Wpisy archiwalne w kategorii

Bieszczady

Dystans całkowity:5287.46 km (w terenie 1027.00 km; 19.42%)
Czas w ruchu:254:48
Średnia prędkość:20.67 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:58756 m
Maks. tętno maksymalne:200 (100 %)
Maks. tętno średnie:167 (83 %)
Suma kalorii:76111 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:110.16 km i 5h 25m
Więcej statystyk
Dystans166.80 km Czas05:45 Vśrednia29.01 km/h VMAX67.00 km/h Podjazdy2050 m
Tętnośr.167 TętnoMAX200 Kalorie 3700 kcal Temp.14.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Odcinek 257. "Jak to w Bieszczadach było".
Zebraliśmy się w Lesku, by jak co roku zrobić pętelkę po Bieszczadach. Zebrała się nas niebagatelna liczba, bo około 120 osób. Tylko ta pogoda coś nie taka- startowaliśmy w mżawce. Na początek lecimy w stronę serpentyn prowadzących w Góry Słonne. Już widać, że łatwo nie będzie. Na podjeździe dobijam do tętna max. i wiem, że czas będzie dobry :D Zjazd na szczęście już po suchym. Kierujemy się teraz przez Ptaszkową w stronę Ustrzyk Dolnych. Peleton się rozrywa- mocna grupa leci przodem, a później kilka małych grupek. Przed zjazdem do Czarnej zatrzymuje nas Policja. Pytają, czy mamy coś wspólnego z ekipą na przodzie, bo ludzie dzwonią, że droga jest zablokowana i żeby interweniować. Nie chcą już wracać, więc mamy misję, żeby przekazać żale. W Czarnej w sklepie kolejka, więc robimy zakupy na końcu. Ekipa nam zwiała, więc nie pojechaliśmy przez to z Zukim jak trzeba. Polecieliśmy na Lutowiska i skręciliśmy na Chmiel. Słońce ładnie świeci, wiatr cholernie wieje, czas na kryzys :D W Brzegach Górnych dłuższy postój i atakujemy serpentyny. Na zjeździe zapomniałem zahamować, a Zuki poszedł w moje ślady- samochód na nawrotce był blisko.  Ciśniemy przez Wetlinę i Smerek do Cisnej. Tam łączymy się z całą ekipą i wspinamy się do Jabłonek. Od Baligrodu prędkości cały czas w okolicach 40 km/h. Było to dobre rozpoczęcie jesieni :D

To jedziemy.

Do Brzegów Górnych.


Połonina Caryńska.
Urlop= Bieszczady.
Miałem urlop- podczas dojazdu dowiedziałem się jednak, że muszę wrócić wcześniej do roboty. Wyjazd ten był więc strzałem w 10. Piękna pogoda, tony błota i 17 km z Kalnicy przez Smerek i Przeł. Orłowicza.





Dystans149.38 km Czas05:46 Vśrednia25.90 km/h VMAX64.00 km/h Podjazdy1800 m
Tętnośr.148 TętnoMAX185 Kalorie 2900 kcal Temp.30.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Odcinek 200. "W Bieszczady".
Ostatni dzień urlopu trzeba wykorzystać konkretnie. Start z Leska. Pochmurno, ale mimo tego gorąco. Najpierw na Ustrzyki Dolne. Później przez Lutowiska na Ustrzyki Górne. Teraz trochę ciężej, czyli przełęcz Wyżniańska i Wyżnia z widokiem na Połoniny, Smerek i Rawki. Docieram do Cisnej i atakuję podjazd na Jabłonki. Teraz już z wiatrem i lekko z górki do samego Leska.

Punkt widokowy nad Lutowiskami.

Serpentyny i Poł. Caryńska.
Dystans71.44 km Teren55.00 km Czas03:57 Vśrednia18.09 km/h VMAX62.00 km/h Podjazdy1570 m
Kalorie 2700 kcal Temp.22.0 °C SprzętBulls
Odcinek 57. "Wiosna w Bieszczadach".
Kategoria Bieszczady
Po wczorajszym wypadzie na Wilcze nogi bolały okrutnie, ale wypadu w Bieszczady odpuścić nie mogłem. Było 12 osób, a może więcej- szok jak na początek sezonu. Startujemy z Wołkowyi i wspinamy się wzdłuż jeziora- słońce smaży ostro. Dojeżdżamy do Bukowca i tam ładujemy się na szuter wzdłuż Solinki. Mijamy Tołstę i dojeżdżamy w okolice Rajskiego. Teraz jedziemy fajnymi szutrami wzdłuż Sanu przez rezerwaty Krywe oraz Hulskie. Na punkcie widokowym robimy dłuższy postój i zjeżdżamy do Sękowca. Zasoby wody mamy mocno uszczuplone, a sklep w Zatwarnicy zamknięty- cóż, może jakoś przeżyjemy. Mijamy Tworylczyk i kierujemy się na Sine Wiry. Tam mamy już rozpalone ognicho, więc czas na piknik. Po tak długim odpoczynku jechać się nie chce. Dojeżdżamy do Polanek i znowu zmieniamy asfalt na szuter- jest mocno pod górę, a ja mam już dość. Mijamy Kamień i zjeżdżamy do Bukowca. Jeszcze kawałek asfaltem i koniec, ale ja jadę na odcięciu. Słońce spaliło mnie okrutnie, do tego było tak sucho, że pył wdzierał się do nosa. Na zjazdach rower idzie jak dzik w szyszki, rewelacyjnie się jedzie.


Czekamy na resztę.

Widok na Smerek spod pasma Otrytu.
Koło tych przekaźników po prawej później jechaliśmy :D

Okolice Sinych Wirów- Smerek w tle.

Trochę się kurzyło :D

Dystans46.10 km Teren38.00 km Czas03:52 Vśrednia11.92 km/h VMAX49.00 km/h Podjazdy1480 m
Kalorie 2000 kcal Temp.18.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Bieszczady na ostro.
Kategoria Bieszczady
Nadszedł czas na jesienne sponiewieranie się w Bieszczadach. Mamy blisko, więc zbiera się spora ekipa, całe 12 osób, będzie tłok :D
Ruszamy z Cisnej, słonko ładnie przygrzewa, kierujemy się asfaltem na Żubracze. Tam skręcamy na szutrówkę w stronę Solinki. Przed granicą skręcamy w stronę stacji kolejowej w Balnicy. Kilka ścieżek skutecznie nam to utrudnia. Albo jedziemy w złym kierunku, albo trafiamy na bagna, bagna Ketrapa w tym wypadku. Po kilku próbach jesteśmy na miejscu- na granicę mamy dosłownie rzut korbą.
Początek jazdy po szlaku to porażka- wąwozy, błoto,  powalone drzewa, jazdy niewiele. Później jest lepiej, choć wcale nie łatwiej, bo szlak graniczny, to raz w górę, raz w dół. O słońcu możemy zapomnieć, zimny wiatr nie jest przyjemny. Tak mordujemy się przez Czerenin, Stryb, Sinkową i Rypi Wierch. Na Przełęcz nad Roztokami dolatujemy cudnym zjazdem, aż się chce jeszcze raz, euforia. Chwila przerwy na ochłonięcie i zaczynamy wypych dnia. Na Okrąglik było ok. 3 km, jazdy było niewiele, a stromizna makabryczna. Na szczycie pustki, a my jedziemy na Jasło. Tam dłuższa przerwa na foty i prace serwisowe. Jedziemy dalej, czyli Małe Jasło wzywa. Po drodze mamy jeszcze Szczawnik, czyli znowu góra, dół. Początkowo zjazd z Małego Jasła nie był może stromy jakoś bardzo, ale była to wąziutka rynna, z przeszkodami. Na wysokim korzeniu tak mi koło przystawiło, że przyziemiłem. Brodą i zębami wryłem się w glebę, do tego palec u ręki coś spuchł. Strach pomyśleć, co by było gdyby tam były kamienie- ryj jak mielonka. Głowa boli, ale dopiero teraz zaczyna się ostra jazda. Za Worwosoką zaczynają się chore wręcz nachylenia z mnóstwem niespodzianek, trzeba się mieć na baczności. Takie zjazdy bez gleby cieszą najbardziej. Już w samej Cisnej wjeżdżamy do Solinki. Tak, w rzece jest tak mało wody, że kilkaset metrów jedziemy rzeką. Mega udany dzień i weekend. Pogoda wykorzystana do bólu. Myślałem, że po wczorajszym spacerku będzie gorzej, ale nie był źle. Najbardziej wymęczył mnie kaszel, ale jest coraz lepiej.

Na stacji w Balnicy.

Widoki z granicy.



Na Dziurkowcu.

Podjazd na Jasło.

Lecimy na Małe Jasło.


Jesienne Bieszczady.
Dzięki uprzejmości Jacka mogłem dołączyć do Sławka, Kony i Artura. Z rana wyruszyliśmy w stronę Ustrzyk Górnych. Ruszamy szlakiem czerwonym na Połoninę Caryńską, po drodze spotykając Larego. Z Połoniny schodzimy do Brzegów Górnych i ruszamy na Połoninę Wetlińską. Nagle pojawia się lisek i sępi żarcie od turystów. Docieramy pod Chatkę Puchatka, ale tak wieje, że nie siedzimy tam długo. Schodzimy na Przełęcz Wyżną i znowu kręci się koło nas lisek chytrusek. Bardzo fajnie spędzony dzień w pięknych okolicznościach przyrody.

Pogoda była kiepska do zdjęć przez zamglenie, ale coś tam wyszło.



Caryńska za nami.


Trafiliście do złego lasu!



Zmęczenie.
Dystans256.17 km Teren1.00 km Czas09:57 Vśrednia25.75 km/h VMAX70.00 km/h Podjazdy2810 m
Kalorie 5700 kcal Temp.22.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Na gofry.
Zuki zaplanował wypad nad Solinę, a że jest łapczywy na gminy, to trasa wyglądała tak, a nie inaczej. Na Pobitnym zjawił się jeszcze Tompi i kwadrans przed 8 wyruszamy.

Twarzowe oksy Zukiego.

Jedziemy na Słocinę i już na początek podjazd, czyli zdobywanie Rocha. Później przez Matysówkę i zjeżdżamy świeżutkim asfaltem do Kielnarowej. Bocznymi drogami przez Borek kierujemy się na Błażową, gdzie atakujemy kolejny podjazd- na Ujazdy. Zjeżdżamy do Wesołej i kierujemy się na Hłudno.

Zjazd do Wesołej.
Tam kolejny podjazd- w stronę Izdebek. Serpentyny też podjeżdżamy, nie wiem jak tak można? Dalej skręcamy na Wydrną i lądujemy w Dydni. Górki coraz większe, ale i widoki jakby zacniejsze. Jedziemy przez Końskie z widokiem na Góry Słonne- ale idąc za mediami, to powinienem napisać, że to Bieszczady były :D  Bo Arłamów leży u podnóża Gór Słonnych właśnie.

Końskie.
Jesteśmy już w " Mrzgłodzie" i skręcamy na most pułapkę dla szosowców- płyty tak poukładane, że koło bez problemu wpada we wzdłużne szczeliny. Przez Siemuszową docieramy do Tyrawy Wołoskiej. Przed nami kolejne serpentyny. Na punkcie widokowym postój i zjeżdżamy do Załuża.

Jedziemy na Zamek Sobień. Podjechać po błocie i kamieniach się nie dało, ale zjechać? Zjechałem :D

Góra Sobień- rowery porzucono.
Jedziemy do Leska gdzie robimy sobie coffee break w Słodkim Domku :D

Nie chce się, ale czas jechać dalej. Jedziemy Do Uherec Mineralnych gdzie odbijamy na Myczkowce.

Jezioro Myczkowskie.
Droga do Bóbrki, to był koszmar- kilka kilometrów koślawego bruku.

Nawet dziurawy asfalt byłby lepszy. Nadgarstki bolą, ale jedziemy dalej- wspinamy się w stronę Soliny. Na zaporze jak zwykle tłumy, ale jakoś się przecisnęliśmy. Jemy zajebiste gofry i wracamy na trasę.


Jezioro Solińskie.
Przez Myczków i Łączki ponownie docieramy do Leska, ale zmieniamy kurs tuż przed mostem. Podjazd w stronę Tarnawy Górnej ciągnął się w nieskończoność, ale był też zjazd, więc nie było źle.

Ruiny cerkwi w Tarnawie Dolnej.
Docieramy do Zagórza i decydujemy się na jazdę główną drogą do Sanoka. Robimy zakupy i robimy sobie przerwę nad Sanem. Robi się dość chłodno, ale podjazdy nas rozgrzewają, najbliższy już w Trepczy. Jedziemy doliną Sanu i znowu jesteśmy w "Mrzgłodzie". Kierujemy się na Ulucz, gdzie tylko Zuki jest skłonny na spacer do cerkwi.

Kościół w Dobrej.
Skręcamy na kładkę i już po chwili jesteśmy w Temeszowie. Wzdłuż Sanu docieramy do Dynowa i dalej już nie kombinujemy- Harta, Piątkowa, Błażowa, Borek Stary, Tyczyn, Budziwój, Rzeszów.

Dystans91.12 km Czas03:14 Vśrednia28.18 km/h VMAX65.00 km/h Podjazdy1250 m
Kalorie 2300 kcal Temp.20.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Bieszczadzkie szosy.
Kategoria Bieszczady
Na Fejsbuku pojawiła się opcja odnośnie wyjazdu szosowego w Bieszczady- tutaj to mogę jeździć choćby co tydzień. Liczba zgłoszonych osób przerażała- ponad 80. Najlepsze jest to, że pewnie więcej jak połowa się pojawiła :D Już na starcie się okazało, że jest to masa ludzi i jadąc w jednej grupie sparaliżujemy Lesko i okolice, tak też się stało :D
Były zaplanowane dwie trasy- 90 i 160 km. Chęci były, ale siły oceniałem na ten dystans krótszy. Na początek kierujemy się na Uherce Mineralne, a ja zdycham :D Bóbrka, Solina i zapora ze słynnym muralem. Wołkowyja, Bukowiec i pora na podział, pewnie 1/3 grupy wybrała krótszą opcję. Przez Terkę i Buk docieramy do Dołżycy i w pobliskiej Cisnej robimy krótki postój.
Na podjeździe w stronę Jabłonek prawie wypluwam płuca, ale nawet jedzie się dobrze. Jednak za Baligrodem odpuszczam gonitwę za grupą i jadę sobie spokojne 38 km/h.
W Lesku cieszę się niezmiernie, że nie pojechałem na dłuższy wariant. Całą trasę towarzyszył nam Rafał Wilk, czyli wyjazd z Mistrzem Świata w Handbike'u. Na zjazdach nikt nie miał szans, szedł jak rakieta. Pogoda dopisała, humory również, mocny + tej soboty.

Bieszczadzkie asfalty
Bieszczadzkie asfalty © miciu222145
Mistrzowska fota
Mistrzowska fota © miciu222145
Dystans509.73 km Czas20:48 Vśrednia24.51 km/h VMAX66.00 km/h Podjazdy4300 m
Kalorie 9400 kcal Temp.12.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Pętelka.

Jakiś czas temu znajomy, któremu Andrzej na imię, wpadł na dość karkołomny pomysł. Wyznaczył trasę 500 kilometrową i wyznaczył 24 godzinny limit na jej przejechanie. Większość trasy była nam znana, zapoznaliśmy się z nią podczas dwudniowego rekonesansu. Ostatnio się oszczędzałem, bo nie wiedziałem jak sobie poradzę z tą trasą- z życiówką 241 km nie było najlepiej.
Wróciłem z pracy i próbowałem się przespać, marne 2 godziny lekkiej drzemki- budzę się z bólem głowy. Ile dam radę, tyle przejadę. Spakowałem się i ruszyłem na Rynek- akurat załapałem się na tyły ekipy jadącej na zbiórkę. 8 osób na rowerach, reszta w dwóch samochodach, był m.in. mechanik, masażysta, reporter i kierowcy :D Wybija północ- wyruszamy w stronę Świlczy i dalej aż do Ropczyc, gdzie odbijamy na południe w stronę Wielopola Skrzyńskiego i Wiśniowej, Noc wymaga skupienia podczas jazdy, ale jedzie się dobrze. Przez Frysztak do Lubli i dalej do Jasła. Odbijamy na Nowy Żmigród, by dalej jechać do Dukli. Pojawia się mżawka, do tego jakieś 12, może 13 stopni i zaczyna wiać. Teraz przeprawa drogą na Barwinek, a później wybitnymi dziurami na Jaśliska- robi się jasno, ale i tak niewiele widać. W Komańczy opuszczamy Beskid Niski i zagłębiamy się w Bieszczady. Tutaj łatwo nie będzie, mimo tego jedzie się dobrze. Podjazdy są konkretne, ale zjazdy są równie dobre. Docieramy do Cisnej i po krótkim postoju jedziemy dalej, czeka na nas Wetlina i Połoniny- gdzieś skryły się między chmurami, szkoda. Deszcz nie daje o sobie zapomnieć, do tego marzniemy, szczególnie na zjazdach. Po pokonaniu ostatnich serpentyn docieramy do Ustrzyk Górnych. W Kremenarosie jemy zupę, która bardzo skutecznie nas rozgrzewa i daje siłę do dalszych zmagań. Tutaj podejmujemy strategiczną decyzję i rozdzielamy się- z Andrzejem atakujemy 500 km, więc jedziemy dalej swoim tempem, a reszta jedzie ile może.
Do Lutowisk jedzie się fenomenalnie, do tego pojawia się słońce. W Ustrzykach Dolnych skręcamy na Przemyśl, jednak najpierw docieramy do Kuźminy- droga niby bez wielkich podjazdów, ale męczy niemiłosiernie. Docieramy do Birczy, gdzie jeszcze nie wiedziałem, że czeka nas najgorszy odcinek wyjazdu. Na początek ostre serpentyny, a zamiast karkołomnego zjazdu wleczemy się 30 km/ h za ciężarówką, ten zjazd się nam należał! Dalej było nie lepiej, bo ciągle pod górę. Jakieś 350 km i chyba dopadł mnie kryzys, miałem dość, chociaż głowa już nie bolała. W Przemyślu postój- Grzesiek robi mi masaż karku, barków, bo już boli niemiłosiernie. Jak ręką odjął, a po rozluźnieniu nóg poczułem się lepiej. Pora jechać dalej i wcale płasko nie jest, dopiero za Radymnem jest trochę lepiej. W drodze do Jarosławia Andrzej przebija tylne koło. Jest ciemno, my zmęczeni, wzywamy wóz techniczny, a co. W Jarosławiu omijamy obwodnicę niedostępną dla rowerzystów i przez to troszkę zwiedzamy miasto. Kierujemy się na Leżajsk, który omijamy obwodnicą i lecimy na Sokołów Młp.Jest świeżo po deszczu, więc pora na mgłę. W Raniżowie robimy postój z krótką drzemką, zasypiamy podczas jazdy, a to bezpieczne nie jest. Widoczność na kilka metrów, a my po 400 km wykazujemy totalny brak koncentracji. Docieramy jednak do Kolbuszowej, gdzie wjeżdżamy na główną drogę prosto na Rzeszów. Głogów Młp., Rudna Mała, Miłocin i batonik na wjeździe do miasta- tu mnie Andrzej rozwalił. Nareszcie, jedziemy na Rynek. W czasie nie zmieściliśmy się, ale co z tego, może jakbyśmy się wcześniej urwali i jechali po swojemu, to by się udało. Na Rynku powitanie, kilka łyków czegoś mocniejszego dla uczczenia tego wydarzenia i można wracać do domu. Super ekipa i mimo, że pogoda była fatalna, to jakoś to było i się udało przejechać taki kawał drogi. Cztery osoby z ekipy ukończyły etap o długości 400 km- szacun.
Nogi, ręce, barki bolą jak diabli, ale warto było.

W stronę Cisnej
W stronę Cisnej © miciu222145
Na podjeździe
Na podjeździe © miciu222145
Przed zjazdem do Cisnej
Przed zjazdem do Cisnej © miciu222145
Dystans167.00 km Czas06:19 Vśrednia26.44 km/h VMAX60.00 km/h Podjazdy1200 m
Kalorie 2900 kcal Temp.20.0 °C SprzętRadon R1- ten szybszy.
Pora na plan B.
Na początek coś o schronisku Kremenaros. Jedzenie pyszniutkie, obsługa fajna, ale nocleg na sali wieloosobowej, to raczej na jedną noc. Tej nocy praktycznie nie spałem: a to pogaduszki do 2, dziwne budzenie o 3, a o 4 trzeba wstać. Poranek śliczny, słoneczny, ale zimny, ok. 3 stopni było. Cały obolały, ale trzeba jechać, no jak :D Ruszamy w stronę Lutowisk- mgła, słońce i piękne widoki, aż chce się zachłysnąć tym pięknem. Jedzie się dobrze, mimo, że nogi trochę marudzą. W Hoszowie zatrzymujemy się w zajeździe Bieszczadzka Ostoja. Załapaliśmy się na śniadanie, w końcu jest już po 7. 25 zł i szwedzki stół- dawno się tak nie nażarłem, później wygrzewanie się w słoneczku. Zapada decyzja o modyfikacji trasy- deszczu ani śladu, więc chyba za dużo było tym razem. W Ustrzykach odbijamy na Krościenko, dalej odpuszczamy Przemyśl i jedziemy do Birczy. Pogoda się sypie, jest chłodniej, ale nie pada. W Brzusce zaczyna padać, a przed nami ściana deszczu. Ubieramy co mamy w aucie i ogień. Przez Dubiecko docieramy do Bachórza. Pod Semaforem jemy obiad- przemoczeni, zmarznięci, tego nam było trzeba, a jedzenie rewelacyjne. Zbieramy się, na zewnątrz tylko kropi, ale po ok 10 km znowu leje. Jest nam wszystko jedno, jesteśmy już i tak przemoczeni- 70 km w deszczu, lipa po całości. W Budziwoju odbieram bagaże i wracam do domu. Gorący prysznic, to jest to. Trzeba leczyć kontuzje. W wyprawie wzięło udział 9 rowerzystów i 2 osoby w samochodzie. Super ekipa, świetny wyjazd.

Co to był za poranek :)



Lutowiska.

© 2017 Exsom Group, LLC. All Rights Reserved. Terms of Service · Privacy Policy · DMCA · System Status