Wpisy archiwalne w kategorii
Bieszczady
Dystans całkowity: | 5287.46 km (w terenie 1027.00 km; 19.42%) |
Czas w ruchu: | 254:48 |
Średnia prędkość: | 20.67 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.00 km/h |
Suma podjazdów: | 58756 m |
Maks. tętno maksymalne: | 200 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 167 (83 %) |
Suma kalorii: | 76111 kcal |
Liczba aktywności: | 48 |
Średnio na aktywność: | 110.16 km i 5h 25m |
Więcej statystyk |
Dystans170.00 km Czas06:20 Vśrednia26.84 km/h VMAX61.00 km/h Podjazdy1920 m
Był sobie plan.
Zakładał on przejechanie trasy 500 km w dwa dni. Zebrała się ekipa 9 osób na rowerach z Polski i nie tylko oraz zabezpieczenie techniczne w samochodzie. Ruszamy o 5 zaraz po starcie Ultra maratonu, cholera, nie działa mi licznik- pewnie padł kabelek. Pogoda zapowiada się dobra, więc kierujemy się do Świlczy- za szybko jak na początek, ale tak sobie lecimy czwórką aż do Ropczyc. Na skrzyżowaniu obejrzałem się za siebie- gdy popatrzyłem przed siebie, to kolega był już tuż przede mną. Ratuje się hamowaniem, lecę przez kierę i kręcę parę fikołków. Na prawej goleni urosło mi drugie kolano, wybity bark, ogólnie poobijany. Na głowie pojawił się guz, którego znalazłem dopiero wieczorem, podczas mycia głowy. Jest guz, więc kask pęknięty- jednak się przydał. Do tego przytarta empetrójka, podarta bluza, a w rowerze podarte siodło i guma na manetce się poniszczyła. Wsiadam do auta, bo mam czas, to co będę do domu wracał. W Wielopolu kupuję zimne piwo i robię okłady na nodze. Tak docieram do Jasła, gdzie podejmuję decyzję o dalszej jeździe. Ogarniam rower i ruszamy w stronę Nowego Żmigrodu i Dukli, gdzie robimy przerwę obiadową. Przed Barwinkiem odbijamy na Komańczę i dziurami jedziemy w stronę Bieszczad. W Komańczy remonty, więc światła co kawałek- rowerom jednak czerwone nie straszne. Mocniejsze podjazdy nie robią na mnie wrażenia, mimo, że na dziurach nogę mi urywa, a bark boli niemiłosiernie. Jadę po swojemu i nie wiem czemu, zawsze jestem pierwszy. Docieramy do Cisnej, a to oznacza, że czekają nas dwie przełęcze. Smerek, Połoniny, Rawki- to wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, jest pięknie. Do Ustrzyk pędzimy zamroczeni pięknym zjazdem. Śpimy w Kremenarosie. Nie sądziłem, że w takim stanie przejadę ponad 130 km :)
Po wyjeździe z Rzeszowa.
Beskid Niski koło Nowego Żmigrodu.
Bieszczady tuż, tuż.
Przed Cisną.
Bieszczady :)
Na Połoninach śnieg.
Po wyjeździe z Rzeszowa.
Beskid Niski koło Nowego Żmigrodu.
Bieszczady tuż, tuż.
Przed Cisną.
Bieszczady :)
Na Połoninach śnieg.
Dystans21.30 km
Temp.22.0 °C
Kolory jesieni.
Sił na kręcenie nie miałem w ogóle, ale zapowiadała się tak piękna pogoda, że musiałem się ruszyć gdziekolwiek.
Na Jeziorkach Duszatyńskich byłem już ładnych kilka razy, rowerem, więc czemu by nie pójść pieszo?
Start z Komańczy, szlakiem czerwonym.
W lesie bagno, które dodatkowo sponiewierali na motocykielach. Podczas przechodzenia pod zwalonym drzewem za wcześnie się wyprostowałem i wbiłem sobie w głowę ostry szpikulec gałęzi. Krew leje się po twarzy, co robić? Po kilku minutach krwawienie ustaje i idę dalej. W rzece myję głowę i docieram do Duszatyna. Tam szlak odbija już na szutrówkę i dalej wspina się do samych jeziorek. Tempo mocne, prawie biegnę. Przy wodzie przerwa i lecę w dół. Osły z Przemyśla w czerwonym Lanosie powinny dostać mega kopa w dupe- złamali dwa zakazy i jechali szlakiem, dokąd to było możliwe (do rzeki), aż człowieka szlag trafia. Później omijam szlak serpentynami. Było ciepło, nie, było gorąco i to chyba ostatnie chwile z takimi kolorami, bo wszystko leci, a jak spadnie deszcz, to nie będzie już nic na drzewach.
Ruiny Klasztoru w Zagórzu.
Gałązka wbita w głowę.
Na szlaku.
Pierwsze jeziorko.
Jeziorko drugie.
Most nad Osławą- Duszatyn.
Znaki zostały, mimo, że zdradzieckich torów już nie ma- na drodze położono asfalt :(
Na Jeziorkach Duszatyńskich byłem już ładnych kilka razy, rowerem, więc czemu by nie pójść pieszo?
Start z Komańczy, szlakiem czerwonym.
W lesie bagno, które dodatkowo sponiewierali na motocykielach. Podczas przechodzenia pod zwalonym drzewem za wcześnie się wyprostowałem i wbiłem sobie w głowę ostry szpikulec gałęzi. Krew leje się po twarzy, co robić? Po kilku minutach krwawienie ustaje i idę dalej. W rzece myję głowę i docieram do Duszatyna. Tam szlak odbija już na szutrówkę i dalej wspina się do samych jeziorek. Tempo mocne, prawie biegnę. Przy wodzie przerwa i lecę w dół. Osły z Przemyśla w czerwonym Lanosie powinny dostać mega kopa w dupe- złamali dwa zakazy i jechali szlakiem, dokąd to było możliwe (do rzeki), aż człowieka szlag trafia. Później omijam szlak serpentynami. Było ciepło, nie, było gorąco i to chyba ostatnie chwile z takimi kolorami, bo wszystko leci, a jak spadnie deszcz, to nie będzie już nic na drzewach.
Ruiny Klasztoru w Zagórzu.
Gałązka wbita w głowę.
Na szlaku.
Pierwsze jeziorko.
Jeziorko drugie.
Most nad Osławą- Duszatyn.
Znaki zostały, mimo, że zdradzieckich torów już nie ma- na drodze położono asfalt :(
Temp.4.0 °C
Saneczkarstwo ekstremalne.
Corocznej tradycji stało się zadość i odbył się kolejny zjazd na sankach spod Chatki Puchatka na Poł. Wetlińskiej. Śnieg objawił się dopiero w Cisnej, a na szlaku zalegało mokre i ubite coś, spod którego wystawały kamienie i mnóstwo gałęzi. Weszliśmy dość szybko i czekaliśmy na wschód- wiatr w porywach wiał z prędkością 114 km/h :D Zjazd był fajny, chociaż momentami bolesny, ale z tym się liczyłem. Gdzieś sobie wygłem kolano nie tak jak trzeba i sobie więzadła ponaciągałem, w domu ledwo łaziłem. Powiem, że warto było wyjechać o 2 nad ranem, bo wschód był cudny. Fotki pochodzą od Włochatke.
Wschód z widokiem na Poł. Caryńską i Tarnicę.
Żodyn nie jechał tyłem, żodyn. Ino ja :D
Dystans73.41 km Teren35.00 km Czas03:38 Vśrednia20.20 km/h VMAX59.00 km/h Podjazdy1500 m
Jesień nadciąga w ....
Bieszczady.
Pogoda perfekcyjna na to, żeby odwiedzić Bieszczady. Cisna- start. Troszkę chłodnawo, ale pod górkę robi się ciepło. W Majdanie uderzamy na szutrówkę aż do czerwonego szlaku. Drogę utwardzają i robią nowe przepusty. Robią, bo nie wszędzie są zrobione. Czasem trzeba skoczyć do rzeki i wspiąć się na górę. Zjazd czerwonym jest rewelacyjny, do tego z widokiem na Smerek i Połoniny. Wracam do Kalnicy i jadę na Sine Wiry. Wody mało w rzece, więc widok taki sobie. Jako, że kilometry powoli przychodzą, to jadę na Wołkowyję i Górzankę. Odbijam w teren do Łopienki. Najpierw szutrówka, a później luźne kamienie ostro pod górę. Było i bagno i rewelacyjny zjazd pod cerkiew. Jeszcze tylko Buk i Dołżyca i czas kończyć.
Widok na Łopiennik © miciu222145
Rozkopane © miciu222145
Nieistniejąca już wieś Łuh © miciu222145
Sine Wiry © miciu222145
Zalew Soliński w Wołkowyi © miciu222145
Cerkiew w Górzance © miciu222145
Cerkiew w Łopience © miciu222145
Pogoda perfekcyjna na to, żeby odwiedzić Bieszczady. Cisna- start. Troszkę chłodnawo, ale pod górkę robi się ciepło. W Majdanie uderzamy na szutrówkę aż do czerwonego szlaku. Drogę utwardzają i robią nowe przepusty. Robią, bo nie wszędzie są zrobione. Czasem trzeba skoczyć do rzeki i wspiąć się na górę. Zjazd czerwonym jest rewelacyjny, do tego z widokiem na Smerek i Połoniny. Wracam do Kalnicy i jadę na Sine Wiry. Wody mało w rzece, więc widok taki sobie. Jako, że kilometry powoli przychodzą, to jadę na Wołkowyję i Górzankę. Odbijam w teren do Łopienki. Najpierw szutrówka, a później luźne kamienie ostro pod górę. Było i bagno i rewelacyjny zjazd pod cerkiew. Jeszcze tylko Buk i Dołżyca i czas kończyć.
Widok na Łopiennik © miciu222145
Rozkopane © miciu222145
Nieistniejąca już wieś Łuh © miciu222145
Sine Wiry © miciu222145
Zalew Soliński w Wołkowyi © miciu222145
Cerkiew w Górzance © miciu222145
Cerkiew w Łopience © miciu222145
Dystans105.63 km Teren1.00 km Czas04:32 Vśrednia23.30 km/h VMAX63.00 km/h Podjazdy1400 m
Mała pętla bieszczadzka.
Włochatek wymyślił sobie, żeby przejechać rzeczoną pętelkę. Pod Heliosem pojawił się jeszcze Kona- jak zwykle spóźniony. Był jednak gwarancją tego, że nudno nie będzie :D Dojazd bez problemów- zaczynamy spod Tesco w Lesku. Zaczyna grzać, a my mamy sporo pod górkę na sam początek- zamulamy srogo. Toczymy się do Ustrzyk Dolnych. Już po 12 km Kona zawraca kawałek i w fosie zjada wafelka :D W Ustjanowej zostawiamy Włochatego i jeździmy po miasteczku ruchu drogowego- ubaw po spocone pachy :) W Ustrzykach dłuższy postój pod sklepem- Kona parkuje szosę w sklepie :D Jedziemy w stronę Czarnej, po drodze odwiedzamy drewniany Kościół w Hoszowie- Kona szosówką zjeżdża po schodach. W Czarnej znowu sklep i dłuższe posiedzenie. Podziwiamy zmutowanego psa i jedziemy w stonę Polany. Jedzie mi się coraz lepiej i odjeżdżam chłopakom, a opony miałem terenowe. Pojawiają się serpentyny i spore podjazdy z widokiem na Zalew. Gdy już się wydawało, że podjazd się kończy, nagle pojawiał się znak o 9 % podjeździe- robimy przerwę :/ W Wołkowyi rozwalamy się na skarpie nad Solińskim i chłoniemy widoki, opalając się przy okazji. Za Polańczykiem Kona na swoich cieniutkich oponkach odjeżdża mi na zjazdach i do samego Leska jadę samotnie. Straciłem 3 minuty, Włochatek tylko 2.
Teraz fotki Włochatego.
Trzeba się napchać© miciu222145
Wafelek w fosie© miciu222145
Kona poznaje przepisy© miciu222145
Widok z najwyższego punktu na trasie- 711 m© miciu222145
Gotowe na powrót© miciu222145
Kona je, tyle makaronu, to bym nie wchłonął :D© miciu222145
Teraz fotki Włochatego.
Szosowe DeHa© miciu222145
Ja nad zalewem solińskim© miciu222145
Dystans72.34 km Teren55.00 km Czas03:58 Vśrednia18.24 km/h VMAX54.00 km/h Podjazdy1400 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Cyklokarpaty Komańcza.
Miałem w tym roku nigdzie już nie startować, ale w Komańczy zawsze warto się pojawić. Pogodę ciężko było przewidzieć, bo po drodze mijaliśmy miejsca gdzie padało. Tuż przed startem rozpogodziło się i zrobiło się niestety duszno. Zrobiłem sobie krótką rozgrzewkę, pojechałem m.in. czerwonym szlakiem koło schroniska. Nie wiem dlaczego, ale pojawił się u mnie ból ścięgien za kolanem. Nogi nie mogłem dobrze wyprostować, a do startu zostało kilkanaście minut. Tabletki przeciwbólowe na niewiele się przydały i stawiłem się na starcie, bo szkoda było wpisowego. Początek po asfalcie dość mocny i jechało się dobrze. Podjazd pod Krasną też niezły mimo totalnej patelni. Przejazd przez Łupków, czyli nowy odcinek jakoś średnio mi się podobał. Pierwszy raz przejeżdżałem przez tory kolejowe, które w liczbie 4 były tuż przy sobie :D Za Wolą Michową czekał podjazd na Przeł. Żebrak. Na początku jechałem w grupce 3 osób, przed kulminacją podjazdu było nas ośmiu, ale później uciekłem. Przerwa na bufecie i wspinaczka na Chryszczatą. Ten odcinek strasznie ciężko mi się jechało. Do tego przy przejeździe w poprzek kolein na drodze zaliczyłem nie groźne otb. Z Chryszczatej zjeżdżaliśmy szlakiem niebieskim- jak dla mnie najlepszy odcinek trasy. Już na początku mijam Wojtusia, który żebra o dętkę, niestety mam inny rodzaj zaworu. Kilka km zjazdem do Turzańska i Rzepedzi. Później wzdłuż Osławy i dwa razy przejeżdżamy przez tę właśnie rzekę. Suport dostał wody i zaczyna piszczeć- tego się właśnie spodziewałem. Podjazd w stronę Komańczy idzie mi dobrze, ale ostatnie podejście przed metą mocno wybija z rytmu. Na koniec odjeżdżam jeszcze dwóm zawodnikom i ląduję na miejscu 25 w kategorii. Jestem zdruzgotany. Owszem jechałem z kontuzją, ale do Włochatego straciłem tylko 2 minuty, a jeździmy mniej więcej jednym tempem. Może powodem była większa ilość zawodników w kategorii ? Nie wiem, ale w zeszłym roku byłem 10. Trasa zawodów miała ok. 61 km, a prędkość średnia u mnie to ok. 19 km/h, czyli szybko jak na zawody. Dodatkowym utrudnieniem był zjechany blok w lewym bucie- mocniejsze pociągnięcie, czy dziura, powodowały wypięcie- musiałem bardzo uważać, żeby się nie zabić.
Fotki pochodzą od Barbary Dominiak
Przejazd przez Osławę- Komańcza.© miciu222145
To jest prysznic- Cyklokarpaty Komańcza.© miciu222145
Cyklokarpaty Komańcza 2012.© miciu222145
Fotki pochodzą od Barbary Dominiak
Dystans70.17 km Teren22.00 km Czas04:50 Vśrednia14.52 km/h VMAX60.00 km/h Podjazdy1942 m
Bieszczady- poziom hard, część któraś tam.
Plan trasy był obmyślony dość szybko i padło, że właśnie dzisiaj go zrealizujemy. Zbiórka o 6:30 pod Tesco. Zjawia się Włochaty, Seba, Kona i ja i jedziemy po Wilczka i później do Berezki. Na miejscu parkujemy bolid obok Kościoła i o równej 10 ruszamy w trasę. Pogoda dopisuje, mimo, że z rana było zaledwie 6 stopni. Na początek kilka kilometrów asfaltem w stronę Bereźnicy Wyżnej, aż docieramy do skrętu na Baligród. Zaczyna się szutróweczka z kamieniami, ale najlepsze przed nami- epicki zjazd do samego Baligrodu- czyli kilka kilometrów wariactwa przy prędkościach powyżej 50 km/h. Jednak Kona troszkę popsuł ten zjazd- jechał na przodzie i nagle się zatrzymał. Również się zatrzymaliśmy- okazało się, że złapał klasycznego "snejka", dobijając obręczą do jakiegoś kamienia. Powiedzieć, że naprawa się ślimaczyła, to trochę na wyrost, bo ona nawet się nie ślimaczyła :D Wreszcie sukces- rower sprawny i zjeżdżamy dalej do Baligrodu. W sumie, to wyjeżdżamy na jego końcu i jedziemy w stronę Bystrego. Tuż przed miejscowością skręcamy na szlak niebieski i robimy krótką przerwę. Widok na szlak nie napawa optymizmem- ściana płaczu na początek. W sumie to nie podchodziliśmy, lecz gramoliliśmy się- grunt uciekał spod nóg, a buty ślizgały się. Gdy pojawił się kawałek przejezdnej ścieżki, to pojawiały się powalone drzewa i badyle, które z trzaskiem łamały się między szprychami- ryzyko strat w sprzęcie było spore. Szlak wyglądał mnie więcej tak: podejście/ podjazd > kilkadziesiąt metrów jazdy > przejście prze leżące drzewo > zejście/ zjazd i tak w kółko. Po kilkudziesięciu kilometrach takiej "jazdy" byłem trochę już wkurzony. Jedziemy tak przez kolejne szczyty: Kropiwne (760), Berdo (890), Durna (979), aż docieramy na główny cel wyjazdu, czyli Łopiennik (1069). Jak się okazuje szczyt nie znajduje się na skraju lasu, lecz kilka metrów w głębi, ale i tam docieramy. Tym razem robimy dłuższy postój przed dalszym ciągiem, a czeka nas miła niespodzianka :) Zbieramy się i jedziemy- Konę do jazdy motywuje to, że pojechaliśmy bez niego. Krótki podjazd i normalnie szok- zjazd. Zjazd ? Nie, to było szaleństwo :D Ostro w dół, zakręty 90 stopni, nawrotki, kamienie, głazy, koleiny, drzewa, badyle i błoto. Na jednym zakręcie za późno zahamowałem i poleciałem prosto. Już OTB było blisko, jednak uratowałem się i przez krzaczory i gałęzie docieram na ścieżkę. Dalsza jazda, to igranie z losem- co kawałek gleba czyhała za zakrętem. Przez 3 km zjazdu non stop czułem swąd palonych klocków, a ciepło z tarczy ogrzewało mi twarz. Na jednym ze zjazdów do koleiny widzę, że ktoś leży- to Włochaty, dzięki temu ja sprowadzam i jestem cały :D Pod koniec zjazdu hamulce osłabły, jednak miały cały czas wystarczającą moc, by zatrzymać mnie w miejscu. Ten odcinek był idealny do testowania zawieszenia- Sid spisał się na medal. Docieramy do Dołżycy z uśmiechem na twarzach- na 3 km straciliśmy 500 m wysokości :O Czekamy na Sebę i jedziemy coś zjeść do Cisnej. Pogoda lekko się psuje- nadciągają ciemne chmury, jak się okazało te akurat groźne nie były. Wracamy do Dołżycy i kierujemy się na Buk- na prostej próbuję ucieczki z peletonu, jednak chłopaki przy 47 km/ h nie odpuszczają :D Na północnym wschodzie pojawia się granatowe chmurzysko, a my jedziemy w jego stronę. W Polankach zaczyna padać, a właściwie lać. Chronimy się na werandzie drewnianej chałupki- była to Galeria Czarny Kot. leje i leje, a nam do głowy przychodzą co raz głupsze pomysły :D Temperatura spada do 10 stopni. Jak dobrze, że wziąłem do plecaka bluzę, Buffa i rękawiczki. Prócz Kony, który miał wiatrówkę inni byli w samych koszulkach. Deszcz przestał i jedziemy dalej. Przed kolejnym atakiem deszczu dotarliśmy do przystanku PKS w Terce, tuż obok ruin dzwonnicy. Znowu dłuższy postój, ulewa przybiera na sile. Wreszcie przestaje padać i mokrym asfaltem jedziemy dalej- pióropusze wody lądują na tyłku i twarzy, przyjemne to to nie jest. Żeby się rozgrzać jedziemy jakby nas wilki goniły. Jest zimno, mokro i wietrznie, a przed nami jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Za Bukowcem pogoda się poprawia i zza chmur wygląda słońce. Już spokojniej jedziemy przez Wołkowyję i Polańczyk. Jeszcze tylko Myczków i jesteśmy w punkcie startu. Trasa była tak zajmująca, że nie było kiedy robić fotek, ale jakieś tam mamy.
Pora się rozpakować.© miciu222145
Wiecznie głodny Piotrek.© miciu222145
Modele z Bieszczadami w tle.© miciu222145
Postój na łatanie dętki.© miciu222145
Pod pomnikiem żołnierzy walczących z UPA.© miciu222145
Na początek podejście.© miciu222145
Takie niespodzianki czekały na nas co chwile.© miciu222145
Różne techniki pokonywania podjazdów.© miciu222145
I kolejne podejście.© miciu222145
Na Durnej.© miciu222145
Na Łopienniku.© miciu222145
Zjazd był karkołomny.© miciu222145
Chmura ? Jak to ?© miciu222145
No i pada :D© miciu222145
Tutaj nie zacina deszczem.© miciu222145
Ruiny dzwonnicy w Terce.© miciu222145
Ale gdzie są przyciski ?© miciu222145
Dystans80.56 km Teren30.00 km Czas04:16 Vśrednia18.88 km/h VMAX54.00 km/h Podjazdy1125 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Słoneczny wypad w Bieszczady.
Dzisiaj mieliśmy odwiedzić Włochatego, który przebywał w miejscowości Rabe. Upał dość mocno doskwierał, bo cały czas jechaliśmy otwartymi terenami. Na początek podjazd i zjazd do Prełuk. Dalej szutrówką przez Duszatyn i Mików- po drodze oczywiście przejazd cztery razy przez Osławę. W Mikowie zaczęliśmy mozolną wspinaczkę na Przełęcz Żebrak (816). Tam spotykamy sporo rowerzystów oraz Pana Waldka, który nocował przy schronisku. Dalej wesołym zjazdem docieramy do Rabego. Przy 54 km/h na kamieniach strasznie rzucało, ale udało się opanować maszynę. Chwilę siedzimy i jedziemy dalej, tym razem już asfaltem. Bystre, Łubne, a za Jabłonkami wspinamy się serpentynami- na szczycie spotykamy zawodników Jasło Bike na szosach. Później już tylko zjazd i jesteśmy w Cisnej. Trafiamy akurat na przejazd zawodników jakiegoś wyścigu kolarskiego. W Cisnej jemy obiad i jedziemy asfalcikiem: Majdan, Żubracze, Przeł. Przysłup, Maniów, Wola Michowa, Smolnik, Nowy Łupków, Osławica, Radoszyce, Komańcza. Trasę z Cisnej pokonujemy z Arturem w ok. 50 min. Po przyjeździe rozpoczynamy integrację z osobami ze schroniska- zapowiada się ciężki poranek.
Everytrail
Everytrail
Przerzutka po wczorajszych przejściach.© miciu222145
Mały, poranny serwis.© miciu222145
Pierwszy przejazd przez Osławę w Duszatyniu.© miciu222145
Artur na Przeł. Żebrak.© miciu222145
Szykuje się niezła wspinaczka.© miciu222145
Mała jaszczurka się wygrzewa.© miciu222145
Okolice Osławicy.© miciu222145
Dystans59.12 km Teren37.00 km Czas03:36 Vśrednia16.42 km/h VMAX63.00 km/h Podjazdy1164 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Cyklokarpaty Komańcza- było dobrze, ale....
Zaczęło się od tego, że zaspałem. Tak namieszałem w telefonie, że obudził mnie dopiero Włochaty- 10 min. po ustalonym czasie zbiórki. Szybko się zebrałem, a chłopaki czekali już pod klatką. Dalej już nie było żadnych niespodzianek, czyli upał i bieszczadzka trasa do przejechania. Podczas rozgrzewki podjechałem sobie kawałek obok schroniska w Komańczy i pokręciłem się po głównej drodze. Start nastąpił tradycyjnie o 10. Najpierw asfaltem przez Radoszyce do Osławicy. Nie był to jeszcze start "ostry", mimo tego wszyscy gnali bez opamiętania. Nie podobało mi się to, bo nie mogę od początku tak się męczyć. W Osławicy zjeżdżamy na trasę właściwą- podjazd pod Krasną (660)-na szczycie czekało na nas 5. owczarków podhalańskich :D . Szło mi całkiem nie źle, dopiero po wjechaniu do lasu, trochę kulałem w błocie. Jeszcze spacer przez Osławę i jesteśmy pomiędzy Smolnikiem, a Mikowem. Czeka nas szybki dojazd asfaltem do Mikowa. Z Mikowa jedziemy odcinkiem, którego dość nie lubię, a mianowicie wspinaczka na Przeł. Żebrak (816). Mimo upału jedzie mi się rewelacyjnie, z łatwością objeżdżam kolejnych zawodników. Na Przełęczy szybki bufet i jedziemy czerwonym szlakiem w stronę Chryszczatej. Dobra passa trwa nadal, bez większych problemów docieram na Chryszczatą (997) i skręcam na szczycie na szlak niebieski.
Był to bardzo fajny odcinek, bo zjazd prowadził dość mocno w dół, jednak błoto i śliskie korzenie wytrącały mnie skutecznie z rytmu- opony nie "ogarniały" tej nawierzchni, a więc straciłem trochę czasu. Docieramy w okolice Turzańska i dobre kilka kilometrów gnamy opadającą, asfaltową drogą. Krótki przejazd przez Rzepedź i ponownie wjeżdżamy w teren. Stało się coś złego- straciłem moc i to na 5 km przed metą. Rzadko zdarza mi się taka akcja, ale jakoś jechać trzeba. Kilka przejazdów przez Osławę mocno schładza, więc powoli jedzie się trochę lepiej. Jeszcze przed Prełukami dogonił mnie Włochaty i razem wspinaliśmy się w stronę Komańczy. Szybki zjazd i jesteśmy na mecie w odstępie 1s. Trasa była bardzo szybka, łatwa technicznie, ale męcząca przez upał. Byłem mocno niezadowolony z mojej jazdy, jednak wynik okazał się całkiem dobry- pierwsza dziesiątka w mojej kategorii. Po zawodach czekała mega wyżera i powrót do domu.
I tradycyjnie trochę cyferek:
Trasa- ok.48 km, 1100 m przewyższeń.
Wynik:
2:42:33
Mega M3- 9/52
Mega- 36/156.
Everytrail
Był to bardzo fajny odcinek, bo zjazd prowadził dość mocno w dół, jednak błoto i śliskie korzenie wytrącały mnie skutecznie z rytmu- opony nie "ogarniały" tej nawierzchni, a więc straciłem trochę czasu. Docieramy w okolice Turzańska i dobre kilka kilometrów gnamy opadającą, asfaltową drogą. Krótki przejazd przez Rzepedź i ponownie wjeżdżamy w teren. Stało się coś złego- straciłem moc i to na 5 km przed metą. Rzadko zdarza mi się taka akcja, ale jakoś jechać trzeba. Kilka przejazdów przez Osławę mocno schładza, więc powoli jedzie się trochę lepiej. Jeszcze przed Prełukami dogonił mnie Włochaty i razem wspinaliśmy się w stronę Komańczy. Szybki zjazd i jesteśmy na mecie w odstępie 1s. Trasa była bardzo szybka, łatwa technicznie, ale męcząca przez upał. Byłem mocno niezadowolony z mojej jazdy, jednak wynik okazał się całkiem dobry- pierwsza dziesiątka w mojej kategorii. Po zawodach czekała mega wyżera i powrót do domu.
I tradycyjnie trochę cyferek:
Trasa- ok.48 km, 1100 m przewyższeń.
Wynik:
2:42:33
Mega M3- 9/52
Mega- 36/156.
Everytrail
Takie tam, na trasie :D© miciu222145
Podjazd na Krasną.© miciu222145
Pierwsze rzeczki były nie wielkie.© miciu222145
Udało się przejechać.© miciu222145
Sporo wody dla ochłody :D© miciu222145
Znisoło mnie z płyt :D© miciu222145
I jedziemy dalej.© miciu222145
Pakowanie po zawodach.© miciu222145
Dystans67.11 km Teren46.00 km Czas05:33 Vśrednia12.09 km/h VMAX57.00 km/h Podjazdy1650 m
Temp.32.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Wypad w Bieszczady.
Dwa dni temu padła propozycja wyjazdu i do realizacji nie minęło zbyt wiele czasu.
Zbiórka o 5, a skład był następujący:Michał, Piotrek, drugi Piotrek i ja. Start nastąpił tuż przed 8 z Cisnej. Pogoda była upalna, ale ratował nas trochę cień lasu. Rozpoczęliśmy jazdę szlakiem czerwonym i już od początku było bardzo ciężko- czekała nas wspinaczka wyciągiem. Dalej było podobnie, bo spacerkiem dotarliśmy na pierwszy szczyt, którym był Hon (820 m). Tam dowiedziałem się od Włochatego, że w Rzeszowie panuje armagedon pogodowy. Chwilę później zmuszony byłem do klejenia dętki z tylnego koła. Jedziemy, czasem idziemy dalej. Poziom trudności jest wysoki, bo mokre kamienie i skały rzucają rowerem na lewo i prawo- na ostrych zjazdach jest ciekawie. Do tego dochodzi bardzo głębokie błoto, które przy dużej prędkości miota rowerem jak szatan. Powoli "zaliczamy" kolejne szczyty, tj. Osina(963 m), Berest (942 m), Sasów (1010 m) i Wołosań (1071 m). Od czasu do czasu pojawiają się piękne widoki na Bieszczady, czy Beskid Niski. Jeszcze tylko Jaworne (992 m) i docieramy na Przełęcz Żebrak. Dalszą jazdę kontynuujemy szlakiem czerwonym i po mozolnej wspinaczce docieramy na Chryszczatą. Piotrek tak cisnął, aż uszkodził bębenek w piaście DT. Dobrze, że może jechać dalej. Tam spotykamy pierwsze dusze tego dnia- pustki były straszne. Dalej było hardkorowo, bo był zjazd do Jez. Duszatyńskich. Okazji do poobijania się było mnóstwo.
Dotarliśmy bez strat w ludziach i sprzęcie, no może klocki hamulcowe ucierpiały. Powoli pojawiają się turyści, co nie napawa optymizmem, bo czeka nas ciekawy zjazd. Wreszcie docieramy do Duszatynia. Tam kupujemy napoje różnorakie i odpoczywamy, rozmawiając z turystami i miejscowymi. Nasze utytłane rowery wzbudzają zainteresowanie i podziw jednocześnie. Jako, że dalej błaota raczej nie będzie, postanawiamy umyć siebie i rowery przy pierwszym przejeździe przez Osławę. Takich przejazdów będziemy mieć jeszcze trzy. Wody po ostatnich opadach jest sporo, więc rzeka przybrała, a prąd poniewierał nami, a najbardziej mną- spychał mnie z płyt do rzeki. Buty zalane, rowery utopione- tylko czekać aż coś zacznie piszczeć. Najpierw odezwały się łańcuchy, później mój suport. W pełnym słońcu jechaliśmy szutrem przez Mików w stronę Przeł. Żebrak. Na szczycie wszyscy mieli dość, jednak dalej było sporo w dół. Docieramy do miejscowości Łubne i kończymy przygodę w terenie. Piotrek do uszkodzonej piasty dołożył centrę i rozciętą oponę- mleczko fruwało tu i tam, bo dziura była za duża na uszczelnienie. Asfaltową drogą wspinamy się serpentynami- siły nas opuściły, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Na szczęście do samej Cisnej droga prowadzi nas zjazdem. Dodatkową atrakcją była nadchodząca burza, która i tak poszła bokiem. Okazało się też, że z tylnego koła znowu uciekało mi powietrze, ale dotarłem bez serwisu. Był to kolejny wyjazd w Bieszczady i znowu katowaliśmy się do ostatnich sił. Do tego doszedł wyjazd z piątku, po którym w ogóle nie odpocząłem.
Przyczyna kłopotów z kołem, które miał Piotrek
Everytrail
To był najpłytszy przejazd.
Mack vs. Hope.
Zbiórka o 5, a skład był następujący:Michał, Piotrek, drugi Piotrek i ja. Start nastąpił tuż przed 8 z Cisnej. Pogoda była upalna, ale ratował nas trochę cień lasu. Rozpoczęliśmy jazdę szlakiem czerwonym i już od początku było bardzo ciężko- czekała nas wspinaczka wyciągiem. Dalej było podobnie, bo spacerkiem dotarliśmy na pierwszy szczyt, którym był Hon (820 m). Tam dowiedziałem się od Włochatego, że w Rzeszowie panuje armagedon pogodowy. Chwilę później zmuszony byłem do klejenia dętki z tylnego koła. Jedziemy, czasem idziemy dalej. Poziom trudności jest wysoki, bo mokre kamienie i skały rzucają rowerem na lewo i prawo- na ostrych zjazdach jest ciekawie. Do tego dochodzi bardzo głębokie błoto, które przy dużej prędkości miota rowerem jak szatan. Powoli "zaliczamy" kolejne szczyty, tj. Osina(963 m), Berest (942 m), Sasów (1010 m) i Wołosań (1071 m). Od czasu do czasu pojawiają się piękne widoki na Bieszczady, czy Beskid Niski. Jeszcze tylko Jaworne (992 m) i docieramy na Przełęcz Żebrak. Dalszą jazdę kontynuujemy szlakiem czerwonym i po mozolnej wspinaczce docieramy na Chryszczatą. Piotrek tak cisnął, aż uszkodził bębenek w piaście DT. Dobrze, że może jechać dalej. Tam spotykamy pierwsze dusze tego dnia- pustki były straszne. Dalej było hardkorowo, bo był zjazd do Jez. Duszatyńskich. Okazji do poobijania się było mnóstwo.
Dotarliśmy bez strat w ludziach i sprzęcie, no może klocki hamulcowe ucierpiały. Powoli pojawiają się turyści, co nie napawa optymizmem, bo czeka nas ciekawy zjazd. Wreszcie docieramy do Duszatynia. Tam kupujemy napoje różnorakie i odpoczywamy, rozmawiając z turystami i miejscowymi. Nasze utytłane rowery wzbudzają zainteresowanie i podziw jednocześnie. Jako, że dalej błaota raczej nie będzie, postanawiamy umyć siebie i rowery przy pierwszym przejeździe przez Osławę. Takich przejazdów będziemy mieć jeszcze trzy. Wody po ostatnich opadach jest sporo, więc rzeka przybrała, a prąd poniewierał nami, a najbardziej mną- spychał mnie z płyt do rzeki. Buty zalane, rowery utopione- tylko czekać aż coś zacznie piszczeć. Najpierw odezwały się łańcuchy, później mój suport. W pełnym słońcu jechaliśmy szutrem przez Mików w stronę Przeł. Żebrak. Na szczycie wszyscy mieli dość, jednak dalej było sporo w dół. Docieramy do miejscowości Łubne i kończymy przygodę w terenie. Piotrek do uszkodzonej piasty dołożył centrę i rozciętą oponę- mleczko fruwało tu i tam, bo dziura była za duża na uszczelnienie. Asfaltową drogą wspinamy się serpentynami- siły nas opuściły, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Na szczęście do samej Cisnej droga prowadzi nas zjazdem. Dodatkową atrakcją była nadchodząca burza, która i tak poszła bokiem. Okazało się też, że z tylnego koła znowu uciekało mi powietrze, ale dotarłem bez serwisu. Był to kolejny wyjazd w Bieszczady i znowu katowaliśmy się do ostatnich sił. Do tego doszedł wyjazd z piątku, po którym w ogóle nie odpocząłem.
Przyczyna kłopotów z kołem, które miał Piotrek
Everytrail
To był najpłytszy przejazd.
Kolorowe piasty :D© miciu222145
Mack vs. Hope.
Na początek wyciąg.© miciu222145
Cała ekipa.© miciu222145
Wg mnie to tam.© miciu222145
Mega pro statyw.© miciu222145
Na jedeym z podejść.© miciu222145
Czasem nie było lasu, ale była trawa.© miciu222145
Kontemplacja widoku.© miciu222145
Wołosań.© miciu222145
Były też skały.© miciu222145
Na Chryszczatej.© miciu222145
Dojazd do jeziorek.© miciu222145
Jedno z jeziorek.© miciu222145
Betonik.© miciu222145
Tuż przed myciem.© miciu222145
Pucowanko.© miciu222145
Oddawaj mój rower !© miciu222145
Jeszcze jadę.© miciu222145
Zniosło mnie do rzeki.© miciu222145