Dystans74.21 km Teren30.00 km Czas04:16 Vśrednia17.39 km/h
Kolejny już wypad w Bieszczady.
Kolejny już wypad w Bieszczady. Było to już piąte podejście do tego wyjazdu. Pogoda niby była ładna, jednak nasze nastroje psuły chmury czające się na zachodzie. Podczas jazdy na miejsce, niestety rozpadało się. Pojechaliśmy w sumie w 8. osób:
1. Daniel (Chmielik)
2. Jacek
3. Magda
4. Artur (Ac-ek)
5. Maciek
6. Squba
7. Dominik
8. Ja
Miejscem docelowym były Stuposiany. Poczekaliśmy trochę na przystanku PKS, aż przestanie padać. W końcu ruszyliśmy, na początek podjazdem po dziurawym asfalcie, który po kilku kilometrach przeszedł w drogę szutrową. Niestety zaczęło padać, raz była to mżawka, a czasem dość duży deszcz, mimo to kontynuowaliśmy jazdę w stronę granicy z Ukrainą. Jechaliśmy wzdłuż torfowiska Łokieć oraz Dźwiniacz. Jadąc przy granicy, dotarliśmy do przejazdu przez rzekę- oczywiście zakończyło się to powodzią w butach. I tak dotarliśmy do Taranawy Niżnej. Dalej czekała nas wspinaczka w stronę tarasu widokowego na pasmo Bukowego Berda, niestety mgła i deszcz mono ograniczały widoczność. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w stronę Mucznego, gdzie w knajpie „Wilcza Jama” zjedliśmy obiad. Po posiłku nie chciało się nam kompletnie jechać, ale w końcu ruszyliśmy asfaltem w stronę miejscowości gdzie zostały nasze samochody. Ostatnie 10 kilometrów jechaliśmy już w słońcu, jednak było bardzo zimno. Wypad można śmiało zaliczyć do udanych, wszyscy wrócili cali- choć niewiele brakło, a Artur popsułby statystyki i obeszło się bez awarii. Nawet padający deszcz i dość mony wiatr nas nie przestraszył. Trasa w sumie miała ok. 51 km, 30 km, to teren, reszta asfalt, dzięki czemu można ją przejechać nawet przy kiepskiej aurze.
Pozostałe kilometry, to: poranny rozjazd po mieście i wieczorny wyjazd z Dominikiem na ognisko do Dziuraki.
Zdjęcia wykonane przez MaćkaiMoje
1. Daniel (Chmielik)
2. Jacek
3. Magda
4. Artur (Ac-ek)
5. Maciek
6. Squba
7. Dominik
8. Ja
Miejscem docelowym były Stuposiany. Poczekaliśmy trochę na przystanku PKS, aż przestanie padać. W końcu ruszyliśmy, na początek podjazdem po dziurawym asfalcie, który po kilku kilometrach przeszedł w drogę szutrową. Niestety zaczęło padać, raz była to mżawka, a czasem dość duży deszcz, mimo to kontynuowaliśmy jazdę w stronę granicy z Ukrainą. Jechaliśmy wzdłuż torfowiska Łokieć oraz Dźwiniacz. Jadąc przy granicy, dotarliśmy do przejazdu przez rzekę- oczywiście zakończyło się to powodzią w butach. I tak dotarliśmy do Taranawy Niżnej. Dalej czekała nas wspinaczka w stronę tarasu widokowego na pasmo Bukowego Berda, niestety mgła i deszcz mono ograniczały widoczność. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w stronę Mucznego, gdzie w knajpie „Wilcza Jama” zjedliśmy obiad. Po posiłku nie chciało się nam kompletnie jechać, ale w końcu ruszyliśmy asfaltem w stronę miejscowości gdzie zostały nasze samochody. Ostatnie 10 kilometrów jechaliśmy już w słońcu, jednak było bardzo zimno. Wypad można śmiało zaliczyć do udanych, wszyscy wrócili cali- choć niewiele brakło, a Artur popsułby statystyki i obeszło się bez awarii. Nawet padający deszcz i dość mony wiatr nas nie przestraszył. Trasa w sumie miała ok. 51 km, 30 km, to teren, reszta asfalt, dzięki czemu można ją przejechać nawet przy kiepskiej aurze.
Pozostałe kilometry, to: poranny rozjazd po mieście i wieczorny wyjazd z Dominikiem na ognisko do Dziuraki.
Zdjęcia wykonane przez MaćkaiMoje
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.