Dystans48.42 km Czas02:12 Vśrednia22.01 km/h VMAX44.42 km/h Podjazdy 90 m
Dystans40.30 km Czas01:56 Vśrednia20.84 km/h VMAX27.33 km/h Podjazdy 65 m
Dystans42.82 km Czas01:58 Vśrednia21.77 km/h VMAX32.74 km/h Podjazdy110 m
Dystans25.01 km Czas01:10 Vśrednia21.44 km/h VMAX33.11 km/h Podjazdy 17 m
Dystans38.52 km Czas01:46 Vśrednia21.80 km/h VMAX43.61 km/h Podjazdy181 m
Dystans55.71 km Czas02:36 Vśrednia21.43 km/h VMAX30.45 km/h Podjazdy 73 m
Dystans49.76 km Czas02:23 Vśrednia20.88 km/h VMAX35.98 km/h Podjazdy 70 m
Dystans11.53 km Czas00:34 Vśrednia20.35 km/h VMAX34.47 km/h Podjazdy 11 m
Dystans5.85 km Czas00:30 Vśrednia11.70 km/h VMAX20.30 km/h Podjazdy 8 m
Odcinek 106/5031. Sycylia. 11. "Aeroporto di Catania Fontanarossa".
Pora się zbierać. Pogoda wróciła do słonecznej normy, więc robimy przerwę na wiadomo co :D Z zapasem czasu docieramy na lotnisko- znowu robota z rowerami. Z niewielkimi problemami z odprawą Grześka, ale włazimy do samolotu. Ze scyzorykiem na pokładzie- ehh ci włosi. 955 km 11 dni, z czego 9, to była całodzienna jazda. Sycylia pokazało swoje dwa oblicza. Pierwsze: śmierdzący, zaśmiecony, zaniedbany kawałek ziemi pośród mórz, gdzie kierowcy ciągle się pchają i trąbią jak potłuczeni- szału można dostać. Drugie- raj turystyczny, gdzie nie popatrzeć, to piękny widok, czy zabytek. Jedzenie, knajpy i miasteczka tworzą niepowtarzalny klimat, no i mieszkańcy, co cicho być nie potrafią :D Po przylocie do Polski siedzieliśmy pod lotniskiem i w ciągu 30 minut nie zatrąbił nikt- to jakieś nienormalne. No i czystość, u nas jest jak jest, ale to jest straszliwa różnica. Jeszcze słówko o tamtejszych kolarzach/rowerzystach: chciałbym mieć tyle entuzjazmu i dobrego humoru. Już z daleka krzyczeli, witali się, mimo, że oni na szosach, my z innego świata, ale niesamowici to ludzie. Poprawiali humor momentalnie. Nawet staruszkowie koło 70 dziarsko cisnący pod górę witali się jak z dobrymi znajomymi.
Mapka
Mapka
Dystans66.21 km Czas03:51 Vśrednia17.20 km/h VMAX51.93 km/h Podjazdy639 m
Odcinek 105/5030. Sycylia. 10. "Dzień ostatni".
Pora zacząć ostatn,i typowo wyprawowy dzień. Nastrój mam kiepski, może to przez pogodę, może przez koniec wyprawy, może przez to co się wydarzy później. Już od rana co rusz pojawia się mżawka, ale nie ma tragedii. Niestety wraz z upływem dnia jest coraz gorzej i chwilami już normalnie pada. Za Adrano znajdujemy dowód osobisty, kartę płatniczą i jeszcze jakąś kartę. Wszystko jednego właściciela, leżało sobie na poboczu- ktoś chyba stracił portfel. Zabieramy fanty, może spotkamy jakiś patrol. Mimo pogody jedzie się całkiem dobrze. Przed Katanią próbujemy omijać główne, ruchliwe drogi, co idzie nam słabo. Na jednym zjeździe Grzesiek w ostatniej chwili zjechał z głównej drogi pojawiając się na moim torze jazdy. Podczas hamowania przednie koło wpadło w poślizg i ugrzęzło w dziurze na łączeniu asfaltów. Na 8 km przed końcem wyprawy zaliczam najgorszą glebę w życiu. Dłonie zdarte od kamyczków wystających z asfaltu, do tego opuchnięte okrutnie. Stłuczone i zdarte kolano, do tego udem zawadziłem o kierownicę podczas lotu. Pierwszy raz w życiu zastanawiałem się, czy w ogóle wstawać, wszystko bolało okrutnie. Opłukałem się trochę wodą, wydłubałem kamienie z dłoni i odesłaliśmy Włocha, który przybiegł nam z pomocą. Dramat, nie mogłem złapać kierownicy, więc się o nią opierałem palcami- o hamowanie nie pytajcie. Gdy właścicielka naszego noclegu mnie zobaczyła, to aż się skrzywiła. Mała, drobniutka dziewczyna od razu wzięła moje bagaże i zasuwała po schodach, nie miałem nic do gadania. Prysznic był doznaniem ekstremalnym. Wieczorna pizza i piwko troszkę mi poprawiły humor. Mogło się to wszystko o wiele gorzej skończyć.
Skąd te korki? :D © miciu222145
Koniec dnia w Katanii. © miciu222145
Łutyt. © miciu222145
Skąd te korki? :D © miciu222145
Koniec dnia w Katanii. © miciu222145
Łutyt. © miciu222145