zatrzymujemy się na zimne piwko. Już tam zostajemy, bo jest tam szkoła i trochę trawników, gdzie możemy rozbić obóz. Rozbijamy się na tyłach, a że jest wcześnie, to nie musimy się spieszyć. Wodę bierzemy z miejscowej studni, ale wiadro jest tak dziurawe, że muszę dwa razy się namachać, żeby napełnić butelkę :D Dzieciaki  z boiska poszły do domów, więc zrobiło się spokojnie. Aż do 22. Pojawił się konserwator i obudził nas świecąc latarką po oczach. Chciał chłop pogadać, ale wzięliśmy tylko wodę i hyc do namiotów.


Tovste.

Borshchiv.

Typowa rzeka na wioskach.

Kolejne źródełko.

Straszliwe pustkowia.

Nie ma jak szkoła podczas wakacji.

Pora na kolację.
Dystans152.35 km Czas08:46 Vśrednia17.38 km/h VMAX46.00 km/h Podjazdy1400 m
Kalorie 4200 kcal Temp.34.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 184. "Morze Czarne. 2) Upał doskwiera".
Już rano było ciepło, co nie wróżyło niczego dobrego. Jeszcze stosunkowo dobre drogi zamieniają się w place budowy, a kierowcom odwala coraz bardziej. Nawadniamy się to piwem, to kwasem i brniemy w tą dzicz. W Płuchowie (Pluhiv) odwiedzamy tamtejsze cudowne źródełko. Zborów (Zboriv), kolejne brukowane miasto. Tam postanawiamy odpocząć nad wodą. Trochę to trwało, ale było potrzebne, bo grzeje niemiłosiernie. Tarnopol mijamy i jedziemy do Trembowli (Terbovlia). Tam czas oczekiwania pod sklepem wykorzystałem na poszukiwanie noclegu. Lokalny cwaniaczek postanowił wykorzystać sytuację. Zaczął wypytywać o ceny noclegów, bo on ma gdzieś tam chałupę i mógłby nam kawałek trawnika użyczyć za jakąś chorą cenę. Za flaszkę może nam pokazać fajne miejsce koło muzeum. Totalne chaszcze, ale nie bardzo chciał nas opuścić, no przecież flaszka by była. Na jednym ze zjazdów jakiś debil wychodzi nam prosto pod koła i próbuje zatrzymać- przy prawie 50 km/h, to był czysty debilizm. Teren mocno się pofałdował, a dzień się kończy. Na nocleg się nie zanosi, ale staje się cud. Świeżo wybudowany Kościół na podjeździe kusi nas swoim zapleczem. Nie jest idealnie, ale ku naszemu zdziwieniu, w pobliskim beczkowozie jest cieplutka woda, więc można się umyć jak człowiek.






Święta woda siły doda.

Ulubiona nawierzchnia.

W Zborovie.
Wytchnienie od upału.

Wydaje się być ok.
Dystans197.54 km Czas10:39 Vśrednia18.55 km/h VMAX50.00 km/h Podjazdy1650 m
Kalorie 5700 kcal Temp.32.0 °C SprzętRadzio :)
Odcinek 183. "Morze Czarne. 1) Mocny początek".
Kolejny rok, kolejna wyprawa. Po zimnej Finlandii pora na coś cieplejszego, czyli Morze Czarne. Towarzyszył mi Grzesiek, z którym już od kilku lat jeżdżę. Start był zaplanowany na 12 z Przemyśla. Nie byłbym sobą, gdybym nie dowalił do pieca i nie wpadł na pomysł dojazdu tam rowerem. Na początku ciężko się przyzwyczaić, ale jakoś jechałem, a już z rana było ciepło. Markowa, Kańczuga, Pruchnik, górek sporo, ale jedzie mega fatalnie. Podniosłem siodełko o kilka mm i odżyłem. W Żurawicy byłem na tyle wcześnie, że jeszcze nadłożyłem drogi. Później śniadanko nad Sanem i ruszam na Rynek. Przyjeżdża Grzesiek i jedziemy na zakupy do Biedry. Spotykamy po drodze rodzinę sakwiarzy. Pora opuścić kraj, na przejściu bez kolejki, strażnik wypytuje tylko jak się sprawują takie rowery i tyle. Droga do Lwowa to nudny przymus, ale jest to nieliczny odcinek bez dziur. Spotykamy sakwairzy z Niemiec- kończą we Lwowie, więc jadą jak opętani. Zatrzymujemy się na piwko, lody i takie tam. Ceny? Bardzo przystępne. Przed nami Lwów, czyli męka na brukowanych uliczkach. Najlepiej jechać tuż przy torowisku, ale wtedy cały ruch jest zablokowany. Z tej jazdy tylko rozbolała mnie głowa. Nareszcie udaje się opuścić miasto i po jakichś 10 km w miejscowości Pidhirne znajdujemy miejscówkę tuż przy stawie. Obok namiotów mamy drogę wśród łąk, którą miejscowi docierają do domów, ale nikt nam głowy nie zawraca. To był mega męczący dzień, trzeba złapać trochę sił na następne.


Odpoczynek w Kańczudze.

San w Przemyślu.

Już na Ukrainie.

Horodok- pod sklepem.

Koniec dnia.

Pojawiają się mgły.


Dystans8.50 km Czas00:29 Vśrednia17.59 km/h VMAX29.00 km/h
Temp.22.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Finlandia 2016. 16) Do domu.
Na stacji dowiaduję się, że pociąg może mnie zabierze, może nie, bo miejscówki na rowery są wykupione. Tylko, że pociąg nie ma miejsc rowerowych. Po odłączeniu części wagonów lokuję się na końcu składu z Gdyni, bo nie ma ani jednego roweru w pociągu. Oczywiście znalazł się kretyn, któremu mój rower zawadzał i musiał otworzyć ryja, no bo kto mnie tu wpuścił? Cały i zdrowy dotarłem do Rzeszowa.
Dystans91.05 km Czas05:08 Vśrednia17.74 km/h VMAX38.00 km/h Podjazdy320 m
Kalorie 2150 kcal Temp.20.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Finlandia 2016. 15) Witaj Polsko.
Pobudka o 4, czyli o 3 czasu polskiego- tego się nie spodziewałem, ale musimy zdążyć na pociąg jadący z Kowna do Białegostoku. Wstałem niczym zombi, nie wiedziałem co się dzieje dookoła, zimno, wietrznie, jazda to istna męka. Kierowcy litewscy znowu pokazują jakimi są debilami. Zatrzymujemy się na kawę tam gdzie ostatnio, a że zjechało się kilka autokarów, to schodzi nam nieco dłużej. Mijamy wreszcie granicę i kierujemy się na Sejny, byłem tutaj rok temu :) Później jedziemy na Suwałki, cały czas po rewelacyjnej ścieżce. Jest jedna rzecz, której wybaczyć nie mogę, ale jak to w Polsce nie może być wszystko dobrze. Te cholerne krawężniki psują wszystko- jeśli ma on 5 cm, to z sakwami można sobie rower rozwalić. Oczywiście ktoś to klepnął i dobra jest, a powinno być do 1 cm max.! Po drodze zaczyna kropić, ale deszcz nam raczej nie grozi. Suwałki z dworcem widmo, są idealną wizytówką PKP. Budynek się rozpada, kasy zamknięte 6 lat temu, katastrofa. Nie jesteśmy jedynymi rowerzystami, a pojawiają się kolejni. 20 osób albo coś koło tego- jest ciasno, ale jedziemy wszyscy. W Białymstoku miał na nas poczekać pociąg do Warszawy. No i poczekał, tylko jak na 6 miejscach zmieścić 16 rowerów. Bieganina, nerwówka i udało się. Tym oto sposobem pakowanie rowerów do Darta opanowaliśmy perfekcyjnie :D W Warszawie przesiadamy się do pociągu jadącego do Lublina. Znowu Dart i te same problemy, ale radzimy sobie doskonale. W Lublinie, to już jak w domu. Jutro już latanina między pociągami.


5:20 czasu lokalnego.

Ścieżka Sejny- Suwałki. Później była zielona.

Sejny.

Dworzec w Suwałkach.


Dystans148.47 km Teren9.00 km Czas08:41 Vśrednia17.10 km/h VMAX40.00 km/h Podjazdy685 m
Kalorie 3670 kcal Temp.22.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Finlandia 2016. 14) Najgorsi kierowcy.
Najzimniejsza noc za nami, aż mnie terepało z zimna, całe 7 stopni. Po około kilometrze asfalt znika i granicę przekraczamy szutrem. Jedziemy bardzo malowniczą drogą pośród jezior. Po niespełna 20 km jesteśmy na stacji w Turmantas. Słonko ładnie grzeje, więc na chodniku suszymy namioty. Pociąg tutaj zaczyna swój bieg, więc jest w miarę luźno, ale później dosiada się co raz więcej ludzi, grzybiarze, rolnicy, itp.  8,1 € i 160 km spędzonych w pociągu z Pesy. W Wilnie oczywiście walka ze schodami i samochodami na zatłoczonych ulicach. Troszkę jeździmy po mieście i próbujemy się z niego wydostać. Niestety znów na szybko.  Ruch makabryczny, a moja propozycja jazdy boczną drogą na Troki została odrzucona. Mój marny żywot o mało co nie zakończył się pod kołami tira, myślałem, że szlag mnie trafi. W Trokach odwiedzamy okolice nowego zamku i kierujemy się w stronę Polski. Litewscy kierowcy, to chuje. Jedzie taki jeden z drugim jak popieprzony i zamiast zjechać, to trąbi i ma cię w dupie, on nie zjedzie tylko zapierdala dalej, ty się teleportuj. Nerwy i zmęczenie nie odpuszczały. Znowu ludzie srali się o swoje łąki- nie ogarniam tego. Znaleźliśmy sobie coś niedaleko drogi i szybko poszliśmy spać, bo szykowało się przegięcie wyjazdu.





Na stacji.



Katedra wileńska.


Wieża Giedymina na Zamku górnym.

Widok na Zamek Dolny,


Nowy zamek w Trokach.

Dystans99.87 km Teren28.00 km Czas06:05 Vśrednia16.42 km/h VMAX45.00 km/h Podjazdy460 m
Kalorie 2450 kcal Temp.22.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Finlandia 2016. 13) Gdzie ten asfalt?
W nocy podobno tak lało, że świata nie było widać. Cóż musiałem być mocno padnięty, bo spałem jak zabity, ale wyspałem się jak nigdy. Rano nadal padało, nie żałowaliśmy, że rozbiliśmy się na górce. Przestało padać koło 9, a koło 10:30 wyjechaliśmy. Zimno i wietrznie, ale jedzie się przyjemnie, bo praktycznie nie ma samochodów. Zastanawiające było, dlaczego napotkane samochody są uwalone błotem po sam dach. Prawda była brutalna. Pomiędzy miastami nie było asfaltu, tylko kamienie wymieszane z ziemią. Po deszczu było to po prostu błotko, strach pomyśleć co się dzieje jak nie pada. 5 km jakoś przemordowaliśmy i pojawił się asfalt. Nie było go za wiele, bo droga ponownie zmieniła się w błotko. Do tego jeździły nią ciężarówki, najczęściej powyżej 70 km/h, więc błotny prysznic mieliśmy gratis. Do tego dziury koleiny na zakrętach. I tak przez.....21 km :D Dokładnie pomiędzy Inesi, a Ergli. Na szczęście później był już tylko asfalt. Dojeżdżamy do Plavinas nad Dźwiną. Zaglądamy na stację i w sumie mamy już tutaj pociąg, więc decydujemy się wsiąść do niego tutaj. Mamy ponad godzinę, więc wracamy kawałek na stację- ładowanie, mycie i kawka. Pojawił się niewielki deszcz i nasz pociąg, całkiem nowiutki i kolejne 4,7€, ale i 110 km, więc dzień do przodu. Dojechaliśmy do Daugavpils/Dyneburga nad Dźwiną :D Pogoda się poprawiła- nic dziwnego, jedziemy tuż po deszczu. Chłodno, ale jedzie się elegancko. Co chwilę mijamy jakieś jeziora i nad jednym z nich się zatrzymujemy. Miało niesamowitą przewagę na innymi. Miało miejsce do odpoczynku, wiaty, ławki i w miarę równe podłoże. Nocleg nad wodą ma kilka minusów- komary i mnóstwo wilgoci, ale poczekajmy do rana.


26 km po czymś takim.



Sielskie klimaty.

Odziena, ruiny dworu z XVII wieku.


Coś się działo, ale nie wyszło.

Dyneburg.




Dystans142.16 km Czas08:16 Vśrednia17.20 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy610 m
Kalorie 3300 kcal Temp.20.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Finlandia 2016. 12) Ciemne chmury.
Poranek był słoneczny, ale rześki. Z domu obok ktoś na nas spojrzał, więcej zainteresowania wzbudziliśmy u spacerującej obok pary bocianów. Droga z serii: jadę bo muszę- nudna trochę. Garmin z rana chyba zaspał, bo nie chciał się uruchomić. Uruchomiłem go bez karty, później z kartą i hulał, ale 10 km nie zarejestrował. Bardzo fajnymi drogami docieramy do Tartu. Piękne miasto z polską historią w tle. Jedziemy na dworzec :D Testujemy kolejnego przewoźnika. Sporo czekania, targanie rowerów po schodach i jedziemy do Valgi. Jakieś 90 km do przodu i 4,7 € w plecy. Valga leży na granicy z Łotwą, dosłownie na środku miasta jest granica. Odbijamy na boczną drogę i tak niespiesznie sobie pedałujemy, patrząc jak pogoda się zmienia. W Smiltene robimy dłuższy postój z zakupami i uderzamy dalej. Drogi z minimalnym ruchem, ale sporo górek się pojawia. Pojawia się też front, który nieubłaganie do nas się zbliża. Za Abrupe skręcamy w boczną drogę i znajdujemy ogromną pofałdowaną łąkę. Rozbijamy się na jednym ze wzniesień i ładujemy się do namiotów- zaczyna kropić.

Poranek.

Ratusz w Tartu.


Na dworcu.

W Valdze.

Zycie w podróży. Smiltene.


Spalona miejscówka- straszne dziury, jedziemy dalej.

Chmara się.


Maleństwo, 7 cm.

Dystans135.50 km Teren2.00 km Czas07:37 Vśrednia17.79 km/h VMAX34.00 km/h Podjazdy350 m
Kalorie 3300 kcal Temp.22.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Finlandia 2016. 11) Pod wiatr.
Gdy rano wstaliśmy, to było pochmurno, ale nie padało. Po chwili tak lunęło, że nie pozostało nam nic innego jak kontynuować spanie, a już mieliśmy zwijać namioty :D O 10:30 wyszło słońce, więc mogliśmy wreszcie wyruszyć. Dzisiejszą jazdę masakrował wiatr, głównie prosto w twarz. Powoli kręciliśmy i tak oto mijały nam kilometry. W Aegviidu robimy przerwę na śniadanie i jedziemy dalej. Za Marjandi wpadamy na stację benzynową, ma ona coś czego potrzebowaliśmy. Prysznic, to jest to. Zrobiliśmy jeszcze pranie, kawka za 1,6 € i lecimy dalej. Gdy docieramy do Jogeva zaczyna się robić szarówka. Pola obsadzone, kupa domów, więc nie ma nic na dziko. Gdy pytamy o możliwość rozbicia się na trawniku, to odsyłają nas na kemping, do którego jest ponad 20 km, a robi się ciemno. Szukamy na jakiejś opuszczonej, ale błotnistej farmie, zalanej łące, aż rozbijamy się na czyimś trawniku :D Nikt do nas nie przyszedł, więc śpimy spokojnie, chociaż nie do końca, ba blisko była droga. Jesteśmy jakieś 50 km od rosyjskiej granicy.


Trzeb poczekać.

Jeszcze z wodospadem.

Wieża ciśnień w Aegviidu.

Jedno z wielu jeziorek.

Zbiórka bocianów.
© 2017 Exsom Group, LLC. All Rights Reserved. Terms of Service · Privacy Policy · DMCA · System Status