Wpisy archiwalne w kategorii
Beskid Niski
Dystans całkowity: | 4802.19 km (w terenie 993.00 km; 20.68%) |
Czas w ruchu: | 257:51 |
Średnia prędkość: | 18.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.84 km/h |
Suma podjazdów: | 62279 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 147 (73 %) |
Suma kalorii: | 87060 kcal |
Liczba aktywności: | 53 |
Średnio na aktywność: | 90.61 km i 4h 51m |
Więcej statystyk |
Dystans39.04 km Teren30.00 km Czas03:34 Vśrednia10.95 km/h VMAX45.00 km/h Podjazdy1400 m
Odcinek 197. "W Beskidzie bez zmian".
Nadal można się konkretnie upodlić. Start z Wysowej i szlakiem zielonym na granicę. Później zjazd łąkami do Cigelki. Wbijam na szlak zielony i po chwili go gubię. W sumie dobrze, bo ominąłem szczyty Busov i Pivnicę. Dojeżdżam do Niżnego Tvarożca. Wracam na granicę, z początku asfalt, później łąki. Na granicy, wiadomo, łatwo nie ma. Było kilka ścian do podjechania, ale i do zjechania. Na jednej takiej przystawiło mi koło i poleciałem na lewy bok przez kierę. Krew, siniaki, obolała dłoń, ale jadę dalej. Z granicy zjeżdżam do Regietowa. Stamtąd atakuję Kozie Żebro szlakiem czerwonym. Nie polecam- na sam szczyt ledwo da się wejść. Za to zjazd zielonym do Wysowej bardzo fajny.

Granica zdobyta.

Widok na Słowację.

Masakra się tam dostać.

Granica zdobyta.

Widok na Słowację.

Masakra się tam dostać.
Dystans43.18 km Teren15.00 km Czas03:30 Vśrednia12.34 km/h VMAX43.00 km/h Podjazdy1050 m
Odcinek 119. "Niedobry Piotruś".
Miałem się wybrać na pętelkę w Bieszczady 300+, ale jak zobaczyłem skład, to sobie darowałem. Pora więc na jakieś konkretne mtb. Ruszam już w niezłym gorącu do Dukli. Później do Lubatowej i odbijam na czerwony szlak. Błotka mało, ale dzięki wycince nie jest nudno. Do tego ktoś młotem pneumatycznym rozwala głazy na drodze :D Dziwne to było. Na szczycie Cergowej trwają przygotowania do budowy wieży widokowej. Do Zawadki Rymanowskiej zjeżdżam żółtym szlakiem, co go strasznie sponiewierali ciężkim sprzętem. Pora zmierzyć się z Piotrusiem. Dwa razy rezygnowałem już, bo woda do kostek była. Jest całkiem dobrze, przez kilometr może. Później bagno, woda i kamienie, a następnie głazy 30 cali. Jak już tak daleko zabrnąłem, to nie rezygnuję. O jeździe nie ma mowy, a szczyt nie wyróżnia się niczym szczególnym. Zjazd był fajny....na początku :D Pojawiły się głazy, wycinka i ogromne koleiny i zapadliska, pewnie po deszczu płynęła tu rzeka. Nie powiem, asfalt mnie ucieszył- po 28 km, mam 900 m podjechane. Jadę do Tylawy. Później jeszcze Mszana i Chyrowa. W Iwli zaglądam jeszcze nad wodospad, ale zdjęć nie robiłem- pływające kartony po sokach odstraszają. Piotruś odhaczony i więcej szkoda się się tam wybierać.

Pora na Cergową.

W stronę Słowacji.

Na szczycie.

Zjazd do Zawadki.



Dawna cerkiew w Zawadce Rymanowskiej.


Po zjechaniu z Piotrusia.

Pora na Cergową.

W stronę Słowacji.

Na szczycie.

Zjazd do Zawadki.



Dawna cerkiew w Zawadce Rymanowskiej.


Po zjechaniu z Piotrusia.
Dystans53.75 km Teren30.00 km Czas03:51 Vśrednia13.96 km/h VMAX53.00 km/h Podjazdy1030 m
Nieznany Beskid Niski.
W tą upalną niedzielę wybrałem się w Beskid Niski, w rejon którego jeszcze nie odwiedziłem. Start w Besku i kieruję się na szlak zielony piękną doliną Wisłoka z ruinami młyna. Rower przydał się do podpierania przy przeprawianiu się przez rzeczki. Teren mocno nie rowerowy, ale czasem da się jechać- np kamiennym mostkiem o szerokości 0,5 m. Dojeżdżam, a właściwie dochodzę do asfaltu i robię sobie spokojną rozgrzewkę. Jadę prosto przez Puławy Dolne i dalej przez nieistniejące już wsie. Na końcu drogi, przed znakiem teren prywatny, miałem skręcić, ale zamiast dokładnie poszukać drogi, to wpakowałem się w chaszcze. Wystarczyło kawałek wrócić i była piękna, z błotem po piasty, droga. Oczywiście błoto było tylko odcinkami i jechało się fajnie doliną Wisłoka. Mijam Chałupę Elektryków i dzwonnicę i zjeżdżam do Woli Niżnej. Tam kierowca białego mercedesa klasy A RKR ....... tak mnie wyprzedził przy mijaniu innego auta, że poczułem świst lusterka. Po kilku kilometrach skręcam na Surowicę i Darów, a później wspinam się szlakiem zielonym- błoto i stromo, bardzo stromo. Przy rezerwacie Bukowica można się utopić, ale jakoś się wydostałem z tej pułapki. Genialnie zjeżdżało się do Puław Górnych, gdzie kontynuowałem jazdę szlakiem zielonym, a później już tylko do Beska.
Wisłok koło Beska.

Ruiny młyna. Szlak prowadzi po tych kamyczkach po lewej.


Wąsko.

I tak 7 razy.

Polany Surowiczne- dzwonnica.

Na podjeździe.

W kierunku Darowa.

Podjazd po łące.

Grzyby na drodze.

Przed zjazdem do Puław.


Ruiny młyna. Szlak prowadzi po tych kamyczkach po lewej.


Wąsko.

I tak 7 razy.

Polany Surowiczne- dzwonnica.

Na podjeździe.

W kierunku Darowa.

Podjazd po łące.

Grzyby na drodze.

Przed zjazdem do Puław.
Dystans46.51 km Teren40.00 km Czas03:41 Vśrednia12.63 km/h VMAX52.00 km/h Podjazdy1300 m
Ctrl+c, Ctrl+v.
Była to chyba dokładna kopia trasy, którą Seba nie dawno przejechał. Do Krzywej w Beskidzie Niskim wybrał się ze mną Kona i Wilczek. W nocy padało, więc lekko nie będzie. Parkujemy sobie elegancko pod tutejszą cerkwią. Mgły się rozeszły, słońce się pojawia, a my gotujemy się na szlaku czerwonym. Być może, to przez podjazd na Popowe Wierchy, bo w błocie trzeba było się nakręcić. Był i zjazd, ale taki, hm, wytrawny :D Ścieżynka z wypłukanymi korzeniami i kamieniami. Urozmaiceniem było chore nachylenie i druciana siatka po prawej- katastrofa, ale zjechana :D Jesteśmy w okolicy Zdyni. Przecinamy asfalt i wbijamy się szlakiem czerwonym do lasu. Strasznie długi ten podjazd, ale na szczycie jest fajny cmentarz z I WŚ. Rotunda(771) zdobyta. Chwila przerwy i jedziemy dalej. Czekał na nas zjazd, ale jaki. Stromo, mnóstwo przeszkód, z turystami włącznie, ale jechało się wyśmienicie, tego szukaliśmy. Jesteśmy w Regietowie. Pora na wspinaczkę szlakiem żółtym w stronę granicy. Tam kierujemy się szlakiem niebieskim na Jaworzynę(881). To był długi spacer :D Dopiero końcówka nadawała się do jazdy. Po poziomicach wnioskowałem, że zjazd będzie stromy- i był, początek, to prawie pionowa ściana. Kona na fulu przeleciał to, nawet nie poczuł :D Dalej było ciężko, ale zajebiście. Końcówka czerwonym szlakiem słowackim, bardzo szybka i bardzo w dół, szaleństwo. W Koniecznej minimum asfaltu i wjeżdżamy na szlak żółty. W lesie niespodzianka- kupa błota, w którą wlatujemy jak opętani. Później lecimy skrótem przez łąki- bym się wyłożył na jednym rowie, bo 50 km/h, to ciut za szybko było. Jesteśmy w Radocynie i jedziemy sobie na lajcie w stronę Nieznajowej, obie wsie już nie istnieją. Wisłokę przekraczamy z 10 razy, albo więcej :D Wody dużo, więc ostatnie przejazdy to super zabawa. W Wołowcu wbijamy na szlak czerwony, ale i tak go gubimy. W sumie, to dobrze, bo wylatujemy jakieś 200 m od auta. Pogoda super, zabawa przednia, a błota wcale dużo nie było.

Czekamy w Krzywej, bo Kona głowy zapomniał © miciu222145

Cmentarz na Rotundzie © miciu222145

Zdobywanie Jaworzyny © miciu222145

Widok z Jaworzyny © miciu222145

Cmentarz na granicy pl/sk © miciu222145

Trochę mokro © miciu222145

Wisłoka przybrała © miciu222145

Chłodzenie wodne © miciu222145

W kieunku Wołowca © miciu222145

Czekamy w Krzywej, bo Kona głowy zapomniał © miciu222145

Cmentarz na Rotundzie © miciu222145

Zdobywanie Jaworzyny © miciu222145

Widok z Jaworzyny © miciu222145

Cmentarz na granicy pl/sk © miciu222145

Trochę mokro © miciu222145

Wisłoka przybrała © miciu222145

Chłodzenie wodne © miciu222145

W kieunku Wołowca © miciu222145
Dystans216.51 km Czas08:41 Vśrednia24.93 km/h VMAX64.00 km/h Podjazdy2200 m
Gdzie koła poniosą.
Ustawiłem się z Zukim i Koną na 8. Miał być wypad na Suchą Górę, może do Dukli. Było ładnie, ale cholernie wiało, mimo tego plan zmieniał się i wyszło tak jak wyszło :D Jedziemy przez Boguchwałę, Babicę i Wyżne do Połomii. Tam odbijamy na niezły podjazd w stronę Glinika Charzewskiego. Jedziemy szczytem i zjeżdżamy w Żarnowej. W Strzyżowie robimy postój- wreszcie mam co pić, bo jak zwykle czegoś musiałem zapomnieć. Teraz boczną drogą przez Markuszową aż do Frysztaka. Czeka nas kolejny konkretny podjazd, na Warzyce tym razem. Zjeżdżamy do Jasła i kierujemy się na Nowy Żmigród- droga monotonna, a i ruch duży. Później jedziemy przez Kąty do Krempnej, zaliczając Przełęcz Hałbowską. Jesteśmy w Beskidzie Niskim. Kolejny dłuższy postój- nie podobają mi się pojawiające się chmury. Jedziemy w stronę Polan i źle sobie skręcamy, chyba zmylił nas świeży asfalt. Gdyby nie koniec asfaltowej drogi, to wylądowalibyśmy na Słowacji. Wracamy i jedziemy przez Chyrową do Iwli- wreszcie mamy wiatr w plecy. Dopada mnie kryzys i uciekają mi chłopaki na drodze do Dukli. Jedziemy główną drogą i znowu przelatujemy skręt, ale zjeżdżamy kawałek dalej na Głowienkę i do Krosna. Źle się dzieje- zaczyna kropić, do tego nie możemy się wydostać z miasta. Z pomocą przychodzi gps i już po chwili w strugach deszczu wspinamy się pod zamek w Odrzykoniu. Podejmujemy decyzję, że jedziemy w deszczu, bo inaczej noc nas zastanie. Na zjeździe z Czarnorzek do Węglówki przez ten cholerny deszcz wpadam na pełnej prędkości w wyrwę w asfalcie. Wyrwało mi z rąk kierownicę, ale jakoś ją złapałem, bo nie byłoby co zbierać. W tylnym kole coś walnęło, ale kręci się, to jadę dalej. Na drodze do Krasnej kierowcy dają popis swojej głupoty, wciąż pada. Docieramy do Lutczy i jedziemy główną drogą do Niebylca. W samym Niebylcu już nie pada, więc chwilę czekamy i gadamy z napotkanym szosowcem. Ruszamy dalej- znowu pada. Przez Połomię, Wyżne do Lubeni- deszcz już tylko kropi. Na początku deszcz denerwował, później nie przeszkadzał, a na koniec był nam obojętny. Docieramy do Rzeszowa jeszcze za dnia. Dobrze, że miałem ze sobą koszulkę z długim rękawem i i Buffa, bo w tym deszczu, to mym chyba umarzł :D

Droga Jasło- Nowy Żmigród © miciu222145

Podjazd z Kątów z Grzywacką w tle. Kona świruje © miciu222145

Okolice Myscowej © miciu222145

Jest i Zuki © miciu222145

Słowacja tuż, tuż © miciu222145

Ze zjazdu do Chyrowej © miciu222145

Pod dukielskim muzeum © miciu222145

Dukielskie eksponaty © miciu222145

Zło nadciaga- Czarnorzeki © miciu222145

Droga Jasło- Nowy Żmigród © miciu222145

Podjazd z Kątów z Grzywacką w tle. Kona świruje © miciu222145

Okolice Myscowej © miciu222145

Jest i Zuki © miciu222145

Słowacja tuż, tuż © miciu222145

Ze zjazdu do Chyrowej © miciu222145

Pod dukielskim muzeum © miciu222145

Dukielskie eksponaty © miciu222145

Zło nadciaga- Czarnorzeki © miciu222145
Dystans91.79 km Czas03:49 Vśrednia24.05 km/h VMAX61.00 km/h Podjazdy1210 m
Jak w solarium.
Po powrocie do domu, okazało się, że bardzo ładnie mnie opaliło :D
Rano przymrozek, do tego rower pakuję bez powietrza, ogarnę to na miejscu.
Startuję tuż po 10 i już ładnie przygrzewa. Z Gorlic jadę do Szymbarku, gdzie skręcam na Bielankę. Mozolne zdobywanie wysokości jest idealne na rozgrzewkę, tylko dlaczego pod wiatr?
Na szczycie obserwuję jeszcze śnieg na wzgórzach w oddali. Zjeżdżam do Łosi i kieruję się na Ropę. Dalej odbijam na Brunary i następnie na Uście Gorlickie. Później wybieram kierunek na Wysową- nie wiem po co, bo omordowałem się tylko pod wiatr. W Blechnarce asfalt zaczął zanikać, więc wracam- wreszcie złapałem wiatr w żagle. Z Uścia Gorlickiego jadę do Kwiatonia, gdzie pod cerkwią robię sobie przerwę. Wcześniej jednak mogę podziwiać bociana czarnego- strasznie płochliwa bestia. Wracam kawałek i podjeżdżam przez Oderne do Nowicy. Po drodze dopadam liska lezącego sobie rowem- dostrzegł mnie w ostatniej chwili :D Zaliczyłem najgorszy podjazd dnia i jestem na Przełęczy Małastowskiej. Gadam chwilę z napotkanym rowerzystą i jedziemy w stronę Gorlic. Na serpentnach trochę mi dojechał, ale później byłem już tylko znikającym punktem. Cały czas powyżej 40 km/h, więc momentalnie dotarłem na miejsce skąd startowałem.

Psikus na początek © miciu222145

Okolice Bielanki © miciu222145

W oddali śnieg :D © miciu222145

Cerkiew w Czarnej © miciu222145

Smolony bociek © miciu222145

Cerkiew w Kwiatoniu © miciu222145

Chodzi liseł koło drogi © miciu222145

Widok z Przysłopu © miciu222145
Rano przymrozek, do tego rower pakuję bez powietrza, ogarnę to na miejscu.
Startuję tuż po 10 i już ładnie przygrzewa. Z Gorlic jadę do Szymbarku, gdzie skręcam na Bielankę. Mozolne zdobywanie wysokości jest idealne na rozgrzewkę, tylko dlaczego pod wiatr?
Na szczycie obserwuję jeszcze śnieg na wzgórzach w oddali. Zjeżdżam do Łosi i kieruję się na Ropę. Dalej odbijam na Brunary i następnie na Uście Gorlickie. Później wybieram kierunek na Wysową- nie wiem po co, bo omordowałem się tylko pod wiatr. W Blechnarce asfalt zaczął zanikać, więc wracam- wreszcie złapałem wiatr w żagle. Z Uścia Gorlickiego jadę do Kwiatonia, gdzie pod cerkwią robię sobie przerwę. Wcześniej jednak mogę podziwiać bociana czarnego- strasznie płochliwa bestia. Wracam kawałek i podjeżdżam przez Oderne do Nowicy. Po drodze dopadam liska lezącego sobie rowem- dostrzegł mnie w ostatniej chwili :D Zaliczyłem najgorszy podjazd dnia i jestem na Przełęczy Małastowskiej. Gadam chwilę z napotkanym rowerzystą i jedziemy w stronę Gorlic. Na serpentnach trochę mi dojechał, ale później byłem już tylko znikającym punktem. Cały czas powyżej 40 km/h, więc momentalnie dotarłem na miejsce skąd startowałem.

Psikus na początek © miciu222145

Okolice Bielanki © miciu222145

W oddali śnieg :D © miciu222145

Cerkiew w Czarnej © miciu222145

Smolony bociek © miciu222145

Cerkiew w Kwiatoniu © miciu222145

Chodzi liseł koło drogi © miciu222145

Widok z Przysłopu © miciu222145
Dystans69.57 km Teren50.00 km Czas04:14 Vśrednia16.43 km/h VMAX51.00 km/h Podjazdy1220 m
Przednia zabawa.
Z racji na to, że jak na listopad, to zapowiadała się
całkiem dobra pogoda, to można by wyskoczyć w jakieś górki. Mimo, że z rana
miało padać, to na wyjazd zdecydował się Kona i Artur. Wyruszamy z Rzeszowa
przed 7 w deszczu, na miejscu, czyli w Foluszu jesteśmy po 8. Już nie pada, ale
mocno wieje i na błoto na pewno możemy liczyć. Kawałek jedziemy w złą stronę,
ale wracamy się na niebieski szlak rowerowy w stronę Świątkowej Wielkiej. Na początek dość długi
podjazd resztkami asfaltu, dobrze, że pojawiło się słońce, bo czeka nas zjazd.
Bardzo fajnie się jechało po wodzie, błocie i szutrze :D W Świątkowej odbijamy
w stronę Ożennej i skręcamy na Nieznajową. Błota i wody pod dostatkiem, co
niezmiernie cieszyło Konę, który w amoku zabawy uszkodził sztycę i siodełko gibało
się w przód i tył. Przejeżdżamy przez Wisłokę 5 razy, do tego sporo błota i
mokre buty, nadal jest fajnie. Odbijamy na przeł. Długie, gdzie Kona naprawia
siodełko elektrycznym pastuchem.
Chwilkę padało, ale cały czas jedziemy w stronę Grabu i Ożennej. Wbijamy do Parku i zjeżdżamy na zielony szlak. Trochę pod górę, ale ogólnie w kupie liści, które przykrywały błoto. Docieramy na Wysokie, gdzie robimy przerwę. Widoki całkiem spoko, ale zjazd jest jeszcze lepszy. Ostro w dół, po warstwie błota i śliskiej trawie. Jakoś docieramy do zmęczonego asfaltu i jedziemy do Krempnej. W Kotaniu skręcamy na Desznicę i jedziemy szlakiem rowerowym koloru czerwonego. W lesie szlak znika i musimy improwizować, a łatwo nie było. Ostatecznie docieramy do Brzezowej i jedziemy do Mrukowej. Polnymi drogami jedziemy na Folusz, ale na sam koniec droga znika i pojawia się podmokła łąka :D Wycieczka zakończona sukcesem. Po 15 jesteśmy już w drodze powrotnej.
Większe zdjęcia? PPM->Pokaż obraz :)

Podjazd z Folusza.

Okolice Świątkowej.

Przeprawa przez Wisłokę.

Mokre buty, to za mało.

Przełęcz Długie.

Na Przełęczy Długie.

Profesjonalna naprawa.

Na zielonym szlaku.

Wysokie- panoramka.

Wysokie raz jeszcze.

Kotań i tamtejsza cerkiew.
Chwilkę padało, ale cały czas jedziemy w stronę Grabu i Ożennej. Wbijamy do Parku i zjeżdżamy na zielony szlak. Trochę pod górę, ale ogólnie w kupie liści, które przykrywały błoto. Docieramy na Wysokie, gdzie robimy przerwę. Widoki całkiem spoko, ale zjazd jest jeszcze lepszy. Ostro w dół, po warstwie błota i śliskiej trawie. Jakoś docieramy do zmęczonego asfaltu i jedziemy do Krempnej. W Kotaniu skręcamy na Desznicę i jedziemy szlakiem rowerowym koloru czerwonego. W lesie szlak znika i musimy improwizować, a łatwo nie było. Ostatecznie docieramy do Brzezowej i jedziemy do Mrukowej. Polnymi drogami jedziemy na Folusz, ale na sam koniec droga znika i pojawia się podmokła łąka :D Wycieczka zakończona sukcesem. Po 15 jesteśmy już w drodze powrotnej.
Większe zdjęcia? PPM->Pokaż obraz :)
Podjazd z Folusza.
Okolice Świątkowej.
Przeprawa przez Wisłokę.
Mokre buty, to za mało.
Przełęcz Długie.
Na Przełęczy Długie.
Profesjonalna naprawa.
Na zielonym szlaku.
Wysokie- panoramka.
Wysokie raz jeszcze.
Kotań i tamtejsza cerkiew.
Dystans509.73 km Czas20:48 Vśrednia24.51 km/h VMAX66.00 km/h Podjazdy4300 m
Pętelka.
Jakiś czas temu znajomy, któremu Andrzej na imię, wpadł na dość karkołomny pomysł. Wyznaczył trasę 500 kilometrową i wyznaczył 24 godzinny limit na jej przejechanie. Większość trasy była nam znana, zapoznaliśmy się z nią podczas dwudniowego rekonesansu. Ostatnio się oszczędzałem, bo nie wiedziałem jak sobie poradzę z tą trasą- z życiówką 241 km nie było najlepiej.
Wróciłem z pracy i próbowałem się przespać, marne 2 godziny lekkiej drzemki- budzę się z bólem głowy. Ile dam radę, tyle przejadę. Spakowałem się i ruszyłem na Rynek- akurat załapałem się na tyły ekipy jadącej na zbiórkę. 8 osób na rowerach, reszta w dwóch samochodach, był m.in. mechanik, masażysta, reporter i kierowcy :D Wybija północ- wyruszamy w stronę Świlczy i dalej aż do Ropczyc, gdzie odbijamy na południe w stronę Wielopola Skrzyńskiego i Wiśniowej, Noc wymaga skupienia podczas jazdy, ale jedzie się dobrze. Przez Frysztak do Lubli i dalej do Jasła. Odbijamy na Nowy Żmigród, by dalej jechać do Dukli. Pojawia się mżawka, do tego jakieś 12, może 13 stopni i zaczyna wiać. Teraz przeprawa drogą na Barwinek, a później wybitnymi dziurami na Jaśliska- robi się jasno, ale i tak niewiele widać. W Komańczy opuszczamy Beskid Niski i zagłębiamy się w Bieszczady. Tutaj łatwo nie będzie, mimo tego jedzie się dobrze. Podjazdy są konkretne, ale zjazdy są równie dobre. Docieramy do Cisnej i po krótkim postoju jedziemy dalej, czeka na nas Wetlina i Połoniny- gdzieś skryły się między chmurami, szkoda. Deszcz nie daje o sobie zapomnieć, do tego marzniemy, szczególnie na zjazdach. Po pokonaniu ostatnich serpentyn docieramy do Ustrzyk Górnych. W Kremenarosie jemy zupę, która bardzo skutecznie nas rozgrzewa i daje siłę do dalszych zmagań. Tutaj podejmujemy strategiczną decyzję i rozdzielamy się- z Andrzejem atakujemy 500 km, więc jedziemy dalej swoim tempem, a reszta jedzie ile może.
Do Lutowisk jedzie się fenomenalnie, do tego pojawia się słońce. W Ustrzykach Dolnych skręcamy na Przemyśl, jednak najpierw docieramy do Kuźminy- droga niby bez wielkich podjazdów, ale męczy niemiłosiernie. Docieramy do Birczy, gdzie jeszcze nie wiedziałem, że czeka nas najgorszy odcinek wyjazdu. Na początek ostre serpentyny, a zamiast karkołomnego zjazdu wleczemy się 30 km/ h za ciężarówką, ten zjazd się nam należał! Dalej było nie lepiej, bo ciągle pod górę. Jakieś 350 km i chyba dopadł mnie kryzys, miałem dość, chociaż głowa już nie bolała. W Przemyślu postój- Grzesiek robi mi masaż karku, barków, bo już boli niemiłosiernie. Jak ręką odjął, a po rozluźnieniu nóg poczułem się lepiej. Pora jechać dalej i wcale płasko nie jest, dopiero za Radymnem jest trochę lepiej. W drodze do Jarosławia Andrzej przebija tylne koło. Jest ciemno, my zmęczeni, wzywamy wóz techniczny, a co. W Jarosławiu omijamy obwodnicę niedostępną dla rowerzystów i przez to troszkę zwiedzamy miasto. Kierujemy się na Leżajsk, który omijamy obwodnicą i lecimy na Sokołów Młp.Jest świeżo po deszczu, więc pora na mgłę. W Raniżowie robimy postój z krótką drzemką, zasypiamy podczas jazdy, a to bezpieczne nie jest. Widoczność na kilka metrów, a my po 400 km wykazujemy totalny brak koncentracji. Docieramy jednak do Kolbuszowej, gdzie wjeżdżamy na główną drogę prosto na Rzeszów. Głogów Młp., Rudna Mała, Miłocin i batonik na wjeździe do miasta- tu mnie Andrzej rozwalił. Nareszcie, jedziemy na Rynek. W czasie nie zmieściliśmy się, ale co z tego, może jakbyśmy się wcześniej urwali i jechali po swojemu, to by się udało. Na Rynku powitanie, kilka łyków czegoś mocniejszego dla uczczenia tego wydarzenia i można wracać do domu. Super ekipa i mimo, że pogoda była fatalna, to jakoś to było i się udało przejechać taki kawał drogi. Cztery osoby z ekipy ukończyły etap o długości 400 km- szacun.
Nogi, ręce, barki bolą jak diabli, ale warto było.

W stronę Cisnej © miciu222145

Na podjeździe © miciu222145

Przed zjazdem do Cisnej © miciu222145
Jakiś czas temu znajomy, któremu Andrzej na imię, wpadł na dość karkołomny pomysł. Wyznaczył trasę 500 kilometrową i wyznaczył 24 godzinny limit na jej przejechanie. Większość trasy była nam znana, zapoznaliśmy się z nią podczas dwudniowego rekonesansu. Ostatnio się oszczędzałem, bo nie wiedziałem jak sobie poradzę z tą trasą- z życiówką 241 km nie było najlepiej.
Wróciłem z pracy i próbowałem się przespać, marne 2 godziny lekkiej drzemki- budzę się z bólem głowy. Ile dam radę, tyle przejadę. Spakowałem się i ruszyłem na Rynek- akurat załapałem się na tyły ekipy jadącej na zbiórkę. 8 osób na rowerach, reszta w dwóch samochodach, był m.in. mechanik, masażysta, reporter i kierowcy :D Wybija północ- wyruszamy w stronę Świlczy i dalej aż do Ropczyc, gdzie odbijamy na południe w stronę Wielopola Skrzyńskiego i Wiśniowej, Noc wymaga skupienia podczas jazdy, ale jedzie się dobrze. Przez Frysztak do Lubli i dalej do Jasła. Odbijamy na Nowy Żmigród, by dalej jechać do Dukli. Pojawia się mżawka, do tego jakieś 12, może 13 stopni i zaczyna wiać. Teraz przeprawa drogą na Barwinek, a później wybitnymi dziurami na Jaśliska- robi się jasno, ale i tak niewiele widać. W Komańczy opuszczamy Beskid Niski i zagłębiamy się w Bieszczady. Tutaj łatwo nie będzie, mimo tego jedzie się dobrze. Podjazdy są konkretne, ale zjazdy są równie dobre. Docieramy do Cisnej i po krótkim postoju jedziemy dalej, czeka na nas Wetlina i Połoniny- gdzieś skryły się między chmurami, szkoda. Deszcz nie daje o sobie zapomnieć, do tego marzniemy, szczególnie na zjazdach. Po pokonaniu ostatnich serpentyn docieramy do Ustrzyk Górnych. W Kremenarosie jemy zupę, która bardzo skutecznie nas rozgrzewa i daje siłę do dalszych zmagań. Tutaj podejmujemy strategiczną decyzję i rozdzielamy się- z Andrzejem atakujemy 500 km, więc jedziemy dalej swoim tempem, a reszta jedzie ile może.
Do Lutowisk jedzie się fenomenalnie, do tego pojawia się słońce. W Ustrzykach Dolnych skręcamy na Przemyśl, jednak najpierw docieramy do Kuźminy- droga niby bez wielkich podjazdów, ale męczy niemiłosiernie. Docieramy do Birczy, gdzie jeszcze nie wiedziałem, że czeka nas najgorszy odcinek wyjazdu. Na początek ostre serpentyny, a zamiast karkołomnego zjazdu wleczemy się 30 km/ h za ciężarówką, ten zjazd się nam należał! Dalej było nie lepiej, bo ciągle pod górę. Jakieś 350 km i chyba dopadł mnie kryzys, miałem dość, chociaż głowa już nie bolała. W Przemyślu postój- Grzesiek robi mi masaż karku, barków, bo już boli niemiłosiernie. Jak ręką odjął, a po rozluźnieniu nóg poczułem się lepiej. Pora jechać dalej i wcale płasko nie jest, dopiero za Radymnem jest trochę lepiej. W drodze do Jarosławia Andrzej przebija tylne koło. Jest ciemno, my zmęczeni, wzywamy wóz techniczny, a co. W Jarosławiu omijamy obwodnicę niedostępną dla rowerzystów i przez to troszkę zwiedzamy miasto. Kierujemy się na Leżajsk, który omijamy obwodnicą i lecimy na Sokołów Młp.Jest świeżo po deszczu, więc pora na mgłę. W Raniżowie robimy postój z krótką drzemką, zasypiamy podczas jazdy, a to bezpieczne nie jest. Widoczność na kilka metrów, a my po 400 km wykazujemy totalny brak koncentracji. Docieramy jednak do Kolbuszowej, gdzie wjeżdżamy na główną drogę prosto na Rzeszów. Głogów Młp., Rudna Mała, Miłocin i batonik na wjeździe do miasta- tu mnie Andrzej rozwalił. Nareszcie, jedziemy na Rynek. W czasie nie zmieściliśmy się, ale co z tego, może jakbyśmy się wcześniej urwali i jechali po swojemu, to by się udało. Na Rynku powitanie, kilka łyków czegoś mocniejszego dla uczczenia tego wydarzenia i można wracać do domu. Super ekipa i mimo, że pogoda była fatalna, to jakoś to było i się udało przejechać taki kawał drogi. Cztery osoby z ekipy ukończyły etap o długości 400 km- szacun.
Nogi, ręce, barki bolą jak diabli, ale warto było.

W stronę Cisnej © miciu222145

Na podjeździe © miciu222145

Przed zjazdem do Cisnej © miciu222145
Dystans53.28 km Teren30.00 km Czas03:30 Vśrednia15.22 km/h VMAX61.00 km/h Podjazdy1160 m
Na odludziu.
Miałem ochotę na samotny wypad, a Beskid Niski jest do tego idealny. Ściągnąłem trasę od Seby i pojechałem. Pochmurno, ale temperatura do jazdy idealna. Wyruszam z Tylawy szlakiem żółtym.

Żółtym z Tylawy © miciu222145
Początek spoko, za to później nie poznaję tych rejonów, a przecież byłem tu parę razy. Trawa większa ode mnie, ale da się w miarę jechać. Jeszcze tylko parę strumyków, nieistniejąca wieś Wilsznia i jestem w Olchowcu.

Cerkiew w Olhowcu raz jeszcze © miciu222145
Teraz jadę do Polan- cisza spokój, zero ludzi.

Cerkiew w Polanach © miciu222145
Wbijam na szlak żółty, rowerowy nawet. Ciągle pod Górę, ale do samej Myscowej już pięknie w dół po kamyczkach.

Zjazd do Myscowej © miciu222145
Tu wydarzyło się coś mało fajnego. Ktoś drut ogradzający pastwisko wywlókł w poprzek drogi. Okręcił się wokół kasety i przerzutki, a hak na jego końcu zawadził o ramę- mogło być nie fajnie.

Tego się nie spodziewałem © miciu222145
Tutaj też przebijam przednie koło, ale wymieniam pod niedalekim Kościołem w Myscowej. Bocznym asfaltem jadę do Kątów, gdzie czeka mnie wspinaczka Drogą Krzyżową. Tędy nie podjeżdżałem jeszcze na Grzywacką.

Krzyż na Grzywackiej © miciu222145

Widok z Grzywackiej © miciu222145
Jest łagodniej, ale dużo dłużej się jedzie. Na szczycie chwila odpoczynku i jazda czerwonym.

Okolice Grzywackiej © miciu222145

Widoki z czerwonego szlaku © miciu222145
W sumie szlak do samej Chyrowej fajny, chociaż czasem mocno zarośnięte łąki, czy wycinka troszkę go psują. Spotykam jedynego turystę na szlaku- chwilę sobie gadamy i jadę dalej.

Szlak czerwony do Chyrowej :D © miciu222145

Cerkiew w Chyrowej © miciu222145
Z Chyrowej dalej czerwonym, ale jest już trochę inaczej- pojawiły się kamulce i powalone drzewa.
Zjeżdżam do pustelni Św. Jana z Dukli i główną do Tylawy.

Pustelnia Św. Jana z Dukli © miciu222145

Żółtym z Tylawy © miciu222145
Początek spoko, za to później nie poznaję tych rejonów, a przecież byłem tu parę razy. Trawa większa ode mnie, ale da się w miarę jechać. Jeszcze tylko parę strumyków, nieistniejąca wieś Wilsznia i jestem w Olchowcu.

Cerkiew w Olhowcu raz jeszcze © miciu222145
Teraz jadę do Polan- cisza spokój, zero ludzi.

Cerkiew w Polanach © miciu222145
Wbijam na szlak żółty, rowerowy nawet. Ciągle pod Górę, ale do samej Myscowej już pięknie w dół po kamyczkach.

Zjazd do Myscowej © miciu222145
Tu wydarzyło się coś mało fajnego. Ktoś drut ogradzający pastwisko wywlókł w poprzek drogi. Okręcił się wokół kasety i przerzutki, a hak na jego końcu zawadził o ramę- mogło być nie fajnie.

Tego się nie spodziewałem © miciu222145
Tutaj też przebijam przednie koło, ale wymieniam pod niedalekim Kościołem w Myscowej. Bocznym asfaltem jadę do Kątów, gdzie czeka mnie wspinaczka Drogą Krzyżową. Tędy nie podjeżdżałem jeszcze na Grzywacką.

Krzyż na Grzywackiej © miciu222145

Widok z Grzywackiej © miciu222145
Jest łagodniej, ale dużo dłużej się jedzie. Na szczycie chwila odpoczynku i jazda czerwonym.

Okolice Grzywackiej © miciu222145

Widoki z czerwonego szlaku © miciu222145
W sumie szlak do samej Chyrowej fajny, chociaż czasem mocno zarośnięte łąki, czy wycinka troszkę go psują. Spotykam jedynego turystę na szlaku- chwilę sobie gadamy i jadę dalej.

Szlak czerwony do Chyrowej :D © miciu222145

Cerkiew w Chyrowej © miciu222145
Z Chyrowej dalej czerwonym, ale jest już trochę inaczej- pojawiły się kamulce i powalone drzewa.
Zjeżdżam do pustelni Św. Jana z Dukli i główną do Tylawy.

Pustelnia Św. Jana z Dukli © miciu222145
Dystans56.38 km Teren30.00 km Czas03:50 Vśrednia14.71 km/h VMAX68.00 km/h Podjazdy1200 m
Dolina śmierci.
Weekend trzeba wykorzystać do bólu, a że pogoda dopisuje, to tym bardziej. Tytuł straszny, bo i miejsce takie jest- rozgrywały się tutaj ciężkie walki podczas II WŚ, zarówno po polskiej stronie jak i słowackiej. Samochody zostawiamy na granicy w Barwinku i ruszamy w składzie: Włochatke, Konałke, Piórek, Bartek i ja. Zimno nie będzie, upalnie, na pewno :D Wracamy kawałek i wbijamy na szlak niebieski- plan jest taki by wjechać na Baranie (754). Lekko pod górę jedzie się dobrze, ale hola, hola, zgubiliśmy szlak. Nic dziwnego, bo odbija jako zarośnięta i sponiewierana ścieżynka. W lesie jest duszno i stromo- nie będzie łatwo. Szlak graniczny to typowy interwał, czyli co podjedziemy, to zjedziemy i tak w kółko. Na zjeździe, gdzie Piórek zjeżdżał pierwszy, mieliśmy małą przygodę. Tuż przed Nim śmignęło coś wielkiego, jeleniowatego, następne tuż za Nim- zabiło by chłopa. Trzecie zwierzątko samo nie wiedziało kogo atakować :D Na Baranim włazimy na wieżę widokową, chociaż mając lęk wysokości mocno się strachałem.
Pora na zjazd na Słowację. Szlak zielony jest rewelacyjny- jednak mój przedni hamulec ledwo spowalnia. Swoje przejechał, trzeba jechać wolniej i tyle. Dobijamy do szlaku czerwonego w Vysnej Pisanej. Jedziemy do Kapisovej odwiedzając czołgi rozstawione po tutejszych łąkach- jest i źródełko dla spragnionych. Sotykamy młodego liska, który ucieka między rowerami, wariat mały. Przypieka ostro, a my nie mamy wyboru i jedziemy asfaltem, odwiedzając wcześniej jakąś knajpę, żeby coś wypić. Jedziemy do Krajnej Polany- na drodze co chwilę wahadła, ale światła nas nie interesują. Odbijamy na szlak zielony i jedziemy do Prikry. Mamy jechać żółtym, ale gdzie on jest? Odnalazł się na łące z trawą mojego wzrostu :D Wjeżdżamy do lasu, a tam nie dość, że duchota, to jeszcze nie koniecznie da się jechać. Jak do tej pory było sucho, tak na czerwonym, granicznym czeka nas odmiana. Spore bagienka rozorane przez kłady- które przyłapaliśmy na gorącym uczynku. Tym razem mamy sporo w dół, tylko, że po błocie :D Wieża przed Barwinkiem zamknięta, bo była jakaś impreza. I tak oto zakończyliśmy wypad i mimo, że praktycznie bez planu, to wyszło coś całkiem fajnego. W drodze powrotnej badanie trzeźwości- Pani policjantka była zdziwiona, że przy takiej pogodzie znaleźliśmy błoto :D

Podjazd na granicę.

Baranie- widok na Słowację.

Widok na Beskid Niski i Cergową.

Jestem Konałke i będę twoim przewodnikiem.

Wszędzie czołgi.

Odpalamy i ogień!


Kwiatuszek.

Jak dzieci :D

Słowackie remonty.

Przecieranie szlaku żółtego.

Pięknie tu.

Rozkmina.

No i kto to ogarnie?
Pora na zjazd na Słowację. Szlak zielony jest rewelacyjny- jednak mój przedni hamulec ledwo spowalnia. Swoje przejechał, trzeba jechać wolniej i tyle. Dobijamy do szlaku czerwonego w Vysnej Pisanej. Jedziemy do Kapisovej odwiedzając czołgi rozstawione po tutejszych łąkach- jest i źródełko dla spragnionych. Sotykamy młodego liska, który ucieka między rowerami, wariat mały. Przypieka ostro, a my nie mamy wyboru i jedziemy asfaltem, odwiedzając wcześniej jakąś knajpę, żeby coś wypić. Jedziemy do Krajnej Polany- na drodze co chwilę wahadła, ale światła nas nie interesują. Odbijamy na szlak zielony i jedziemy do Prikry. Mamy jechać żółtym, ale gdzie on jest? Odnalazł się na łące z trawą mojego wzrostu :D Wjeżdżamy do lasu, a tam nie dość, że duchota, to jeszcze nie koniecznie da się jechać. Jak do tej pory było sucho, tak na czerwonym, granicznym czeka nas odmiana. Spore bagienka rozorane przez kłady- które przyłapaliśmy na gorącym uczynku. Tym razem mamy sporo w dół, tylko, że po błocie :D Wieża przed Barwinkiem zamknięta, bo była jakaś impreza. I tak oto zakończyliśmy wypad i mimo, że praktycznie bez planu, to wyszło coś całkiem fajnego. W drodze powrotnej badanie trzeźwości- Pani policjantka była zdziwiona, że przy takiej pogodzie znaleźliśmy błoto :D
Podjazd na granicę.
Baranie- widok na Słowację.
Widok na Beskid Niski i Cergową.
Jestem Konałke i będę twoim przewodnikiem.
Wszędzie czołgi.
Odpalamy i ogień!
Kwiatuszek.
Jak dzieci :D
Słowackie remonty.
Przecieranie szlaku żółtego.
Pięknie tu.
Rozkmina.
No i kto to ogarnie?