Dystans70.17 km Teren22.00 km Czas04:50 Vśrednia14.52 km/h VMAX60.00 km/h Podjazdy1942 m
Bieszczady- poziom hard, część któraś tam.
Plan trasy był obmyślony dość szybko i padło, że właśnie dzisiaj go zrealizujemy. Zbiórka o 6:30 pod Tesco. Zjawia się Włochaty, Seba, Kona i ja i jedziemy po Wilczka i później do Berezki. Na miejscu parkujemy bolid obok Kościoła i o równej 10 ruszamy w trasę. Pogoda dopisuje, mimo, że z rana było zaledwie 6 stopni. Na początek kilka kilometrów asfaltem w stronę Bereźnicy Wyżnej, aż docieramy do skrętu na Baligród. Zaczyna się szutróweczka z kamieniami, ale najlepsze przed nami- epicki zjazd do samego Baligrodu- czyli kilka kilometrów wariactwa przy prędkościach powyżej 50 km/h. Jednak Kona troszkę popsuł ten zjazd- jechał na przodzie i nagle się zatrzymał. Również się zatrzymaliśmy- okazało się, że złapał klasycznego "snejka", dobijając obręczą do jakiegoś kamienia. Powiedzieć, że naprawa się ślimaczyła, to trochę na wyrost, bo ona nawet się nie ślimaczyła :D Wreszcie sukces- rower sprawny i zjeżdżamy dalej do Baligrodu. W sumie, to wyjeżdżamy na jego końcu i jedziemy w stronę Bystrego. Tuż przed miejscowością skręcamy na szlak niebieski i robimy krótką przerwę. Widok na szlak nie napawa optymizmem- ściana płaczu na początek. W sumie to nie podchodziliśmy, lecz gramoliliśmy się- grunt uciekał spod nóg, a buty ślizgały się. Gdy pojawił się kawałek przejezdnej ścieżki, to pojawiały się powalone drzewa i badyle, które z trzaskiem łamały się między szprychami- ryzyko strat w sprzęcie było spore. Szlak wyglądał mnie więcej tak: podejście/ podjazd > kilkadziesiąt metrów jazdy > przejście prze leżące drzewo > zejście/ zjazd i tak w kółko. Po kilkudziesięciu kilometrach takiej "jazdy" byłem trochę już wkurzony. Jedziemy tak przez kolejne szczyty: Kropiwne (760), Berdo (890), Durna (979), aż docieramy na główny cel wyjazdu, czyli Łopiennik (1069). Jak się okazuje szczyt nie znajduje się na skraju lasu, lecz kilka metrów w głębi, ale i tam docieramy. Tym razem robimy dłuższy postój przed dalszym ciągiem, a czeka nas miła niespodzianka :) Zbieramy się i jedziemy- Konę do jazdy motywuje to, że pojechaliśmy bez niego. Krótki podjazd i normalnie szok- zjazd. Zjazd ? Nie, to było szaleństwo :D Ostro w dół, zakręty 90 stopni, nawrotki, kamienie, głazy, koleiny, drzewa, badyle i błoto. Na jednym zakręcie za późno zahamowałem i poleciałem prosto. Już OTB było blisko, jednak uratowałem się i przez krzaczory i gałęzie docieram na ścieżkę. Dalsza jazda, to igranie z losem- co kawałek gleba czyhała za zakrętem. Przez 3 km zjazdu non stop czułem swąd palonych klocków, a ciepło z tarczy ogrzewało mi twarz. Na jednym ze zjazdów do koleiny widzę, że ktoś leży- to Włochaty, dzięki temu ja sprowadzam i jestem cały :D Pod koniec zjazdu hamulce osłabły, jednak miały cały czas wystarczającą moc, by zatrzymać mnie w miejscu. Ten odcinek był idealny do testowania zawieszenia- Sid spisał się na medal. Docieramy do Dołżycy z uśmiechem na twarzach- na 3 km straciliśmy 500 m wysokości :O Czekamy na Sebę i jedziemy coś zjeść do Cisnej. Pogoda lekko się psuje- nadciągają ciemne chmury, jak się okazało te akurat groźne nie były. Wracamy do Dołżycy i kierujemy się na Buk- na prostej próbuję ucieczki z peletonu, jednak chłopaki przy 47 km/ h nie odpuszczają :D Na północnym wschodzie pojawia się granatowe chmurzysko, a my jedziemy w jego stronę. W Polankach zaczyna padać, a właściwie lać. Chronimy się na werandzie drewnianej chałupki- była to Galeria Czarny Kot. leje i leje, a nam do głowy przychodzą co raz głupsze pomysły :D Temperatura spada do 10 stopni. Jak dobrze, że wziąłem do plecaka bluzę, Buffa i rękawiczki. Prócz Kony, który miał wiatrówkę inni byli w samych koszulkach. Deszcz przestał i jedziemy dalej. Przed kolejnym atakiem deszczu dotarliśmy do przystanku PKS w Terce, tuż obok ruin dzwonnicy. Znowu dłuższy postój, ulewa przybiera na sile. Wreszcie przestaje padać i mokrym asfaltem jedziemy dalej- pióropusze wody lądują na tyłku i twarzy, przyjemne to to nie jest. Żeby się rozgrzać jedziemy jakby nas wilki goniły. Jest zimno, mokro i wietrznie, a przed nami jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Za Bukowcem pogoda się poprawia i zza chmur wygląda słońce. Już spokojniej jedziemy przez Wołkowyję i Polańczyk. Jeszcze tylko Myczków i jesteśmy w punkcie startu. Trasa była tak zajmująca, że nie było kiedy robić fotek, ale jakieś tam mamy.
Pora się rozpakować.© miciu222145
Wiecznie głodny Piotrek.© miciu222145
Modele z Bieszczadami w tle.© miciu222145
Postój na łatanie dętki.© miciu222145
Pod pomnikiem żołnierzy walczących z UPA.© miciu222145
Na początek podejście.© miciu222145
Takie niespodzianki czekały na nas co chwile.© miciu222145
Różne techniki pokonywania podjazdów.© miciu222145
I kolejne podejście.© miciu222145
Na Durnej.© miciu222145
Na Łopienniku.© miciu222145
Zjazd był karkołomny.© miciu222145
Chmura ? Jak to ?© miciu222145
No i pada :D© miciu222145
Tutaj nie zacina deszczem.© miciu222145
Ruiny dzwonnicy w Terce.© miciu222145
Ale gdzie są przyciski ?© miciu222145
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze
Czekam na opis:)