Dystans75.83 km Teren48.00 km Czas04:24 Vśrednia17.23 km/h
Maraton w Przemyślu, czyli walka
Maraton w Przemyślu, czyli walka ze sprzętem i samym sobą.
Dzień rozpoczął się od podróży pociągiem w sporej ekipie do Przemyśla. Tam zapisaliśmy się i pokrążyliśmy trochę po mieście. poznałem w końcu ekipę ze Strzyżowa. Nadeszła chwila startu. Najpierw szybki rozbieg po asfalcie i wjechaliśmy w teren. Na początek długi podjazd i od razu problem- kłucie w żołądku.
Jechałem dalej, nawet sporo osób wyprzedziłem, by na zjeździe stracić wszystko co wywalczyłem.Tym razem zastrajkował sprzęt. Łańcuch spadł i zaklinował się pomiędzy blatem, a ramieniem korby, mimo bolca zabezpieczającego, który tylko utrudniał wydostanie zakleszczonego łańcucha. W końcu udało się i pojechałem dalej. Szybkie zjazdy, podjazdy i sporo błota, czyli to co lubię. Ale żeby nie było zbyt kolorowo, to pojawił się problem Kilka kilometrów przed rozjazdem dopadł mnie skurcz lewej łydki, mimo to, postanowiłem pojechać na dłuższy dystans. Skurcz się uspokoił i po kilku km dogoniłem Norberta, z którym przez chwilę jechałem. Jednak musiałem się zatrzymać, gdy skurcz zaatakował ze zdwojoną siłą. O ściganiu się mogłem zapomnieć, pozostało mi tylko dojechanie do mety, po drodze jednak wyprzedziłem kilka osób. W sumie nie było tak źle, jak na takie problemy. Ogólnie byłem w połowie stawki dystansu Giga.
Czekał mnie powrót do domu i wyjazd do pracy.
Fotka 1
Fotka 2
Ostatnie przygotowania
Dzień rozpoczął się od podróży pociągiem w sporej ekipie do Przemyśla. Tam zapisaliśmy się i pokrążyliśmy trochę po mieście. poznałem w końcu ekipę ze Strzyżowa. Nadeszła chwila startu. Najpierw szybki rozbieg po asfalcie i wjechaliśmy w teren. Na początek długi podjazd i od razu problem- kłucie w żołądku.
Jechałem dalej, nawet sporo osób wyprzedziłem, by na zjeździe stracić wszystko co wywalczyłem.Tym razem zastrajkował sprzęt. Łańcuch spadł i zaklinował się pomiędzy blatem, a ramieniem korby, mimo bolca zabezpieczającego, który tylko utrudniał wydostanie zakleszczonego łańcucha. W końcu udało się i pojechałem dalej. Szybkie zjazdy, podjazdy i sporo błota, czyli to co lubię. Ale żeby nie było zbyt kolorowo, to pojawił się problem Kilka kilometrów przed rozjazdem dopadł mnie skurcz lewej łydki, mimo to, postanowiłem pojechać na dłuższy dystans. Skurcz się uspokoił i po kilku km dogoniłem Norberta, z którym przez chwilę jechałem. Jednak musiałem się zatrzymać, gdy skurcz zaatakował ze zdwojoną siłą. O ściganiu się mogłem zapomnieć, pozostało mi tylko dojechanie do mety, po drodze jednak wyprzedziłem kilka osób. W sumie nie było tak źle, jak na takie problemy. Ogólnie byłem w połowie stawki dystansu Giga.
Czekał mnie powrót do domu i wyjazd do pracy.
Fotka 1
Fotka 2
Ostatnie przygotowania
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze