Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 1165.68 km (w terenie 93.00 km; 7.98%) |
Czas w ruchu: | 56:38 |
Średnia prędkość: | 20.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 10716 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 137 (67 %) |
Suma kalorii: | 7354 kcal |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 48.57 km i 2h 21m |
Więcej statystyk |
Dystans31.84 km Czas01:19 Vśrednia24.18 km/h VMAX64.00 km/h Podjazdy405 m
Temp.23.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Znajome tereny.
Trzeba było trochę się rozruszać. Na pusto jechałem jak przecinak. Podjazdu 17 % prawie nie poczułem :D
Trzeba było trochę się rozruszać. Na pusto jechałem jak przecinak. Podjazdu 17 % prawie nie poczułem :D
Dystans103.23 km Teren5.00 km Czas05:17 Vśrednia19.54 km/h VMAX49.00 km/h Podjazdy981 m
Temp.28.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rumunia dzień 6.
Wstajemy dość wcześnie, w okolicach 7. Jak do tej pory jedyna noc, kiedy naprawdę się wyspałem. Ruszamy szlakiem w stronę gór, gdzieś na punkt widokowy. Jedziemy na pusto, więc idziemy jak wiosenna burza. Seba tak napierał, że po 2 km urwał szprychę. Wracamy do namiotów i próbujemy ogarnąć tą awarię. Szprychę okręcamy wokół innej, bo od strony kasety nie da się jej wyciągnąć. Demontujemy błotnik, o który krzywe koło mocno ocierało. Wreszcie koło 10 wyjeżdżamy, ale i tak wstępujemy jeszcze do sklepu- słońce strasznie przypieka. Lekki zjazd doprowadza nas do miasteczka Moisei. Tam targ odbywał się na przelotowej drodze: kramy, konie, samochody porozrzucane byle gdzie, spacerujące zwierzaki i głośna muza, gdzie my jesteśmy ? Jakiś inny świat :D Za Sacel zaliczamy ostatni podjazd serpentynami, a przynajmniej tak nam się wydawało. W straszliwym upale docieramy na przełęcz. Tam jemy i pijemy, a Seba brata się z miejscowym kundelkiem. Piesio tak nas polubił, że na zjeździe bardzo długo biegł za nami- smutny był to widok.
Ponad 30 km zjazdu dało nam wytchnienie i już myśleliśmy, że ostatnie kilometry do Bistrity miną spokojnie. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się podjazd. W pełnym słońcu, przez ok. 5 km jechaliśmy na wysokich obrotach, pod koniec myślałem, że zemrę. Wszyscy przeżyli i na szczycie zrobiliśmy postój w cieniu. Do samego miasta prowadził już tylko zjazd. W mieście bardzo duży ruch, a my musimy przez całe przejechać. Z pewną niepewnością zaglądamy pod Kauflanda. Samochód mocno zakurzony, ale stał na swoim miejscu :)
Małe podsumowanie.
Jeśli ktoś chce tanio poznać jakiś kraj, to Rumunia jest do tego idealna. Mega dziurawe, ale właśnie remontowane drogi zniechęcają, ale przy odrobinie szczęścia od auta nic nie opadnie, a koła będą całe (więcej jest punktów z wulkanizacją, jak sklepów). Rumuńscy kierowcy jeżdżą bardzo szybko, wyprzedzają gdzie tylko się da, ale absolutnie nie mam do nich żadnych zastrzeżeń- mijali nas szerokim łukiem i ciągle trąbili, czasem bez powodu.
Najlepiej zabrać ze sobą kartę płatniczą, albo euro- kurs jest bardzo korzystny. Sklepów nie brakuje, ale wygodniej jest wybierać supermarkety, nie trzeba nic mówić :D Na tych drogach opony rowerowe o niskim profilu raczej będą się kiepsko spisywać, bo dziur jest mnóstwo. Moje o szerokości 1.75 były chyba optymalne.
Ludzie są bardzo spokojni i przyjacielscy, a Policja potrafi się bawić sygnałami pod jakimś wiejskim barem :D Na drogach jest mnóstwo konnych zaprzęgów, spotkanie ciągnika jest wydarzeniem dnia. Im bardziej pofałdowany teren, tym trudniej znaleźć miejsce na namiot, każdy wolny kawałek jest ogrodzony.
To pisałem ja- Miciu vel. Mielony :D
Ponad 30 km zjazdu dało nam wytchnienie i już myśleliśmy, że ostatnie kilometry do Bistrity miną spokojnie. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się podjazd. W pełnym słońcu, przez ok. 5 km jechaliśmy na wysokich obrotach, pod koniec myślałem, że zemrę. Wszyscy przeżyli i na szczycie zrobiliśmy postój w cieniu. Do samego miasta prowadził już tylko zjazd. W mieście bardzo duży ruch, a my musimy przez całe przejechać. Z pewną niepewnością zaglądamy pod Kauflanda. Samochód mocno zakurzony, ale stał na swoim miejscu :)
Z Pietrosulem w tle.© miciu222145
Seba znów nabroił.© miciu222145
Można, a nawet tak trzeba.© miciu222145
Trzeba to ogarnąć.© miciu222145
Jadymy przez wioski.© miciu222145
Odpoczynek na podjeździe.© miciu222145
Włochaty walczy.© miciu222145
Opuszczamy region Maramures.© miciu222145
Ciekawa brama.© miciu222145
Seba znalazł koleżankę.© miciu222145
Cieniutkie deseczki nie budziły zaufania.© miciu222145
Finalny napis.© miciu222145
Małe podsumowanie.
Jeśli ktoś chce tanio poznać jakiś kraj, to Rumunia jest do tego idealna. Mega dziurawe, ale właśnie remontowane drogi zniechęcają, ale przy odrobinie szczęścia od auta nic nie opadnie, a koła będą całe (więcej jest punktów z wulkanizacją, jak sklepów). Rumuńscy kierowcy jeżdżą bardzo szybko, wyprzedzają gdzie tylko się da, ale absolutnie nie mam do nich żadnych zastrzeżeń- mijali nas szerokim łukiem i ciągle trąbili, czasem bez powodu.
Najlepiej zabrać ze sobą kartę płatniczą, albo euro- kurs jest bardzo korzystny. Sklepów nie brakuje, ale wygodniej jest wybierać supermarkety, nie trzeba nic mówić :D Na tych drogach opony rowerowe o niskim profilu raczej będą się kiepsko spisywać, bo dziur jest mnóstwo. Moje o szerokości 1.75 były chyba optymalne.
Ludzie są bardzo spokojni i przyjacielscy, a Policja potrafi się bawić sygnałami pod jakimś wiejskim barem :D Na drogach jest mnóstwo konnych zaprzęgów, spotkanie ciągnika jest wydarzeniem dnia. Im bardziej pofałdowany teren, tym trudniej znaleźć miejsce na namiot, każdy wolny kawałek jest ogrodzony.
To pisałem ja- Miciu vel. Mielony :D
Dystans110.86 km Czas05:32 Vśrednia20.03 km/h VMAX50.00 km/h Podjazdy1021 m
Temp.28.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rumunia dzień 5.
Rano wszystko było mokre i za ciepło też nie było. Spałem " z górki", więc w nocy co chwilę nurkowałem w śpiworze :D Ogarniamy się i jedziemy- kontynuujemy podjazd, który zaczęliśmy wczoraj, ale dzisiaj pokonamy ponad 80 km, a w sumie prawie 150 km :D Dziurawa droga trochę denerwuje, ale dzięki niej mam pamiątkę w postaci zgubionej tablicy rejestracyjnej. Po ok. 20 km docieramy do miasta Vatra Dornei- robimy grubsze zakupy i jedziemy dalej. Przez kawałek, pierwszy raz jedziemy drogą bez dziur i z poboczem nawet :D Kawka na stacji wywala oczy na wierzch i jedzie się dużo lepiej. Lekko pofałdowaną drogą jedziemy, aż do zjazdu za miejscowością Iacobeni. Do tej pory Seba gubił różne rzeczy, tym razem zaszalał. Prawie zgubił wszystko co miał, razem z bagażnikiem :D Jakoś ratujemy sytuację zipami i ruszamy dalej, drogą, która jest coraz gorsza. Z każdym kilometrem podjazd daje w kość coraz bardziej, a pogoda się psuje. Nadciągają ciemne chmury i pojawiają się pierwsze krople deszczu, ale słońce nie daje za wygraną. Na serpentynach poznajemy ciężar naszych bagaży, ale ciągniemy mocno do przodu, bo zaczyna padać. Już za chwileczkę, już za momencik i jest, najwyższy punkt wyjazdu- Przełęcz Prislop- 1416 m, mój nowy rekord wysokości, zdobyty na rowerze. Gdy tylko docieramy na szczyt, rozkręca się burza i atakuje gradem. Mamy czas na odpoczynek. Gdy pogoda się uspokaja, robimy foty i ruszamy w dół, pięknymi, dziurawymi serpentynami. Jest mokro i z początku zimne powietrze robi się duszne. Spotykamy terenówki z Gdańska i pędzimy dalej, zostawiając burzę za nami. Docieramy do miasta Borsa, gdzie kierujemy się za znakami prowadzącymi na camping. Boczna droga, to po prostu szutrówka, a camping, to ogródek za domem. Polacy już tam byli, a następni pojawiali się co chwilę. Burzowe chmury znikają, robi się fajniutko, można wszystko wysuszyć. Na początek właściciel rzucił zaporową cenę, ale utargowaliśmy trochę. Wieczorem integrujemy się do późna. Po dzisiejszym dniu rowery w końcu się wybrudziły, a zacisk hamulca, czarny od klocków, wskazywał na ciężkie zjazdy.
Wilgotny poranek.© miciu222145
Znalezisko.© miciu222145
Droga nie rozpieszcza.© miciu222145
W mieście.© miciu222145
Szok- równa droga.© miciu222145
Gapowicz.© miciu222145
Seba znowu coś chciał zgubić :D© miciu222145
Koszulka wylądowała w rowie.© miciu222145
Robi się ciekawie.© miciu222145
Widoki na podjeździe.© miciu222145
Przeł. Prislop.© miciu222145
Wszyscy dotarli.© miciu222145
Zacne widoki.© miciu222145
Monastyr na szczycie.© miciu222145
Miasto jest fajnie połozone- powrót z zakupami.© miciu222145
Suszenie namiotów.© miciu222145
Dystans102.95 km Czas05:30 Vśrednia18.72 km/h VMAX51.00 km/h Podjazdy1110 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rumunia dzień 4.
Budzimy się rano mocno nie wyspani. Seba tak chrapał, że chyba tylko jemu to nie przeszkadzało. Lekkie śniadanko i rozpoczynamy kolejny dzień kręcenia. Początek, to ciągła jazda wzdłuż jeziora, co pod koniec było już trochę nudne- jechaliśmy tak przez 35 km. Jest trochę podjazdów, ale bez jakiejś masakry: Potoci-Ruginesti-Buhalnita-Hangu-Poiana Largului. W tej miejscowości znajduke mega wywalony w kosmos wiadukt, na którym łączą się cztery ważne drogi. Tuż obok niego znajduje się "Diabelski kamień"- Piatra Dracului. Noramlnie wystaje ponad lustro wody, jednak stan wody był tak niski, że gdzieś w oddali płynęła jedynie rzeka. Tak to powinno wyglądać. Zjechaliśmy pod wiadukt i tam zrobiliśmy sobie piknik z zakupionym wcześniej żarciem. Czas płynie nieubłaganie, więc trzeba się zbierać- zaczynamy podjazd, którego część przejedziemy dzisiaj, dokładnie 65 kilometrowy odcinek :D Topoliceni-Ruseni-Galu-Savinesti-Frumosu-Farcasa-Borca-Madei, pogoda tak nas rozleniwia, kilometry przybywają opornie, że kupujemy browary, żarcie i rozkładamy się nad rzeką i przez 2 h oddajemy się błogiemu lenistwu-Lunca-Pietroasa-Brosteni- jemy obiad i spotykamy Polaków z Krakowa, Satu Mare-Cojoci-Chiril. Ładnych kilkadziesiąt kilometrów szukaliśmy miejsca na nocleg, jednak każdy kawałek płaskiego terenu był odgrodzony, albo znajdował się w centrum wioski. Droga, to była inna historia- dziury, betonowa nawierzchnia i resztki wiekowego asfaltu- auta gubiły tam rejestracje :D Postanowiliśmy rozbić się tuż poniżej drogi nad rzeką Bistrita. Kilka metrów od namiotu mieliśmy czyściutki strumyk.
Jezioro.© miciu222145
Z widokiem na jezioro.© miciu222145
Lecim pod górkę.© miciu222145
Jazda idzie opornie- robimy piknik.© miciu222145
Izotoniki.© miciu222145
Może by zadzwonić ?© miciu222145
Fajowski wiadukt.© miciu222145
Miciu i wiadukt, a moze wiadukt i Miciu ?© miciu222145
Ta mróweczka, to ja.© miciu222145
Diabelski kamień- powinien być w wodzie do połowy.© miciu222145
Rozwidlenie.© miciu222145
Lecimy dalej.© miciu222145
Odwiedziny w monastyrze.© miciu222145
Wreszcie coś konkretnego.© miciu222145
Kolejna miejscówka.© miciu222145
Lodówka.© miciu222145