Dystans107.44 km Czas06:27 Vśrednia16.66 km/h VMAX61.53 km/h Podjazdy1028 m
Odcinek 203/5138. "Ostatnia prosta".
Może nie prosta i nie płaska, ale do domu już nie daleko. Ranek zimny, ale słoneczny, więc to 10 stopni szybko zniknie. Jedziemy bocznymi drogami przez Rymanów, Krosno i dopiero okolice Lutczy nas przytrzymują. Mieliśmy jechać przez Godową i w sumie tak zrobiliśmy. Wszystko jednak pośród ciężarówek i walców- remont w pełni. Burzowe chmury były już całkiem nie daleko, ale do 15 nie powinno padać. Pogoda jednak na koniec zrobiła nam psikusa i burza powstała tuż obok nas, wspaniale. Wspinaczka na Kielanówkę odbywała się ze ścianą deszczu za plecami. Dopadło nas na pustkowiu- nie widzieliśmy nic, woda zalewała nos i oczy. Na zjeździe nie wiedziałem co się dzieje. Jak szybko przyszło tak szybko poszło. Za to my totalnie przemoczeni, a ulice całkiem pozalewane. Tak na koniec oberwaliśmy za te wszystkie szczęśliwe ucieczki do tej pory. Grześka odstawiłem na pociąg, a sam pojechałem do domu. 1610 km w 14 dni, średnio 115 km na dzień :D Ludzie zawsze byli dla nas mili, dzieci czasem aż nadto i wkurzały. Kierowcy najgorsi w Rumunii, najlepsi na Słowacji. Sama Rumunia przez ostatnie 9 lat mocno się wybiła i od razu to było widać. Jak na taką wyprawę, to tylko jeden kapeć i źle zakuty łańcuch, ale nie u mnie. Transalpina, czy Transfogarska? Otóż- tak.
Beskid Niski- zza tych gór wracamy. © miciu222145
Beskid Niski- zza tych gór wracamy. © miciu222145
Dystans140.72 km Czas08:34 Vśrednia16.43 km/h VMAX58.40 km/h Podjazdy1110 m
Odcinek 202/5137. "Ostatnia granica".
Zapowiadało się strasznie, a to co najwyżej pokropiło. Rano telefon do właściciela, co by nasze rowery z knajpy uwolnił i można jechać. Lekko kropiło, temperatura koło 20 stopni, tylko jechać- kierujemy się na Michalovce. Później jedziemy na Humenne- ostatnie 9 km to była główna droga, więc walczyliśmy o przeżycie. Za to później odbijamy na północ. Ahh, co to była za droga- cały czas lekko pod górę, przez małe wioseczki ze znikomym ruchem. Coś wspaniałego, przez 60 km. Na godzinę zatrzymała nas burza, ale później ładnie się wypogodziło. Finalny podjazd, to już granica polsko-słowacka. Udało się dojechać po 12 dniach. Zjeżdżamy do Tylawy i odbijamy na Daliową. Pole namiotowe odpada, bo niby ma być 10 stopni. W sumie to już jest, jest już nawet i ciemno. Nocleg w agroturystyce w Daliowej. 3 dni i prawie 450 km, to dopiero dystans :D
Ponura Słowacja. © miciu222145
Na Słowacji dużo padało, ale Węgry i Słowenia toną. © miciu222145
Jeszcze 22. i będzie mecz. © miciu222145
Bliżej Polski pogoda ładniejsza. © miciu222145
Ponura Słowacja. © miciu222145
Na Słowacji dużo padało, ale Węgry i Słowenia toną. © miciu222145
Jeszcze 22. i będzie mecz. © miciu222145
Bliżej Polski pogoda ładniejsza. © miciu222145
Dystans151.47 km Czas08:39 Vśrednia17.51 km/h VMAX37.58 km/h Podjazdy202 m
Odcinek 201/5136. "110 km niepewności".
Zgodnie z prognozami, poranek przywitał nas deszczem. Jednak radary Windy poprawiały nastrój, bo chmury miały przejść dosyć szybko. Poszliśmy na śniadanko, później pakowanie i koło 9 można było jechać. Było ciepło, ale już bez takiego gorąca. Mieliśmy zaplanowaną trasę do granicy drogą rowerową wzdłuż rzeki. Co wybraliśmy? Najbardziej ruchliwą drogę w okolicy, koszmar, nigdy więcej. Na granicy kolejki niewielkie, więc po kilku minutach jesteśmy już na Węgrzech. Trochę głównej drogi i zjeżdżamy na te mniej uczęszczane, z drogą rowerową i to asfaltową. Nie może być za pięknie, bo w miasteczkach ten asfalt zamienia się koślawe płyty i kostkę brukową z krawężnikami. Nigdy tylu zakazów w ciągu dnia nie złamałem :D Kilometry mijały sprawnie, ale cały dzień myśleliśmy tylko o jednym, o 110 km. Miał być tam prom, na bocznej drodze. Czy jest, tego nie wiemy. Lepiej, żeby był, bo inaczej czeka nas objazd, taki na pół dnia. Prom był na całe szczęście i już po kilku kilometrach mamy 3 kraj tego dnia. Słowacja wita nas miasteczkiem pełnym cyganów. Jedziemy wzdłuż ukraińskiej granicy i mój telefon przełączył się na tamtejszą się- a to drań, tak nie można. Docieramy do miasteczka Leles, gdzie miejscowy rowerzysta wskazuje nam jedyny otwarty sklep. Miejscówek brak, do tego wzbudzamy takie zainteresowanie, że pora stąd uciekać. Mamy też inny problem- zbliża się burzowy front. Jedziemy przez pustkowia- to kolejny problem. Wielkie Kapuśany wcale wielkie nie były, więc za sprawą reklamy jedziemy szukać noclegu. Wszystko zajęte, w większości przez robotników. Dzwonią i kierują nas na drugi koniec miasta, w miejsce o tragicznych opiniach. Po drodze znajdujemy inną miejscówkę, jeszcze nieczynną, przy pijalni piwa. Dla nas zrobiło się czynne i byliśmy pierwszymi gośćmi. Zajebista pizza i darmowe piwko od właściciela- tak się kończy ten długi dzień. Co przyniesie front?
Na Węgrzech komfortowo. © miciu222145
Czasem też terepało. © miciu222145
Prom jednak był- rzeka Tisza. © miciu222145
Słowacka kładka- skrót. © miciu222145
Kładka była w kiepskim stanie. © miciu222145
Idzie front, będą burze. © miciu222145
Słowacka pizza i czeskie piwo. © miciu222145
Na Węgrzech komfortowo. © miciu222145
Czasem też terepało. © miciu222145
Prom jednak był- rzeka Tisza. © miciu222145
Słowacka kładka- skrót. © miciu222145
Kładka była w kiepskim stanie. © miciu222145
Idzie front, będą burze. © miciu222145
Słowacka pizza i czeskie piwo. © miciu222145
Dystans153.27 km Czas08:36 Vśrednia17.82 km/h VMAX50.94 km/h Podjazdy549 m
Odcinek 200/5135. "Koniec dobrej pogody".
Noc byłaby fajna, gdybym nie rozbił się głową w dół, w środku nocy robiłem przemeblowanie :D Poranek był ciepły, ale chmury zwiastowały jakieś zmiany w pogodzie. Ledwo ruszyliśmy, a już kropiło- z czasem już konkretnie padało. Przynajmniej na podjazdach było chłodniej. Po 50 km jesteśmy już na totalnej nizinie i musimy raz przeczekać krótki, aczkolwiek intensywny deszcz. Jechało się nad wyraz dobrze, więc dystans rósł w oczach. Tym oto sposobem dotarliśmy do Satu Mare, oczywiście miasto już raz odwiedziłem w roku 2014. Na noc i poranek zapowiadane były deszcze okrutne, więc nocleg zarezerwowany był w willi w samym centrum miasta, w całkiem dobrych pieniądzach. Na parkingu suszymy namioty pośród tabunu motocykli, śmieszny widok. Czy prognozy się sprawdzą? Zobaczymy.
Nie ma jak górki z rana. © miciu222145
Ciekawe, rumuńskie górki. © miciu222145
Nie ma jak rumuńskie góry. © miciu222145
Po deszczu pojawia się mgła nad szczytami. © miciu222145
Nie ma jak górki z rana. © miciu222145
Ciekawe, rumuńskie górki. © miciu222145
Nie ma jak rumuńskie góry. © miciu222145
Po deszczu pojawia się mgła nad szczytami. © miciu222145
Dystans98.95 km Czas05:48 Vśrednia17.06 km/h VMAX62.09 km/h Podjazdy490 m
Odcinek 199/5134. "Mała zmiana planów".
Noc byłaby idealna, gdyby nie rozmowy i muzyka nad rzeką- wszystko rozumieliśmy, więc to byli nasi rodacy. Po krótkiej rozmowie uciszyli się. No i znowu zapowiadał się upał, ale większy niż zwykle. Początkowe 25 km w dół pośród gór było wspaniałe. W Sebes skończyła się sielanka. Dotarliśmy do głównej drogi- właściwie, to dwie główne połączyły się w jedną zajebistą. Upał wykańczał, potężny ruch także. Ciężko o alternatywę, bo albo góry, albo szuter, gdzieś mocno dookoła, albo totalne nic. Miasto Aiud- tam powstał pomysł ominięcia tej nieszczęsnej drogi i przy okazji nadrobienia 60-70 km. Bocznymi po górach i szutrach, to nawet 100 km, sporo jak na wyprawę. Pociąg miał być za 10 minut. Nie zabierali rowerów, więc nie ma na nie biletów. Czy nas zabiorą? Zależy od humoru obsługi :D Przy załadunku pomaga kolejarz ze stacji, miło. W środku przedsionek mały, więc mój rower wędruje do przedziału pasażerskiego- opieram go o fotele i czekam na rozwój sytuacji. Oto nadchodzi on, konduktor. Coś tam mówi, my nie rozumiemy, ale wychodzi z tego, że to tak średnio wygląda i wróci później, jedziemy bez biletów. Prawie 40 stopni, okna w większości się nie otwierają i tak przez 2 godziny. Przed końcem podróży wraca konduktor- pokazuję banknot 50 lei i on kiwa, że wystarczy. Połowa z tego, to były bilety za nas, reszta "łapówka" za rowery. W sumie, to całość poszła "do kieszeni", bo biletów nie wystawił :D Tym sprytnym sposobem znaleźliśmy się w Kluż- Napoka. Jestem tu drugi raz, a dużych miast nie lubimy, więc uciekamy drogami w remoncie- straszna kurzawa w tym upale. Po pokonaniu 15 km łagodnego podjazdu, mamy wreszcie w dół i to po świeżym asfalcie, rewelacja. Zbaczamy nieco z trasy do centrum Vultureni. Tam jest szkoła, więc i miejsce dla nas się znajdzie. Gadamy z ciekawskimi dzieciakami, a gdy one kończą grę, my możemy iść spokojnie spać, oby spokojnie.
Poranek na kempingu. © miciu222145
Resztki górek na horyzoncie. © miciu222145
Ciekawa instalacja. © miciu222145
Aiud, Cytadela. © miciu222145
Tak to można. © miciu222145
Mikry sklep, a stacja jeszcze mniejsza. © miciu222145
Poranek na kempingu. © miciu222145
Resztki górek na horyzoncie. © miciu222145
Ciekawa instalacja. © miciu222145
Aiud, Cytadela. © miciu222145
Tak to można. © miciu222145
Mikry sklep, a stacja jeszcze mniejsza. © miciu222145
Dystans92.53 km Czas05:20 Vśrednia17.35 km/h VMAX62.84 km/h Podjazdy1074 m
Odcinek 198/5133. "Transalpina- finał".
No nie najgorsza to była noc, ale mieliśmy bolesną pobudkę ok. 5. Takie szczekanie i skowyt, że chyba bandy psów miały jakąś wojnę gangów pod naszymi oknami. Pyszne śniadanko wliczone w nocleg poprawiło ten niedospany poranek. Same swojskie doskonałości. Można ruszać w ten gorący poranek- do szczytu około 8 km. Już pierwszy kilometr był mega trudny- spod hotelu, a może pensjonatu skoczyły na nas dwa potężne psy- nie chciały się miziać, co to to nie. Właściciel stał przed budynkiem i się śmiał. Przeszło mu jak role się odwróciły. Ja miałem pod ręką bidon, więc zaczął latać. Grzesiek miał dostęp do kamieni, zrobiło się ostro kiedy psy wróciły pod budynek, a kamienie dalej latały...pośród samochodów gości. Tak wykurzonego rumuna, to świat nie widział. Mało brakło, a policja byłaby w drodze. Na odchodne jakaś głupia baba poszczuła nas tymi psami i rzut okazał się celny na tyle, że psy z piskiem się wycofały. Ciśnienie wywalone w kosmos z samego rana. W tym upale trzeba było jeszcze zdobyć 550 m wysokości, ale powolutku zmierzaliśmy do celu. Widoki oczywiście były coraz lepsze, ale oto jest, szczyt. Gdyby nie nawigacja, to bym nawet nie wiedział, że to tu, bo oznaczeń nie ma. Pomyśleć by można, że teraz to tylko zjazd. Tak, całe 2 km, tylko po to, by znowu się wspiąć na zbliżoną wysokość. Teraz już 12 km w dół i kolejny podjazd. Później już do końca dnia głównie w dół z przerwą na porządny obiad. Niestety czułem się kiepsko, łeb prawie mi eksplodował. Tereny na dziki nocleg są kiepskie. Jedziemy wąwozem, a miejscowości brak. Jednak wieczorem trafiamy na kemping i tam zostajemy. Przyjemne miejsce- ogarniamy się, odpalamy pralkę i przy kolacji i piwie kończymy dzień. Gdybyśmy wczoraj zaczęli podjazd z samego rana, całość byłaby do przejechania na raz, prawdopodobnie. W naszym przypadku nocleg przed szczytem był jedynym sensownym wyjściem. Dzisiaj podjechaliśmy 1000 m, zjechaliśmy 2000 m.
Na rozpoczęcie dnia :) © miciu222145
Miasteczko Ranca zostaje w dole. © miciu222145
Transalpina boli. © miciu222145
Takie zawijasy. © miciu222145
Chwilowy postój. © miciu222145
Transalpina, widok ze szczytu. © miciu222145
Na szczycie Transalpiny. © miciu222145
Karpackie widoki 360' © miciu222145
Zjazd na Transalpinie. © miciu222145
Widoki zachwycają. © miciu222145
Pięknie jak okiem sięgnąć. © miciu222145
Na rozpoczęcie dnia :) © miciu222145
Miasteczko Ranca zostaje w dole. © miciu222145
Transalpina boli. © miciu222145
Takie zawijasy. © miciu222145
Chwilowy postój. © miciu222145
Transalpina, widok ze szczytu. © miciu222145
Na szczycie Transalpiny. © miciu222145
Karpackie widoki 360' © miciu222145
Zjazd na Transalpinie. © miciu222145
Widoki zachwycają. © miciu222145
Pięknie jak okiem sięgnąć. © miciu222145
Dystans69.52 km Czas06:14 Vśrednia11.15 km/h VMAX56.73 km/h Podjazdy1694 m
Odcinek 197/5132. "Transalpinę czas zacząć".
Zaczynamy kolejny upalny dzień po spokojnej nocy. Przez 45 km jest dosyć płasko- na podjazdy właśnie przyszedł czas. Kierujemy się na miasteczko Novaci, czyli wjeżdżamy na słynną Transalpinę. Najwyżej położona asfaltowa droga w Rumunii, skromne 2145 m.n.p.m., zaczynamy na 420 m. Trasę Transfogaraską (2082 m) jechaliśmy od północnej strony, łagodniejszej. Tutaj zaczynamy od południa, czyli będzie zajebiście stromo przez 32 km. Już od początku nie ma lekko, zero wytchnienia, ale jest dużo czasu na zdjęcia. Widoków nie brakuje, oj nie. Na jednym postoju z handlarzami i piwem spotykamy motocyklistów z Polski i są w lekkim szoku, gdy widzą co my wyprawiamy. Miałem nadzieję, że zrobimy trasę na raz, ale byśmy się nie wyrobili, ale o tym w następnym odcinku. Jechało mi się dobrze, bo jechałem swoim tempem- nie każdy jednak mógł to powiedzieć. W miejscowości Ranca zostajemy na noc- ugościł nas hotel Cetina. Jak na miejscówkę, to ceny bardzo przyjazne. Obiadek, piwko, piękna pogoda, piękne widoki na wysokości 1600 m. Jutro "tylko" końcowe 8 km podjazdu.
Kierunek słuszny. © miciu222145
Im wyżej, tym ładniej, Transalpina. © miciu222145
Przerwa na piwko. © miciu222145
Transalpina, widoki przytłaczają. © miciu222145
Jest i Grzesiek. © miciu222145
Droga marzeń w Rumunii. © miciu222145
Rumuńskie Karpaty. © miciu222145
Karpaty zapierają dech, Transalpina. © miciu222145
Nagroda na koniec dnia. © miciu222145
Kierunek słuszny. © miciu222145
Im wyżej, tym ładniej, Transalpina. © miciu222145
Przerwa na piwko. © miciu222145
Transalpina, widoki przytłaczają. © miciu222145
Jest i Grzesiek. © miciu222145
Droga marzeń w Rumunii. © miciu222145
Rumuńskie Karpaty. © miciu222145
Karpaty zapierają dech, Transalpina. © miciu222145
Nagroda na koniec dnia. © miciu222145
Dystans133.27 km Czas07:57 Vśrednia16.76 km/h VMAX50.76 km/h Podjazdy501 m
Odcinek 196/5131. "Góry na horyzoncie".
Noc minęła spokojnie, więc sprawnie się ogarniamy i wyruszamy przy prawie 20 stopniach po 7 rano. Żegna nas pies, który tutaj jest przypisany do każdego budynku, taka natura tego kraju. Droga, to jakaś katastrofa- jedziemy do jednego z największych miast w Rumunii. Krzyżuje się tutaj wiele dróg, do tego lotnisko- musi być ruch. Za Krajovą teren zaczyna się robić pofałdowany. Znak, to, że zbliżamy się do Karpat i coraz częściej pojawiają się na horyzoncie. Pojawia się też niewielki deszcz, ale większe chmury cudem omijamy. Od 80 km zaczynamy się lekko wspinać i jest to zapowiedź celu tej wyprawy. W wiosce Negreni od razu skręcamy pod szkołę i jest to piękny strzał. Sporo trawników, jesteśmy osłonięci przed wścibskimi oczami i.....jest kran z wodą. Fantastycznie.
Wstajemy skoro świt. © miciu222145
Pies być musi. © miciu222145
Piękny to był zestaw. © miciu222145
W Krajovej. © miciu222145
Krajova, Rumunia. © miciu222145
Wstajemy skoro świt. © miciu222145
Pies być musi. © miciu222145
Piękny to był zestaw. © miciu222145
W Krajovej. © miciu222145
Krajova, Rumunia. © miciu222145
Dystans132.43 km Czas07:30 Vśrednia17.66 km/h VMAX39.78 km/h Podjazdy249 m
Odcinek 195/5130. "Flaczki".
Sama noc była spoko, dopiero nad ranem wyły jakieś syreny i ok. 5 ktoś włączył głośno muzykę. Chociaż nie, nie głośno- jebucko głośno, na pół miasta. Ogólnie lubią robić takie atrakcje, gdzie muzykę słychać przed wjazdem do miejscowości. Grzesiek miał jedyną awarię tego wyjazdu, czyli musiał zmienić powietrze na tutejsze- jeden flak. Kolejne flaki, nawet w oleju, to dzisiejsza trasa. Gorąc i droga prosta do bólu. Płaska również. Od sklepu do sklepu, tak się jeździ w upale. Na koniec dnia lądujemy w Bechet, pod szkołą oczywiście. No kolację była zajebista pizza z pobliskiej pizzerii. Kolejna noc w mieście.
Uzupełnianie energii. © miciu222145
Opuszczona dzielnica przemysłowa, Rumunia. © miciu222145
Pod sklepem w Rumunii. © miciu222145
Uzupełnianie energii. © miciu222145
Opuszczona dzielnica przemysłowa, Rumunia. © miciu222145
Pod sklepem w Rumunii. © miciu222145
Dystans115.16 km Czas06:51 Vśrednia16.81 km/h VMAX44.96 km/h Podjazdy159 m
Odcinek 194/5129. "Pogodowe niespodzianki".
Minęła kolejna spokojna noc, ale ok. 5 zaczęło padać. Przestało dopiero po 8. Zbieramy się w miarę szybko, żeby zdążyć przed kolejną chmurą. Zdążyliśmy dojechać do głównej drogi, czyli zaledwie kilka kilometrów. Zaczęło porządnie lać, a jedynym schronieniem były stragany, gdzie sprzedawano m.in. dynie. Przygarnięto nas i przeczekaliśmy najgorsze. Niestety jest już po weekendzie, więc ruch na drodze znacząco się zwiększył. Pogoda nie pozwoliła nam jeszcze opuścić Bułgarii i walnęła deszczem- godzinka spędzona na stacji benzynowej. Zaczęło się rozpogadzać jak dojechaliśmy do Ruse, czyli miasta granicznego. Byłem tutaj 9 lat temu. Podwójna kontrola i wjeżdżamy na most graniczny na Dunaju. Wąsko, a ruch straszliwy, więc znikamy stamtąd raczej szybko. W Giurgiu oczywiście źle skręcamy i dokładamy kilka km. Teraz czeka nas droga wzdłuż granicy, czyli Dunaju. Emocji brak. No może poza spotkaniem z trójką sakwiarzy zza naszej zachodniej granicy. Po ok. 60 km docieramy do miasta Zimnicea. Teoretycznie dużo miejsc na ewentualny nocleg, w praktyce- szału nie ma. Ostatecznie lądujemy na dziedzińcu jednej ze szkół. Przyszła jakaś młodzież, ale po rozmowie, powiedzieli, że nie będą nam przeszkadzać i już sobie idą. Jakieś niespodzianki tej nocy? Zobaczymy, jesteśmy w środku miasta.
Modliszka ze stacji benzynowej. © miciu222145
Śniadanko pod sklepem. © miciu222145
Modliszka ze stacji benzynowej. © miciu222145
Śniadanko pod sklepem. © miciu222145