Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2011
Dystans całkowity: | 783.46 km (w terenie 225.00 km; 28.72%) |
Czas w ruchu: | 43:16 |
Średnia prędkość: | 18.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Suma podjazdów: | 10608 m |
Maks. tętno maksymalne: | 197 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 140 (69 %) |
Suma kalorii: | 1664 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 52.23 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dystans25.22 km Teren2.00 km Czas01:08 Vśrednia22.25 km/h VMAX34.00 km/h
Temp.28.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Rozprostować kości.
W okolicy 18 ruszyłem tyłek i pojechałem przetestować rower po serwisie. Okazało się, że jeszcze pedały do serwisu- łożyska piszczą :D Ogólnie rzecz biorąc, nie wyjeżdżałem za granicę miasta.
Dystans67.11 km Teren46.00 km Czas05:33 Vśrednia12.09 km/h VMAX57.00 km/h Podjazdy1650 m
Temp.32.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Wypad w Bieszczady.
Dwa dni temu padła propozycja wyjazdu i do realizacji nie minęło zbyt wiele czasu.
Zbiórka o 5, a skład był następujący:Michał, Piotrek, drugi Piotrek i ja. Start nastąpił tuż przed 8 z Cisnej. Pogoda była upalna, ale ratował nas trochę cień lasu. Rozpoczęliśmy jazdę szlakiem czerwonym i już od początku było bardzo ciężko- czekała nas wspinaczka wyciągiem. Dalej było podobnie, bo spacerkiem dotarliśmy na pierwszy szczyt, którym był Hon (820 m). Tam dowiedziałem się od Włochatego, że w Rzeszowie panuje armagedon pogodowy. Chwilę później zmuszony byłem do klejenia dętki z tylnego koła. Jedziemy, czasem idziemy dalej. Poziom trudności jest wysoki, bo mokre kamienie i skały rzucają rowerem na lewo i prawo- na ostrych zjazdach jest ciekawie. Do tego dochodzi bardzo głębokie błoto, które przy dużej prędkości miota rowerem jak szatan. Powoli "zaliczamy" kolejne szczyty, tj. Osina(963 m), Berest (942 m), Sasów (1010 m) i Wołosań (1071 m). Od czasu do czasu pojawiają się piękne widoki na Bieszczady, czy Beskid Niski. Jeszcze tylko Jaworne (992 m) i docieramy na Przełęcz Żebrak. Dalszą jazdę kontynuujemy szlakiem czerwonym i po mozolnej wspinaczce docieramy na Chryszczatą. Piotrek tak cisnął, aż uszkodził bębenek w piaście DT. Dobrze, że może jechać dalej. Tam spotykamy pierwsze dusze tego dnia- pustki były straszne. Dalej było hardkorowo, bo był zjazd do Jez. Duszatyńskich. Okazji do poobijania się było mnóstwo.
Dotarliśmy bez strat w ludziach i sprzęcie, no może klocki hamulcowe ucierpiały. Powoli pojawiają się turyści, co nie napawa optymizmem, bo czeka nas ciekawy zjazd. Wreszcie docieramy do Duszatynia. Tam kupujemy napoje różnorakie i odpoczywamy, rozmawiając z turystami i miejscowymi. Nasze utytłane rowery wzbudzają zainteresowanie i podziw jednocześnie. Jako, że dalej błaota raczej nie będzie, postanawiamy umyć siebie i rowery przy pierwszym przejeździe przez Osławę. Takich przejazdów będziemy mieć jeszcze trzy. Wody po ostatnich opadach jest sporo, więc rzeka przybrała, a prąd poniewierał nami, a najbardziej mną- spychał mnie z płyt do rzeki. Buty zalane, rowery utopione- tylko czekać aż coś zacznie piszczeć. Najpierw odezwały się łańcuchy, później mój suport. W pełnym słońcu jechaliśmy szutrem przez Mików w stronę Przeł. Żebrak. Na szczycie wszyscy mieli dość, jednak dalej było sporo w dół. Docieramy do miejscowości Łubne i kończymy przygodę w terenie. Piotrek do uszkodzonej piasty dołożył centrę i rozciętą oponę- mleczko fruwało tu i tam, bo dziura była za duża na uszczelnienie. Asfaltową drogą wspinamy się serpentynami- siły nas opuściły, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Na szczęście do samej Cisnej droga prowadzi nas zjazdem. Dodatkową atrakcją była nadchodząca burza, która i tak poszła bokiem. Okazało się też, że z tylnego koła znowu uciekało mi powietrze, ale dotarłem bez serwisu. Był to kolejny wyjazd w Bieszczady i znowu katowaliśmy się do ostatnich sił. Do tego doszedł wyjazd z piątku, po którym w ogóle nie odpocząłem.
Przyczyna kłopotów z kołem, które miał Piotrek
Everytrail
To był najpłytszy przejazd.
Mack vs. Hope.
Zbiórka o 5, a skład był następujący:Michał, Piotrek, drugi Piotrek i ja. Start nastąpił tuż przed 8 z Cisnej. Pogoda była upalna, ale ratował nas trochę cień lasu. Rozpoczęliśmy jazdę szlakiem czerwonym i już od początku było bardzo ciężko- czekała nas wspinaczka wyciągiem. Dalej było podobnie, bo spacerkiem dotarliśmy na pierwszy szczyt, którym był Hon (820 m). Tam dowiedziałem się od Włochatego, że w Rzeszowie panuje armagedon pogodowy. Chwilę później zmuszony byłem do klejenia dętki z tylnego koła. Jedziemy, czasem idziemy dalej. Poziom trudności jest wysoki, bo mokre kamienie i skały rzucają rowerem na lewo i prawo- na ostrych zjazdach jest ciekawie. Do tego dochodzi bardzo głębokie błoto, które przy dużej prędkości miota rowerem jak szatan. Powoli "zaliczamy" kolejne szczyty, tj. Osina(963 m), Berest (942 m), Sasów (1010 m) i Wołosań (1071 m). Od czasu do czasu pojawiają się piękne widoki na Bieszczady, czy Beskid Niski. Jeszcze tylko Jaworne (992 m) i docieramy na Przełęcz Żebrak. Dalszą jazdę kontynuujemy szlakiem czerwonym i po mozolnej wspinaczce docieramy na Chryszczatą. Piotrek tak cisnął, aż uszkodził bębenek w piaście DT. Dobrze, że może jechać dalej. Tam spotykamy pierwsze dusze tego dnia- pustki były straszne. Dalej było hardkorowo, bo był zjazd do Jez. Duszatyńskich. Okazji do poobijania się było mnóstwo.
Dotarliśmy bez strat w ludziach i sprzęcie, no może klocki hamulcowe ucierpiały. Powoli pojawiają się turyści, co nie napawa optymizmem, bo czeka nas ciekawy zjazd. Wreszcie docieramy do Duszatynia. Tam kupujemy napoje różnorakie i odpoczywamy, rozmawiając z turystami i miejscowymi. Nasze utytłane rowery wzbudzają zainteresowanie i podziw jednocześnie. Jako, że dalej błaota raczej nie będzie, postanawiamy umyć siebie i rowery przy pierwszym przejeździe przez Osławę. Takich przejazdów będziemy mieć jeszcze trzy. Wody po ostatnich opadach jest sporo, więc rzeka przybrała, a prąd poniewierał nami, a najbardziej mną- spychał mnie z płyt do rzeki. Buty zalane, rowery utopione- tylko czekać aż coś zacznie piszczeć. Najpierw odezwały się łańcuchy, później mój suport. W pełnym słońcu jechaliśmy szutrem przez Mików w stronę Przeł. Żebrak. Na szczycie wszyscy mieli dość, jednak dalej było sporo w dół. Docieramy do miejscowości Łubne i kończymy przygodę w terenie. Piotrek do uszkodzonej piasty dołożył centrę i rozciętą oponę- mleczko fruwało tu i tam, bo dziura była za duża na uszczelnienie. Asfaltową drogą wspinamy się serpentynami- siły nas opuściły, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Na szczęście do samej Cisnej droga prowadzi nas zjazdem. Dodatkową atrakcją była nadchodząca burza, która i tak poszła bokiem. Okazało się też, że z tylnego koła znowu uciekało mi powietrze, ale dotarłem bez serwisu. Był to kolejny wyjazd w Bieszczady i znowu katowaliśmy się do ostatnich sił. Do tego doszedł wyjazd z piątku, po którym w ogóle nie odpocząłem.
Przyczyna kłopotów z kołem, które miał Piotrek
Everytrail
To był najpłytszy przejazd.
Kolorowe piasty :D© miciu222145
Mack vs. Hope.
Na początek wyciąg.© miciu222145
Cała ekipa.© miciu222145
Wg mnie to tam.© miciu222145
Mega pro statyw.© miciu222145
Na jedeym z podejść.© miciu222145
Czasem nie było lasu, ale była trawa.© miciu222145
Kontemplacja widoku.© miciu222145
Wołosań.© miciu222145
Były też skały.© miciu222145
Na Chryszczatej.© miciu222145
Dojazd do jeziorek.© miciu222145
Jedno z jeziorek.© miciu222145
Betonik.© miciu222145
Tuż przed myciem.© miciu222145
Pucowanko.© miciu222145
Oddawaj mój rower !© miciu222145
Jeszcze jadę.© miciu222145
Zniosło mnie do rzeki.© miciu222145
Dystans70.05 km Teren17.00 km Czas03:42 Vśrednia18.93 km/h VMAX56.00 km/h Podjazdy1005 m
Temp.30.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Spoko traska do Husowa.
Pogoda mocno dopisywała, więc nie wolno jej było zmarnować. Pod sceną pojawił się jeszcze Włochaty i Artur. Po długich naradach, zdecydowaliśmy, że pojedziemy na wschód, czyli do Husowa.
Trasa: Rzeszów/Biała/podjazd 17 %- Łany-Matysówka-Kielnarowa-Chmielnik-Lisi Kąt-Magdalenka-Cierpisz-Handzlówka/stok-Husów-Tarnawka-Zabratówka-Grzegorzówka-Hyżne-Borówki-Borek Stary-Kielnarowa-Tyczyn- przerwa na lody i podjazd pod przekaźnik. Ja z Włochatym terenem, a Artur asfaltem: Matysówka-Łany/serpentynka-Zalesie/Rzeszów. Jechało się nadzwyczaj dobrze, tylko słońce mocno mnie spiekło.
Everytrail
Trasa: Rzeszów/Biała/podjazd 17 %- Łany-Matysówka-Kielnarowa-Chmielnik-Lisi Kąt-Magdalenka-Cierpisz-Handzlówka/stok-Husów-Tarnawka-Zabratówka-Grzegorzówka-Hyżne-Borówki-Borek Stary-Kielnarowa-Tyczyn- przerwa na lody i podjazd pod przekaźnik. Ja z Włochatym terenem, a Artur asfaltem: Matysówka-Łany/serpentynka-Zalesie/Rzeszów. Jechało się nadzwyczaj dobrze, tylko słońce mocno mnie spiekło.
Everytrail
17 % podjechane.© miciu222145
Stok w Handzlówce.© miciu222145
Włochaty będzie jechał.© miciu222145
Dystans42.16 km Teren3.00 km Czas01:56 Vśrednia21.81 km/h VMAX48.00 km/h Podjazdy333 m
Temp.27.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Cztery dni lało i przestało :)
Wczoraj lało, a temperatura nie przekraczała 15 stopni. Dzisiaj totalne przeciwieństwo: słonecznie i prawie 30 stopni :D
Po tylu dniach przerwy trzeba troszkę pokręcić: Rzeszów/Zalew/Zwięczyca-Boguchwała-Mogielnica-Niechobrz-Racławówka. Tutaj spotkałem dawno nie widzianych kolegów, którzy śmigali na szosach, a był to Masło z bratem oraz Piotrek. Do Rzeszowa śmignęliśmy razem, a w Zwięczycy spotkaliśmy Artura z kolegą: Zwięczyca/Lisia Góra/Rzeszów. Wstąpiłem na działkę umyć rower, a później jeszcze pojeździłem po mieście i spotkałem kontuzjowanego Sebę, ale już śmigał na rowerze :)
Everytrail
Po tylu dniach przerwy trzeba troszkę pokręcić: Rzeszów/Zalew/Zwięczyca-Boguchwała-Mogielnica-Niechobrz-Racławówka. Tutaj spotkałem dawno nie widzianych kolegów, którzy śmigali na szosach, a był to Masło z bratem oraz Piotrek. Do Rzeszowa śmignęliśmy razem, a w Zwięczycy spotkaliśmy Artura z kolegą: Zwięczyca/Lisia Góra/Rzeszów. Wstąpiłem na działkę umyć rower, a później jeszcze pojeździłem po mieście i spotkałem kontuzjowanego Sebę, ale już śmigał na rowerze :)
Everytrail
Na działce obżerałem się porzeczkami© miciu222145
Wiśni też trochę było.© miciu222145
Dystans65.69 km Teren50.00 km Czas04:19 Vśrednia15.22 km/h VMAX58.00 km/h Podjazdy1590 m
Temp.15.0 °C SprzętRadon ZR Litening Custom
Cyklokarpaty Pruchnik- czyli skąd tu tyle błota.
Od dwóch dni padało, więc błoto na trasie było spodziewane, jednak pojawił się deszcz podczas zawodów i wtedy to się dopiero działo :D
Pogoda od rana napawała optymizmem, przejaśniało się, a w chwili startu nawet świeciło słonko. W Pruchniku byliśmy ok. 8:30 i nastąpiło, to co zawsze, czyli rozpakowanie się, rozgrzewka i takie tam. Tuż przed 10 ustawiłem się w sektorze, tym razem był to sektor pierwszy :D Odliczanie i start- początek to asfaltowy podjazd. Jechałem swoim tempem, bo na początku jak przeholuję, to później umieram. Podjazd wlókł się dość długo, bo ponad 2 km. Nareszcie zaczął się teren, gdzie czaiło się błoto, mnóstwo błota. Trasa była mocno interwałowa, więc jechało się ciężko, a błoto zamulało i na zjazdach nieźle poniewierało. Na jednym z podjazdów, błoto całkowicie zablokowało przednie koło- musiałem się nieźle namęczyć, żeby je usunąć. Już tradycyjnie po przejechaniu 20 km zaczęło mi się jechać bardzo dobrze, doganiałem kolejne grupki zawodników. Po 20 km napęd zaczął żądać smarowania i doczekał się dopiero po 40. kilometrach. Do błota się przyzwyczaiłem, więc jechałem dosyć sprawnie, ale tylko do momentu, kiedy pojawił się deszcz i zrobiło się zimno- dokładnie na 50. kilometrze. Błoto zrobiło się jeszcze bardziej śliskie i jechało się jak po lodzie. Do tej pory jakoś ratowałem się przed glebami, ale na ostatnim trawiasto- błotnym zjeździe to się zmieniło. Najpierw jedno lądowanie w trawie, kilometr dalej kolejne :D Nawet się nie podrapałem, więc napierałem dalej, bo szło mi dobrze. Jeszcze kilka przeszkód i dojeżdżam do mety, tuż przed innym zawodnikiem z mojej kategorii. Trasa może nie była wymagająca technicznie, jednak błoto sprawiło, że trzeba było uważać- jeden z zawodników na pierwszym zjeździe zaliczył drzewo i stracił przytomność, został zabrany przez karetkę. Wielkim plusem była możliwość nasmarowania łańcucha na bufetach- nie wiem jakbym dojechał do mety bez tego. Rower spisywał się doskonale, mimo, że błoto pchało się wszędzie, do tego dochodziła owijająca się gdzie da, trawa.
Trasa mega miała ok. 57 km i były to dwie pętle: 40 i 17 km.
Czas w którym pokonałem trasę to 3:51:30.
W kategorii mega M3 zająłem miejsce 12/45.
W kategorii open mega 37/120.
Nie pamiętam kiedy mnie ostatnio tak bolały nogi- miałem problem z chodzeniem :D
Everytrail
GPS padł 7 km przed metą :/
Na koniec fotka Teamowa
Pogoda od rana napawała optymizmem, przejaśniało się, a w chwili startu nawet świeciło słonko. W Pruchniku byliśmy ok. 8:30 i nastąpiło, to co zawsze, czyli rozpakowanie się, rozgrzewka i takie tam. Tuż przed 10 ustawiłem się w sektorze, tym razem był to sektor pierwszy :D Odliczanie i start- początek to asfaltowy podjazd. Jechałem swoim tempem, bo na początku jak przeholuję, to później umieram. Podjazd wlókł się dość długo, bo ponad 2 km. Nareszcie zaczął się teren, gdzie czaiło się błoto, mnóstwo błota. Trasa była mocno interwałowa, więc jechało się ciężko, a błoto zamulało i na zjazdach nieźle poniewierało. Na jednym z podjazdów, błoto całkowicie zablokowało przednie koło- musiałem się nieźle namęczyć, żeby je usunąć. Już tradycyjnie po przejechaniu 20 km zaczęło mi się jechać bardzo dobrze, doganiałem kolejne grupki zawodników. Po 20 km napęd zaczął żądać smarowania i doczekał się dopiero po 40. kilometrach. Do błota się przyzwyczaiłem, więc jechałem dosyć sprawnie, ale tylko do momentu, kiedy pojawił się deszcz i zrobiło się zimno- dokładnie na 50. kilometrze. Błoto zrobiło się jeszcze bardziej śliskie i jechało się jak po lodzie. Do tej pory jakoś ratowałem się przed glebami, ale na ostatnim trawiasto- błotnym zjeździe to się zmieniło. Najpierw jedno lądowanie w trawie, kilometr dalej kolejne :D Nawet się nie podrapałem, więc napierałem dalej, bo szło mi dobrze. Jeszcze kilka przeszkód i dojeżdżam do mety, tuż przed innym zawodnikiem z mojej kategorii. Trasa może nie była wymagająca technicznie, jednak błoto sprawiło, że trzeba było uważać- jeden z zawodników na pierwszym zjeździe zaliczył drzewo i stracił przytomność, został zabrany przez karetkę. Wielkim plusem była możliwość nasmarowania łańcucha na bufetach- nie wiem jakbym dojechał do mety bez tego. Rower spisywał się doskonale, mimo, że błoto pchało się wszędzie, do tego dochodziła owijająca się gdzie da, trawa.
Trasa mega miała ok. 57 km i były to dwie pętle: 40 i 17 km.
Czas w którym pokonałem trasę to 3:51:30.
W kategorii mega M3 zająłem miejsce 12/45.
W kategorii open mega 37/120.
Nie pamiętam kiedy mnie ostatnio tak bolały nogi- miałem problem z chodzeniem :D
Everytrail
GPS padł 7 km przed metą :/
Rozgrzewka przed startem, czyli czas na pogaduchy.© miciu222145
Błotem, czy koleiną ?© miciu222145
Na podjeździe z Bartkiem.© miciu222145
Trochę oddechu na asfaltowym podjeździe :D© miciu222145
Gdzieś na drugiej pętli.© miciu222145
Meta tuż, tuż.© miciu222145
Nareszcie na mecie.© miciu222145
Na koniec fotka Teamowa